Ekonomia (dziewczęcego) marzenia
2015-06-24 19:01:27
Przeczytałam niedawno dwa arcyciekawe wpisy na blogu Elizy Szybowicz „Nie tylko Musierowicz” poświęcone miejscu i roli marzeń w PRL-owskiej powieści dla dziewcząt. Omawiając nieco zapomniane dziś utwory, które ukazywały się od lat 60. do końca 80., autorka uwypukliła (nie)oczywistą różnorodność dziewczęcych marzeń (od miłosnych westchnień, przez pragnienie zdobycia zawodu i pracy pozwalającej na godne życie, po imperatyw wyjścia poza osobiste, indywidualne szczęście i podjęcia działań na rzecz dobra większej społeczności), wskazała na dokonującą się w czasie ewolucję, w wyniku której u schyłku PRL-u marzenia prywatne, o szczęściu w miłości, udanym związku z mężczyzną itp. zyskały prymat nad wszystkimi innymi, ale też (a może przede wszystkim) zwróciła uwagę na występowanie w polskiej kulturze głównego nurtu przed 1989 rokiem stosunkowo silnego przyzwolenia na dziewczęce marzenia wymykające się dominującym i obowiązującym regułom ról i wzorców płci oraz klasy. Oto na przykład niektóre bohaterki – niejako pod prąd ideałowi awansu społecznego realizowanego w mieście – marzyły o pozostaniu na wsi i założeniu spółdzielni, która miała dać im utrzymanie, a zarazem stać się przestrzenią konstytuowania się nowej formy rodziny – z wyboru, z przyjaźni, ze wspólnej pracy i pasji. Inne, troszcząc się o los ludzi niewykształconych, biednych, nieporadnych życiowo, ujawniały cechy nieprzystające do tradycyjnego wzorca kobiecości: były krnąbrne, uparte, zdeterminowane do działania. Jeszcze inne wykraczały w marzeniach poza to, co materialne, namacalne, konkretne, jak gruntowne wykształcenie i dobry zawód, i pragnęły oddziaływać na świat poprzez sztukę, nawet jeśli wierność tej pasji miałaby oznaczać rezygnację ze szczęścia w miłości.

Szybowicz pisze, że w marzeniach bohaterek PRL-owskich powieści dla dziewcząt – ich różnorodności i niejednoznaczności – widać przenikanie się różnych warstw kultury: nie są więc one ani wyłącznie tradycyjne, ani jedynie postępowe, ani tylko konserwatywne, ani zdecydowanie emancypacyjne. Omawiane przez autorkę teksty unaoczniają i umacniają nieoczywistość marzeń, nie rozstrzygając (przynajmniej do pewnego momentu) rezultatu swoistego ścierania się czy negocjowania marzeń przez literackie bohaterki, ani tym bardziej przez odbiorczynie literackich treści.

To, co mnie szczególnie zainteresowało w analizach Szybowicz, to spostrzeżenie, że działo się to wszystko nie na marginesie, ale w głównym nurcie kultury, w którym przecież transmitowany i reprodukowany był określony płciowo i klasowo przekaz podtrzymujący hegemonię dyskursu dominującego. Albo więc ówczesny dyskurs nie był tak skostniały i zuniformizowany, jak przyzwyczailiśmy się sądzić, albo status literatury jako medium (re)produkcji marzeń, pragnień i aspiracji był wyjątkowy, skoro legitymizowała ona wypuszczanie się na bezdroża fantazjowania bez lęku przed karą i przymusem jednoznacznego samookreślenia się podmiotu marzącego, albo też sama kultura (i ekonomia) marzenia rządziła się takimi prawami, które stymulowały dość swobodne śnienie na jawie, dopuszczały wewnętrzne sprzeczności, przyzwalały na rozłączność procesów marzenia i materializacji marzeń. Albo wszystko naraz.

Czytanie o marzeniach bohaterek PRL-owskich powieści dla dziewcząt jest fascynujące nie tylko z uwagi na bogactwo i różnorodność samych fantazji i planów czynionych w zaciszu pokoików nastolatek, snutych często pod prąd obowiązujących scenariuszy funkcjonowania w grupie rówieśniczej, towarzyskiej, sąsiedzkiej, ale przede wszystkim z racji owej – silnie obecnej w analizowanych tekstach – swobody marzenia i wpisanej w proces fantazjowania wolności myśli, które niekoniecznie muszą się konkretyzować, zyskiwać materialny, namacalny kształt, urzeczywistniać się. W zderzeniu z tą fascynującą lekturą marzeń zatrzaśniętych na kartach tekstów powstałych w poprzednim ustroju odbiór fantazji i pragnień bohaterek współczesnej kultury – nie tylko werbalnej, ale i wizualnej – napawa pesymizmem czy wręcz frustruje. Dlaczego?

Po pierwsze, mimo silnego nacisku na indywidualizm i różnorodność marzeń, pragnień i aspiracji są dziś one wyjątkowo homogeniczne i zestandaryzowane. Reklama, poradniki, celebryci medialni, którzy podpowiadają, jak prowadzić dom, kiedy uprawiać seks, w jaki sposób wychowywać dzieci, jak się rozwieść, jak odnieść sukces w pracy itd., stają się tyleż menadżerami naszych marzeń, co ich generatorami; ucieleśnieniem i kreatorem. Tym samym proces marzenia, fantazjowania, śnienia na jawie podlega wyraźnemu odpodmiotowieniu: nie tyle marzymy, ile przeżuwamy zaprojektowane dla nas marzenia o smukłym ciele, namiętnym seksie, udanym związku, oszałamiającej karierze, władzy i pieniądzach. Śnimy o podobnym i w podobny sposób. Przykładowo przekaz głównego nurtu polskiej kultury po 1989 roku wytwarza i uprawomocnia fantazje dziewcząt i młodych kobiet oscylujące wokół udziału w programach reality show typu TOP MODEL, pasowania na „wodziankę”, kariery w branży shoppingowej, małżeństwa (najlepiej z kimś znanym), ewentualnie prowadzenia firmy i zarządzania podległymi sobie pracownikami.

Po drugie, za sprawą reklamy i mediów elektronicznych – czy szerzej za sprawą dominacji kultury wizualnej – skróceniu, by nie powiedzieć eliminacji uległ dystans między fantazją a jej konkretyzacją, marzeniem a jego materializacją. Marzenia są dziś nie tylko inne, inaczej generowane niż kilkadziesiąt lat temu, ale pełnią też inną rolę w procesie kształtowania się tożsamości człowieka i budowania jej/jego pozycji w społeczeństwie. Dominacja obrazu nad pismem sprawia, że marzenia przyjmują postać gotowych produktów, pakietów aspiracji, projektowanych z myślą o błyskawicznej i skutecznej realizacji. Można powiedzieć, że marzeń się dziś nie snuje, ale konsumuje. Piękne ciało? Udany związek? Namiętny seks? Oszałamiająca kariera? Możesz je mieć, jeśli zaryzykujesz i zgłosisz się do programu telewizyjnego, jeśli kupisz poradnik, jeśli zainspirujesz się celebrytką – tą przewodniczką po krainie zrealizowanych już marzeń. Brak czasu, a przede wszystkim konieczność podejmowania nieustannych wyborów sprawiają, że proces fantazjowania, śnienia na jawie, snucia marzeń zostaje skrócony, ograniczony do minimum, co nie pozostaje bez wpływu na ich treść: bardziej jednoznaczną, podporządkowaną istniejącym normom.

Po trzecie, brutalniejsze niż wcześniej wydają się mechanizmy dyscyplinowania podmiotów marzących: sterowanie procesem fantazjowania i egzekwowanie właściwych marzeń. Brutalność wiąże się przede wszystkim z instalowaniem wewnątrz podmiotów marzących poczucia winy za kształt ich marzeń. Marzenia niemieszczące się w społecznie skonstruowanych normach zostają napiętnowane i skierowane do poprawki. Marzenia, które nie dają się okiełznać, zostają w głównym nurcie przemilczane i przerzucone na margines kultury. Przykłady takich dyscyplinujących praktyk można mnożyć. Programy telewizyjne w rodzaju Perfekcyjna pani domu przyuczają kobiety do właściwego sprzątania mieszkania, wysyłając im zarazem sygnał, że idealne prowadzenie domu powinno znaleźć się na szczycie hierarchii ich marzeń. Inne programy, skoncentrowane na poprawianiu urody czy dbałości o strój, zaszczepiają kobietom przekonanie, że troska o właściwy wygląd powinna być nie tylko ich pragnieniem, ale wręcz obowiązkiem. Głośny w ostatnich tygodniach spot Fundacji Mamy i Taty kieruje z kolei marzenia, pragnienia i aspiracje kobiet w stronę macierzyństwa, wszelkie inne piętnując i dezawuując. Nie tylko domaga się od kobiet właściwych priorytetów i decyzji (najpierw dziecko!), ale przede wszystkim ustanawia samo pole wyboru (dziecko albo kariera), wymazując wszystko, co w dominującym porządku marzeń, pragnień i aspiracji się nie mieści (np. walka z przemocą wobec kobiet, biedą, zaangażowanie w pomoc dla imigrantów, osób starszych itp.).

Na koniec pytanie o literaturę dla dziewcząt (czy szerzej dla młodzieży) i jej rolę w porządku (re)produkowania marzeń. Świadomie przytoczyłam wyżej przede wszystkim przykłady przedsięwzięć medialnych i popkulturowych, bo to one znajdują się dziś w głównym nurcie kultury w Polsce i to one generują marzenia oraz obiecują ich szybkie urzeczywistnienie. Literatura przestała pełnić funkcję wyjątkowego medium, które jest nośnikiem i kreatorem marzeń, pragnień i aspiracji odbiorców. Z przeprowadzanych od czasu do czasu badań czytelnictwa wynika, że Polacy i Polki – zarówno dorośli, jak i dzieci oraz młodzież – czytają mało, a jeśli już, to utwory niezbyt wymagające, łatwe w czytelniczej konsumpcji. Wśród lektur nastolatek dominują albo zagraniczne utwory dla młodzieży, tłumaczone na język polski (jak bijąca rekordy popularności seria o Harrym Potterze czy tzw. wampiryczna saga „Zmierzch”), albo książki – polskie i zagraniczne – dla dorosłego odbiorcy (swego czasu romanse autorstwa Katarzyny Grocholi pochłaniały zarówno kobiety po 40. roku życia, jak i nastolatki), albo – co ciekawe – utwory z „poprzedniej epoki”, w których zaczytywały się nasze mamy, a niekiedy nawet babcie. Ten ostatni przykład jest ciekawy, bo wskazuje albo na międzypokoleniowy dialog czytelniczy – relację między matkami i córkami budowaną w oparciu o wspólne lektury – albo jest świadectwem czytelniczych poszukiwań młodych kobiet, których marzenia kierują się w stronę innych niż aktualnie dostępne literackich światów.

Analiza tego, co czytają dziś dziewczęta, pokazuje jednak coś jeszcze: oto brakuje na rynku czytelniczym publikacji rodzimych, napisanych z myślą o młodej odbiorczyni; publikacji, które będą uwzględniać problemy i pragnienia dziewcząt, usytuowane w określonym kontekście społecznym i kulturowym; które nie będą ani infantylizować młodych czytelniczek, ani nachalnie wprowadzać ich w dorosłość. Brakuje w głównym nurcie polskiej kultury tekstów kształtujących wyobraźnię dziewcząt, poszerzających ich ambicje, rozbudzających i wzmacniających ich wrażliwość, uczących współpracy i koleżeństwa. Nie musi (a może nawet nie powinna) być to zresztą literatura sprofilowana płciowo, ale uniwersalna: przekazująca, umacniająca, a niekiedy dopiero wytwarzająca uniwersalne wartości humanistyczne, jak równość, sprawiedliwość, przyjaźń, wrażliwość na krzywdę innych. Tak się składa, że wartości te w dużej mierze znajdują się dziś w sferze marzeń. Bez literatury, w tym zwłaszcza literatury dla młodych odbiorców, trudno będzie o swobodę myśli, nieskrępowane fantazjowanie, niejednoznaczne marzenia, wymykające się obowiązującym aktualnie normom pragnień i aspiracji, wykraczające poza te normy, projektujące ich zmianę. Lub krócej: bez literatury nie będzie marzeń, a bez marzeń nie będzie wizji innego, lepszego świata.

poprzedninastępny komentarze