Siła wiary
2014-10-03 16:19:26
Nauczyłam się od feministek, że wbrew stereotypowemu obrazowi gwałtu jako napaści zakapturzonego obcego w ciemnej uliczce, molestują i gwałcą najczęściej osoby znane ofierze: bliscy, członkowie rodziny, współpracownicy, znajomi, partnerzy.

Nauczyłam się od feministek, że kiedy ktoś mówi, że został seksualnie wykorzystany/a, to należy dać mu/jej kredyt zaufania, bo ta informacja w pierwszej kolejności stygmatyzuje ofiarę.

Nauczyłam się od feministek, że osobom, które doświadczyły seksualnego nadużycia trudno jest przełamać milczenie na temat krzywdy, jakiej doznały, bo blokuje ich lęk przed społecznym wykluczeniem, podsycany presją wywieraną przez rodzinę, znajomych, bliskich, by tego nie robić.

Nauczyłam się od feministek, że najczęstszą reakcją całych grup społecznych na zarzut o molestowanie i gwałt jest pozbawienie wiarygodności tego, kto oskarża, a nie oskarżonego: poprzez robienie z tego kogoś osoby niezrównoważonej (przysłowiowego „wariata”), przewrażliwionej, mściwej lub posiadającej ukryty interes w przedstawianiu siebie jako ofiary.

Nauczyłam się od feministek, że w kulturze, w której żyję, by ktoś dostąpił zaszczytu uznania za ofiarę przemocy seksualnej, musi najpierw przejść tekst nieskazitelności. W myśl tej zasady jedyna „prawdziwa” ofiara gwałtu to dziewica, która w sukience do kostek i zakrytą twarzą właśnie szła do kościoła, gdy znienacka została napadnięta przez złego wilka. I nie było to w ciemnym parku, bo grzeczne dziewczyny wiedzą, by do parku nie wchodzić, gdyż wtedy same się o gwałt upraszają. Każda inna okoliczność czyni ofiarę podejrzaną. A już najbardziej to, że ofiara jest osobą posiadającą życie seksualne oraz że znała kogoś, kogo teraz oskarża. (patrz: punkt pierwszy).

Nauczyłam się od feministek, że „prywatność” to kategoria ideologiczna, która często chowa najbardziej rażące krzywdy i przysłania nierówności wytwarzane systemowo.

Nauczyłam się od feministek, by czujnie przyglądać się estetycznym kategoriom złego smaku, niesmaku i żenady, bo nierzadko ich użycie powodowane jest intencją usunięcia czegoś w cień jako niewartego dyskusji.

Kiedy piszę „od feministek” mam na myśli feministyczne teorie i badania; teksty akademiczek, aktywistek i publicystek; moje wykładowczynie z Gender Studies; pisarki, którym bliska jest wrażliwość na nierówności.

A teraz od częściowo tych samych feministek słyszę, że mężczyzna, który powiedział, że został seksualnie nadużyty, powinien iść do psychiatry. Że skoro interesownie się zadawał z kobietą, którą teraz oskarża, to sam się prosił o gwałt(1). Że jest wyrachowanym oszczercą, który na swoim zarzucie chce zbić sławę i pieniądze. Że robi „Pudelka”. Że jego zachowanie jest "niesmaczne", "żenujące" i "ohydne", bo "publicznie pierze prywatne brudy".

Sama oskarżona ukarała oskarżającego publicznym outingiem jego i jego partnera, oraz zarzuciła im obu korupcję(1). Nawet jeśli, to co ma piernik do wiatraka? Czy to, że ktoś nie zapłacił podatku, okradł bank albo oszukał na maturze czyni ją/go osobą niepodatną na molestowanie i gwałt?

Męska dominacja oraz ugenderowienie świata społecznego sprawiają, że inny jest kontekst oskarżenia o molestowanie i/lub gwałt mężczyzny, a inny kobiety. Różnicuje kontekst także to, kto takie oskarżenie artykułuje. Nie trzeba jednak widzieć symetrii tam, gdzie jej nie ma ani rozstrzygać racji, by ustrzec się przed piętnowaniem, dezawuowaniem, obrażaniem i mową nienawiści wobec kogoś, kto powiedział, że doświadczył seksualnego nadużycia. Tymczasem „falliczny palant”, „wesz”, „”oszust”, „ten pan”, „seksistowski macho”, „interesowny gnojek” to tylko garstka spośród epitetów, jakimi moje siostry w feminizmie obrzuciły takiego kogoś. Dlaczego? Bo kobietą, której to zarzucił, jest ich koleżanka i zarazem osoba o wysokiej pozycji w środowisku feministycznym.

Traf chciał, że ten sam mężczyzna napisał wcześniej książkę, której kobieta oskarżona teraz przez niego o nadużycie seksualne, jest ledwie zawoalowaną bohaterką(3). Ta książka to laurka dla niej. Pean na jej cześć. Dowód autora fascynacji nią i uwielbienia dla niej. Nie ma w książce, o której mowa, cienia „ejdżyzmu”, który teraz autorowi zarzucają feministki(4). Jest za to wszystko to, o czym autor sam napisał w tekście, w którym pisał też o tym, że został seksualnie nadużyty: podziw i uwielbienie dla niej, skomplikowanie relacji z nią, relacji tej niejednoznaczność, jego własne w tę relację uwikłanie. To wszystko, o czym za każdym razem mówimy – „my, feministki” – gdy jakaś kobieta, która zgłasza nadużycie seksualne, jest atakowana, że przecież miała z oskarżanym relacje seksualne także z własnej woli. Sztandarowym przykładem jest gwałt małżeński.

Mówimy to, dopóki to nie dotyczy „nas”. Bo, tak jak wszyscy, których oskarżamy o społeczną znieczulicę na przemoc seksualną, uważamy, że nas ona nie dotyczy, nam się nie przydarza, my jesteśmy z lepszych kręgów, bardziej kulturalnych, obytych, światłych i zrównoważonych emocjonalnie.

Ignacy Karpowicz napisał, że feministki zastosowały zasadę solidarności płci(5). Ale to nie solidarność kobiet z kobietą sprawia, że doświadcza on teraz fali przemocy. To solidarność z silniejszym. Z tym, z kim solidarność się bardziej opłaci. Bo cóż mężczyzna – w dodatku publicznie wyałtowany wbrew swojej woli jako gej – ugra na ujawnieniu seksualnych nadużyć, którym podlegał? Cóż poza opinią "pedała" lub robiącego wokół siebie szum niesmacznego pudelkowicza? Cóż poza społecznym ostracyzmem w środowisku, które jest jego i na którym mu zależy, co w swoim oświadczeniu szczerze wyznał? Będzie tam odtąd funkcjonował jako ktoś, kto napluł we własne gniazdo. Sposób mówienia o nim - szyderczy, zjadliwy, kpiarski, prześmiewczy - będzie od dziś przestrogą dla innych, by nie porywali się z motyką na słońce. Sądząc po tym, co się dzieje w internecie, on ma w tym środowisku pozycję słabszą niż osoba, o której twierdzi, że go nadużyła. A w społecznościach opartych o zasady towarzyskości i historie koleżeństwa instancją rozstrzygającą jest kapitał społeczny. Karpowicz zresztą, o ironio, społeczność tę sam opisał.

Niektóre moje koleżanki powiesiły na swoich facebookowych profilach tabliczki z napisem „wierzę Kindze Dunin”. Wiara to adekwatna w tej sytuacji kategoria. Silniejszy obdarzany jest silniejszą wiarą. Dlatego właśnie od feministek nauczyłam się obserwować, kto jest społecznie silniejszy. Widać każda z nas robi z tej wiedzy różny użytek.


1. Pisała o tym Katarzyna Michalczak w tekście "No pierwsze, to jak można faceta zgwałcić?": http://katarzyna-michalczak.nowe-peryferie.pl/2014/10/01/no-pierwsze-to-jak-mozna-faceta-zgwalcic/
2. Za: https://www.facebook.com/ReplikaKPH
3. Ignacy Karpowicz, Ości, Wydawnictwo Literackie, Kraków: 2013
4. http://desperak.codziennikfeministyczny.pl/2014/10/02/karpowicz-dunin-trzy-zero-dla-niego/
5. http://natemat.pl/118769,pisarz-ignacy-karpowicz-odpowiada-kindze-dunin-emocjonalny-wpis-na-fb-pelen-zwyklych-klamstw-ale-pieniadze-przelane

poprzedni komentarze