Są jeszcze inne kwestie i problemy takie jak np.:
- oszczędzanie na zlecaniu potrzebnych badań i ogólnie na świadczeniach w publicznym systemie ochrony zdrowia, swego rodzaju "buchalteria" (przy jednocześnie stosunkowo wysokich zarobkach medyków);
- korupcja lub quasikorupcja, często na styku sektora publicznego i prywatnego;
- braki w wiedzy i kompetencji lekarzy szczególnie w przypadku chorób rzadkich, skomplikowanych i przebiegających atypowo (lub też wielochorobowości);
- ignorancja, nonszalancja wielu lekarzy - tzw. "spychologia", lekceważenie niektórych zgłaszanych przez pacjentów objawów, niezagłębianie się w ustalenie ich realnych przyczyn itp.;
- mała liczba poradni, ale także oddziałów specjalistycznych (w różnych dziedzinach) na NFZ, względem potrzeb społecznych, a tym samym przeładowane i nieraz absurdalnie długie kolejki na wizyty;
- stosunkowo częste nieprzestrzeganie praw pacjenta np. do informacji czy poszanowania godności/podmiotowości;
- częste niedopasowanie godzin wizyt lekarskich do możliwości czasowych pacjentów pracujących;
- nadmierne wpływy koncernów farmaceutycznych ogólnie na świat medycyny i lekarzy, a w tym m.in. lekceważenie działań niepożądanych stosowanych leków.
Itp. itd.
Niemniej, całkowita likwidacja sektora prywatnego nie wydaje się obecnie w Polsce realna. Ale na pewno ten publiczny - na NFZ - należałoby istotnie usprawnić. Tyle że jest to "stajnia Augiasza"...
A działalność tzw. paramedyczna, np. ziołolecznicza, może być wykorzystywana przynajmniej uzupełniająco/wspomagająco. W Polsce jest uregulowany chociażby zawód felczera. A, w przypadku stomatologii, pacjenci/-tki z bólem zęba powinni być przyjmowani poza kolejnością.