Kto się boi Lisbeth Salander?
2009-12-14 21:48:28
Bartosz Machalica
Proponując mi gościnną rozmowę na blogu "Krytyka kultury" powiedziałaś, że jesteś miłośniczką sagi Millenium, która do tej pory się nie ujawniła. Zaintrygowała mnie tak wypowiedź. Czyżby pokutował u Ciebie pogląd, że dla intelektualistki czytanie kryminałów jest czymś wstydliwym? Słabostką, którą nie należy chwalić się "w towarzystwie"?
Katarzyna Szumlewicz
Ależ nie, lubię kryminały i się tego nie wypieram. Moja żartobliwa wypowiedź o ukrywaniu się oznaczała raczej, że po prostu pożarłam kolejne części Millenium nie zastanawiając się początkowo nad ich wymową. Podobnie było w przypadku "Gotowych na wszystko", o których dyskutowałam na tym blogu z Agnieszką Mrozik. Tamten serial był jednak ironiczny, a saga Millennium, poza tym że oczywiście zawiera elementy niezwykle jaskrawe i przesadzone, jak na pop kulturę przystało, jest całkiem na serio. I ja to kupuję! Między innymi ze względu na kwestie, o których pisałeś w swojej recenzji z pierwszego tomu, "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet". Czy po lekturze całości podtrzymujesz, co wtedy twierdziłeś?
BM
Tamta recenzja nosiła tytuł "Kryminał dobry na kryzys". Była pisana w sytuacji, w której załamanie gospodarcze było przez media uznawane za największy news od czasów 11 września. Co ciekawe Stieg Larsson swoją trylogię pisał w czasach gdy neoliberalny kapitalizm miał się pozornie świetni. Słupki PKB rosły w górę w tempie, który mógł równać się tempu wzrostu słupków opisujących konsumpcję. Dzisiaj wiemy, że ten wzrost był pompowany przez finansowy kapitał spekulacyjny. I Larsson opisując rozkwit i upadek imperium Wennerstroma doskonale demaskuje mechanizm. Swoją drogą nie wiadomo, czy ta demaskacja nie jest nawet skuteczniejsza, gdy autor opisuje powstanie imperium Salander. Przepływy miliardów dolarów pozostających poza jakąkolwiek kontrolą i nie wiadomo do końca należące. Trudno o bardziej sugestywny opis obecnej gospodarki opartej na hiperszybkim krążeniu kapitału spekulacyjnego. Wszyscy wiemy, że filarem obecnego systemu gospodarczego jest neoliberalna hegemonia w mediach, a w działach ekonomicznych w szczególności. Larsson rewelacyjnie portretuje to środowisko, demaskuje mechanizmy medialnych nagonek wobec tych, którzy tę hegemonię próbują kruszyć.
KSz
Agnieszka Mrozik natomiast uzupełniła wtedy Twoją recenzję wskazaniem na to, że nie tylko pod względem opisu mechanizmów ekonomicznych książka jest lewicowa. Popatrzmy bowiem na to, kto znajduje się po "dobrej" stronie w kryminale Larssona: przede wszystkim kobiety, w tym lesbijki, są też geje, a jedna z najważniejszych postaci, Erika, żyje szczęśliwie w trójkącie miłosnym z mężem i głównym bohaterem, Mikaelem Blomkvistem. Po "złej" stronie natomiast mamy - zarówno wśród byłych nazistów, jak i wśród innych wrogów wolności - przede wszystkim mizoginów (o czym świadczy najdobitniej tytuł pierwszej części: "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet") i homofobów. Na nienawiści do lesbijek oparta jest nagonka na główną bohaterkę w drugim tomie powieści. Ona sama jako dziecko padła ofiarą zwolenników zamykania trudnych dzieci w zakładach psychiatrycznych o zaostrzonym rygorze, gdzie dochodzi do wielkich nadużyć. Mamy więc, poza klasyczną lewicowością, cały wachlarz problemów "obyczajowych": seksizm, homofobię, represyjne wychowanie. Rację ma więc Kinga Dunin pytając, jak to możliwe, że w prawicowym, konserwatywnym kraju saga Larssona robi taką oszałamiającą karierę? Przy czym nie wspomniałam o najważniejszym - głównej bohaterce, Lisbeth Salander, która w niczym nie przypomina potulnych czy nawet demonicznych laluń, tradycyjnie występujących w kryminałach...
BM
Wydaje mi się, że epoka demonicznych laluń w kryminałach to przeszłość. Przynajmniej jeśli mówimy o kryminałach skandynawskich. Przykładowo u Mankella najinteligentniejszą śledczą pracującą razem z głównym bohaterem jest kobieta. Podobnie rzecz ma się również w zespole policyjnym ukazanym w II i III tomie Millenium. Zresztą warto zwrócić uwagę na fakt, że w policyjnym zespole tylko jedna osoba ma poglądy homofobiczne i mizoginiczne, za co jest sekowana przez resztę funkcjonariuszów i funkcjonariuszek. Obawiam się, że polskiej policji proporcje byłyby dokładnie odwrotne. Warto w tym miejscu odnieść się do polskich recenzji Millenium, w których z uporem godnym lepszej sprawy powtarza się, że Larsson demaskuje Szwecję, jako kraj homofobów, mizoginów, rasistów itp. Patrząc na świat przedstawiony książek Larssona z perspektywy polskiej rzeczywistości społecznej nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać nad tymi opiniami. Owszem Larsson pokazuje, że homofobia, rasizm czy mizoginia to problemy szwedzkiego społeczeństwa, jednocześnie jednak nie ukrywa, że postawy te nie cechują większości Szwedów i Szwedek. Na polskim podwórku - szczególnie jeśli chodzi o homofobię - sprawy mają się zgoła inaczej. Masz jednak absolutną rację pisząc, że Larsson łączy lewicowość ekonomiczną z emancypacyjnym stanowiskiem w sferze tak pogardzanej przez niektórych "obyczajówki". Rzeczywiście spostrzeżenie Kingi Dunin jest bardzo trafne. Jestem ciekaw, jaka jest Twoja diagnoza dotycząca przyczyn popularności Millenium właśnie w Polsce. Pomijając tak oczywistą przyczynę jak moda na kryminały Mankella wytworzona swego czasu przy pomocy "Polityki".
KSz
Przyczyną popularności jest przede wszystkim główna bohaterka! Lisbeth Salander jest niezwykła, olśniewa i uwodzi, chociaż nie jest z niej żadna sex bomba, a i z mężczyznami jej się średnio układa. Na szczęście lubi również kobiety. Jest ona geniuszką komputerową, poza tym jest osobą wycofaną, mającą problemy z psychiką: łagodną postać autyzmu. Jej dystans do innych ludzi nie dotyczy jednak osób doświadczających jakiejkolwiek krzywdy. Staje po ich stronie bez wahania i potrafi wiele zaryzykować, by sprawiedliwości stało się zadość. Salander wie, co to jest być ofiarą nagonki, nadużyć seksualnych czy "tylko" społecznego lekceważenia. Niech się mają na baczności oszuści, wyzyskiwacze, seksiści, sprawcy przemocy domowej i ci, którzy dzielą społeczeństwo na lepszych i gorszych. Salander się z nimi policzy! Nie interesują jej przy tym splendory, uznanie. Ma swój dziwny anarchiczny bycia i nie zamierza go zmienić. Jednocześnie posiada cechy nadludzkie, jak przystało na ikonę pop kultury: pomimo że jest bardzo niska i chuda, potrafi pokonać w walce gang motocyklowy, a jej umysłowi nie oprze się najprecyzyjniejszy system komputerowy. To Salander sprawia, że zakochujemy się w sadze Millennium. Mikael Blomkvist też jest bardzo sympatyczny, ale na pewno bardziej zwyczajny niż niesamowita dziewczyna. W jej genialnym popkulturowym wizerunku razi mnie właściwie tylko jedna rzecz - że w wyniku rozczarowania miłosnego robi sobie operację powiększenia piersi. Wcześniej była płaska jak deska i właśnie taka była piękna. Pomimo że jej motywacje są zrozumiałe, uważam, że współczesna idolka powinna uczyć kobiety samoakceptacji. Mimo że jej nie czuje, posiada cechy ikony feministycznej: wzbudza nasz podziw tym, czego w naszej kulturze odmawia się kobietom. U Salander lubimy nie tylko inteligencję, samodzielność i odwagę, ale także agresję czy brak umiejętności przebaczania.
BM
Ale przecież Polacy generalnie nie lubią inności. Osoby wyróżniające się w tłumie nie są akceptowane. Strój w metrze, tramwaju, czy autobusie w narodzie jest raczej jednorodny. Lubimy freaków/freaczki, "brudasów/brudaski", piercingomaniaków/maniaczki, ale na kartach powieści, a nie w tramwaju i to najlepiej w Szwecji a nie w Polsce? Co do biustu, to wiedziałem, że wątek się pojawi. Ale jest jeszcze kwestia Irene Nesser. Czy alter ego pojawia się tylko po to, aby skubać burżuja? Czy nie jest to alternatywna tożsamość, w której wcielanie się sprawia Salander przyjemność?
KSz
Wątek Irene Nesser wskazuje na wielość osobowości Salander. Ciekawe jest w książce to, że mimo iż jej postać jest narysowana grubą kreską, to wiele rzeczy pozostaje w niej niedopowiedzianych, zamazanych. W pewnym sensie właśnie inni są przewidywalni, ona - nie. Czy ma kompleksy? Czy czuje się niespełniona? I tak, i nie. Z jednej strony jest z siebie permanentnie niezadowolona; z drugiej, powszechnie uznane wartości, jak wystawny sposób życia, sława czy powodzenie jej nie interesują. Od pewnego momentu jest niezwykle bogata, ale w jej dwudziestokilkupokojowym mieszkaniu tylko trzy pokoje są umeblowane, zresztą panuje w nich bałagan. Po nagonce mediów nie pragnie zadośćuczynienia innego, niż żeby dano jej spokój. Czy to jako Irene Nesser, czy jako ona sama, prowadzi bardzo przypadkowe życie seksualne: na pewno nie kolekcjonuje efektownych podbojów. Z jej genialności zdaje sobie sprawę tylko kilka osób i Salander bardzo się stara, by tak pozostało: nie chodzi tylko o nielegalność tego co robi, w końcu jej inteligencja mogłaby zostać doceniona na wielu polach, choćby matematyki: w momentach szczególnego napięcia rozmyśla nad najtrudniejszymi zagadnieniami z tej dziedziny. Bohaterka jest dzika, bo życie ją źle potraktowało, ale jest też dzika, bo chce być dzika. Czy Polacy lubią takie osoby, czy nie? Chyba lubią, chociaż się ich boją. Dawno już potrzebowaliśmy takiej bohaterki.
BM
Ale na czym opierasz twierdzenie, że lubią? Moim zdaniem postać Salander komplikuje a nie rozwiązuje zagadkę popularności Millenium w Polsce. Nie dość, że sporo w książce tzw. lewactwa to jeszcze bohaterka, z gatunku tych, które nad Wisła nie są tolerowane.
KSz
Można to porównać do recepcji twórczości Elfriede Jelinek. Jej Nobel spotkał się początkowo z samymi szyderstwami, nikt nie chciał jej wydawać. Obecnie cieszy się wielką popularnością, chociaż przecież konserwatyzm polskich elit nie uległ zbytniej zmianie. Na pewno oddziałał Nobel, nie bez znaczenia jest jednak także przekaz - niewątpliwie feministyczny i lewicowy, o czym się jednak niewiele mówi, zwłaszcza o lewicowości. Z Millenium, które jest oczywiście zupełnie innym typem sztuki, sprawa ma się podobnie. Popularność cyklu na świecie przekonuje i polskich czytelników. Ale to przecież nie wszystko, nie czyta się w Polsce tylko dlatego, że gdzie indziej się czyta. Wydaje mi się, że zakazane treści są jakoś atrakcyjne, choć jest to ukrywane. W końcu sam wspomniałeś, że zdaniem polskich recenzentów Larsson wyśmiewa państwo opiekuńcze. Salander jest z kolei reklamowana jako szwedzka wersja Lary Croft. Nie będę się jednak upierać, że znam powody, dla których w Polsce pokochano ją tak samo jak w innych krajach. Mogę mówić tylko o swojej sympatii dla niej. A powracając jeszcze do lewicowości - czy nie uważasz, że pojawienie się na końcu policjantki Figueroli jako postaci jednoznacznie pozytywnej jest nieco podejrzane? Wszystko wraca na swoje miejsce, prawo ma być przestrzegane, a wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Może dlatego Salander znika, by incognito wieść życie niepasujące do prawa i porządku, nawet gdy są one zdefiniowane lewicowo?
BM
Wiesz, Larsson to nie Negri, a Szwecja to nie Włochy. Dla szwedzkiej lewicy państwo nigdy nie było głównym obiektem ataku. Nigdy nie uchodziło za główny obiekt krytyki. Po prostu dlatego, że państwo to jednak kształtowali socjaldemokraci. Oczywiście w ciemnych zakamarkach władzy - wojsku, służbach kryją się struktury i osobniki niezbyt przychylne wobec koncepcji Domu Ludu, ale generalnie są oni w ukryciu, są zmuszeni do konspirowania, ukrywania swoich przekonań. Dlatego postać Figueroli mnie nie zaskakuje. Zresztą w pierwszym tomie też jest pozytywna postać policjanta, który latami usiłuje rozwiązać zagadkę zniknięcia Harriet. Państwo to jednak nie jest i nie było rajem. Generuje swoje ofiary - które jak Salander mają powyżej uszu szwedzkiego państwa i społeczeństwa. Stąd ucieczka - tylko dokąd?
KSz
Niestety, nie dowiemy się - Larsson nie żyje i nie napisze kolejnych tomów sagi. Nierozwiązany pozostanie także inny ciekawy wątek - siostry Salander. A czy warto krytykować państwo nawet gdy jest ono lewicowe - to jest z kolei otwarta kwestia dla nas.



poprzedninastępny komentarze