O niezbędności "Niezbędnika"
2013-05-10 15:27:41
Stawką walki o pamięć historyczną jest przyszłość: kształt obecnych i przyszłych stosunków społecznych, relacji władzy i modelu gospodarki. - to główna teza mojego tekstu, który ukazał się w portalu Lewica 24, a inspiracją do jego napisania były komentarze na temat "Niezbędnika historycznego lewicy". Oto cały artykuł:

Wydany przez Centrum im. Daszyńskiego „Niezbędnik historyczny lewicy” wzbudził emocje wśród komentatorów polskiego życia publicznego. Zgodnie z oczekiwaniami dominujący nurt medialny przyjął tę publikację z niechęcią, która wyrażana jest w różnoraki sposób.

Część środków masowego przekazu (a zwłaszcza jedna z prywatnych telewizji, która powstała m.in. dzięki uprzywilejowanej pozycji biznesowej w PRL swych założycieli związanych w przeszłości z gierkowską TVP) postanowiła wykpić treść tej publikacji, skupiając się na dekadzie Gierka. Niestety, w materiale zabrakło przebitek ze słynnym Studiem 2 prowadzonym przez państwa Walterów w latach 70. ubiegłego wieku.

Natomiast pewien znany filozof i były duchowny emocjonalnie i na serio zaatakował „Niezbędnik”, pisząc, że gdyby nie PRL nasi rodzice „mogliby podróżować, leżeć bykiem na Majorce, kończyć studia w różnych miejscach na świecie”.

Z kolei publicystka „Gazety Wyborczej” postanowiła zrobić długą wyliczankę, co zostało w „Niezbędniku” pominięte lub niewystarczająco obszernie opisane. Całkowicie w ten sposób zlekceważyła wypowiedziane przez autorki i autorów książeczki motywacje, którymi nie było stworzenie podręcznika do historii, lecz krótkiego, hasłowego kompendium o kwestiach pomijanych w debacie publicznej lub zafałszowywanych z politycznych pobudek.

Ze względu na swoją lakoniczną formę i polityczny kontekst można „Niezbędnikowi” zarzucać, że czegoś w nim brakuje, że o czymś (o kimś) można było napisać więcej lub inaczej. Jednak na pewno niewątpliwą zaletą tego opracowania jest próba stworzenia innej narracji o najnowszej historii, przeciwstawnej do dyskredytującego okres PRL tonu głównego nurtu debaty publicznej. I nie było intencją jego autorek i autorów zaprzeczanie oczywistym przewinom, ciemnym i ponurym elementom tamtej rzeczywistości.


Prawicowa dyskredytacja PRL

Dominująca narracja o PRL, formułowana przez prawicę i kontrolowane przez nią instytucje z Instytutem Pamięci Narodowej na czele, opiera się na założeniu, że system polityczny w latach 1944 – 1989 został narzucony z zewnątrz, zaś jego funkcjonariusze byli narodowymi zdrajcami na usługach obcego mocarstwa. Ich działaniom nie towarzyszyła żadna pozytywna motywacja. Wręcz przeciwnie: poczynaniami przedstawicieli władz PRL kierował serwilizm wobec ZSRR, konformizm, żądza władzy i osobiste korzyści. Konsekwencją takiego toku myślenia jest całkowite pominięcie uwarunkowań zewnętrznych (geopolitycznych) i wewnętrznych (społecznych i ekonomicznych), w jakich tworzona była polska państwowość po zakończeniu II wojny światowej.

Dla historyków spod znaku IPN oraz prawicowych polityków i publicystów PRL to okres jednorodny, w którym być może zmieniały się ekipy rządzące, ale nie miało to większego znaczenia dla życia politycznego, społecznego i ekonomicznego. W oficjalnym dyskursie nie odróżnia się stalinizmu od tzw. małej stabilizacji czasu Gomułki, dekady Gierka od rządów gen. Jaruzelskiego.

Całkowicie też pomija się elementy przemian społecznych i gospodarczych, które całkowicie zmieniły strukturę polskiego społeczeństwa, zapewniając milionom obywateli awans edukacyjny i zawodowy. Rzeczywistość społeczno – ekonomiczną PRL redukuje się do pustek półek w sklepach oraz absurdów planowej gospodarki. Do dyskredytacji tamtego modelu częstokroć używa się szyderstwa i kpiny

Nawet interpretacja buntów i niepokojów społecznych okresu PRL jest przefiltrowana przez ideologiczne ramy prawicowego dyskursu. Po pierwsze, czytając rozmaite artykuły i słuchając rocznicowych przemówień można odnieść wrażenie, że przytłaczająca większość polskiego społeczeństwa była wrogo nastawiona do tamtejszej rzeczywistości i władz PRL, które żyły w wyizolowanych, niewielkich enklawach.

Po drugie, choć niemal wszystkie wystąpienia robotnicze przed 1989 rokiem miały tło społeczno – ekonomiczne i nie były wymierzone w socjalistyczne podstawy systemu, są dziś przedstawiane jako zrywy narodowo – wyzwoleńcze wymierzone w „obcego okupanta”. Co ciekawe: jednym z najbardziej gorliwie pomijanych dziś dokumentów związanych z sierpniowym zrywem robotniczym roku 1980 jest pierwszy program „Solidarności” zatytułowany „Rzeczpospolita samorządna” zawierający egalitarne, socjalistyczne postulaty oddolnej demokracji i robotniczej partycypacji.


Pamięć historyczna narzędziem walki o przyszłość


Wszystkie te elementy (i wiele innych) prawicowej propagandy antypeerelowskiej mają na celu nie tylko dyskredytację tego okresu w polskiej historii oraz napiętnowanie osób współtworzących tamtą rzeczywistość. Wbrew pozorom stawką tych działań nie jest wymierzenie historycznej sprawiedliwości. Stawką walki o pamięć historyczną jest przyszłość: kształt obecnych i przyszłych stosunków społecznych, relacji władzy i modelu gospodarki.

Prawicowa narracja historyczna traktuje PRL jako narzucony z zewnątrz system o charakterze epizodycznym, który próbował zburzyć „naturalny” stan stosunków społecznych opartych na klasowych hierarchiach. Dyskredytacja Polski Ludowej ma sankcjonować dzisiejszą restytucję przedwojennych relacji społecznych. Antypeerelowski dyskurs historyczny realizowany od 1989 roku legitymizuje takie procesy, jak reprywatyzacja mienia publicznego. Służące po II wojnie światowej całemu społeczeństwu nieruchomości są dziś zwracane dawnym właścicielom, którzy mandat do własności często wywodzą z arystokratycznych korzeni swych przodków i wynikających z nich przywilejów przedwojennych i praw własności..

Krytyka i ośmieszanie Polski Ludowej służy także deprecjacji współczesnych postulatów na rzecz bardziej egalitarnych rozwiązań w dziedzinie polityki społecznej czy aktywnej roli państwa w gospodarce. Prawicowy dyskurs historyczny ma osłabić pozycję współczesnych, lewicowych propozycji w zakresie opieki zdrowotnej, rynku pracy, oświaty czy inwestycji publicznych w gospodarce.

Dlatego walka o historyczną narrację o PRL jest dla lewicy także walką o prawomocność własnych postulatów społeczno – gospodarczych we współczesnym dyskursie politycznym. I nie chodzi tu tylko o lewicę wywodzącą się z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale także o inne środowiska.


O lewicową narrację o Polsce Ludowej


Wadą dotychczasowej retoryki historycznej płynącej ze środowisk SLD była jej defensywność i ograniczenie pola polemicznego do kwestii związanych z uwarunkowaniami geopolitycznymi oraz wskazywanie na patriotyczne motywacje przedstawicieli władz PRL i ich chęć do wypracowania jak najszerszego zakresu decyzyjności w warunkach ograniczonej suwerenności państwowej okresu zimnej wojny. Choć nie należy pomijać tej argumentacji i podważać jej wagi, to nie można zapominać, że jest ona na wskroś konserwatywna. Ma ona znaczenie, gdy idzie o obronę poszczególnych polityk i osób zaangażowanych w strukturach władzy PRL. Lewicy powinno zaś zależeć jednak także, by opowieść o PRL służyła realizacji stricte lewicowych celów politycznych dzisiaj.

Dlatego lewicowa narracja o Polsce Ludowej musi podkreślać emancypacyjny i postępowy charakter przemian społecznych, jakie zaszły po 1945 roku. A miały one w istocie charakter rewolucyjny.

Rewolucyjny charakter miał szeroko zakrojony proces industrializacji, który przyniósł radykalną zmianą struktury społecznej: społeczeństwo polskie ze wsi przeniosło się do miast, gdzie znalazło pracę, mieszkania, edukację, opiekę zdrowotną i szereg innych usług i świadczeń. Rewolucyjny charakter miały też zmiany w systemie edukacji, która stała się powszechna i bezpłatna. Również kultura – także ta wysoka – przestała być dobrem zarezerwowanym tylko dla elit, a zaczęła być dobrem ogólnospołecznym.


Wciąż żywa pamięć


Dyskredytacja PRL sprzyja uprawomocnieniu procesów komercjalizacji i prywatyzacji usług publicznych (opieki zdrowotnej i oświaty, także placówek kultury), poddania rynkowej logice całego sektora budownictwa mieszkaniowego oraz ograniczeniu zakresu i wysokości świadczeń społecznych. Zjawiska te, trwające od dwóch dekad, nasilają się w ostatnich latach.

Dlatego lewica, jeśli chce na serio podjąć wysiłek modernizacyjny, musi odwoływać się do tych elementów spuścizny PRL, które wciąż są obecne w pamięci milionów Polaków i wiążą się z poczuciem bezpieczeństwa socjalnego i awansu społecznego.

Wybitny brytyjski historyk Tony Judt (1948 – 2010) w swej ostatniej książce pt. „Źle ma się kraj”, będącej jego swoistym testamentem politycznym, napisał: „Wszelka argumentacja polityczna powinna zaczynać się od uznania naszego związku nie tylko z przyszłą poprawą, ale także z przeszłymi dokonaniami, naszymi i naszych poprzedników”. Słowa te były wskazówką dla pogrążonych w kryzysie zachodnioeuropejskich socjaldemokratów. Judt zasugerował, że zachodnia lewica powinna mobilizować swoich wyborców także poprzez odwołanie do przeszłości – do pamięci o sukcesach powojennego państwa opiekuńczego. W Polsce ze zrozumiałych względów trudno o realizację takiego scenariusza. Środowiska postępowe w naszym kraju mogą za to odwoływać się do wciąż żywej pamięci milinów Polaków o emancypacyjnym dorobku Polski Ludowej, którego byli - i w dużej mierze są do dzisiaj - beneficjentami. „Niezbędnik historyczny lewicy” temu właśnie służy.

Tekst ukazał się na portalu Lewica 24

poprzedninastępny komentarze