2015-08-17 15:53:30
Nowy Prezydent mógł uosabiać nadzieję, na prospołeczną zmianę, zwłaszcza jeśli chodzi o otoczenie ochroną polskich rodzin. Niestety pierwsze tygodnie prezydentury nie dają najlepszego świadectwa.
Do dziś nie bardzo wiadomo kto w Kancelarii Prezydenta będzie odpowiadał z sprawy polityki społecznej ani jakich zewnętrznych ekspertów zaprosi do współpracy w tym zakresie. Artykuły o współpracownikach Andrzeja Dudu z zeszłotygodniowych ” Wprost i „ Polityki” nie dostarczyły wiedzy na temat doradców ds. społecznych.
Ciekawe, że media informujące o składzie nowego obozu prezydenckiego również specjalnie się tym nie interesują, nie pytają o to ani nie wytykają braku konkretnych nominacji czy nawet zapowiedzi. Pokazuje jak niewielka i często instrumentalna jest rola spraw społecznej w publicznej agendzie i politycznej debacie. W tym wypadku jest to tym dziwniejsze, że
Prezydent przecież wśród swoich priorytetów zapowiadał trzy dość reformy śmiałe, wymagające nie tylko stanowczości i wizji ale wieloaspektowej analizy finansowo-społecznej ( obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej od podatku i 500 złotych na dziecko). Ten ostatni pomysł od początku budził moje podejrzenia.
W debacie jeszcze przed werdyktem wyborów pojawiały się różne informacje medialne. Według jednych miało to być 500 złotych na każde dziecko według innych tylko dla ubogich dzieci i/lub wielodzietnych. Ani prezydent tego nie doprecyzowywał ani media o to nie dopytywały. Tak jakby to było bez znaczenia komu i na jakich zasadach zostanie udzielane wsparcie. Co najwyżej pytano: ile to nas będzie kosztować i skąd wziąć na to pieniądze?
Choć od czasu wyboru do zaprzysiężenia minęło trochę czasu, także i ten okres nie przyniósł rozstrzygnięcia ani dyskusji na ten temat. Właściwie zaczęła się dopiero wówczas gdy zaprzysiężony prezydent w praktyce zaczął… wycofywać się z pomysłu. Przerzucanie się z rządem w czyjej gestii leży przygotowanie stosownego projektu tej sprawie. Rząd można i należy krytykować że za słabo rozwinął system wsparcia materialnego dla niezamożnych rodzin i nie okazał się skuteczny w ograniczaniu skrajnego ubóstwa wśród polskich rodzin ( wprawnie - mimo spowolnienia gospodarczego – jego poziom się istotnie nie podniósł, ale nadal pozostaje na wysokim poziomie). Jednak skoro Prezydent uczynił w czasie kampanii ten postulat swoim sztandarem powinien, na nim spoczywa obowiązek przygotowania stosownego projektu, a przynajmniej doprecyzowanie koncepcji i poddanie go pod dyskusje, zamiast wrzucanie w kontekst międzypartyjnej przepychanki.
A tymczasem jest to luźno rzucona idea. Nie wiadomo w końcu dokładnie komu i na jakich zasadach miałoby to wsparcie przysługiwać. Nie wiadomo w jakim katalogu innych działań na rzecz rodziny miałby być ten postulat osadzony. Nie wiadomo też w jakiej relacji pozostanie on do już istniejących instytucji wsparcia i czy przyjęcie go nie zahamuje – z uwagi na znaczny koszt- rozwoju innych form wsparcia rodziny w trudnej sytuacji? Dlatego na tym etapie postawa Prezydenta w tej materii według mnie zasługuje ma miano populizmu a nie solidaryzmu. Zgadzam się w tym względzie z prof. Ireną Kotowską, z którą ( oraz Michałem Kotem) miałem okazję dyskutować w programie Roberta Walenciaka w Polskim Radiu przed tygodniem. Całość audycji, traktującej nieco szerzej o polityce rodzinnej i jej dylematach można odsłuchać w tym nagraniu
Staram się jednak nie tracić nadziei, że Prezydent podejmie jednak odpowiedzialne działania instytucjonalne, a nie poprzestanie na mało odpowiedzialnych obietnicach i politycznym zachowaniu. Akurat jego poprzednik – przy wszystkich jego słabościach – stworzył podwaliny pod dobry klimat dla rodziny i praktykę zaangażowania Głowy Państwa w ową problematykę. Jednym z owoców tego zaangażowania był projekt prezydenckiej ustawy wprowadzającej pro-pracownicze zmiany w kodeksie pracy i uelastyczniającej zasady korzystania z urlopów rodzicielskich. Projekt przeszedł już przez Sejm i teraz czeka w senacie. Jeśli przejdzie, mam nadzieję, że nowy Prezydent zdecyduje się go podpisać.
A nieco szerzej o projekcie, jego zaletach i ograniczeniach ( jeśli chodzi o doświadczenia rodziców-prekariuszy) pisałem w Dzienniku Opinii w tekście " Prezydentura przyjazna rodzinie?"
Zachęcam do lektury i dyskusji.
Do dziś nie bardzo wiadomo kto w Kancelarii Prezydenta będzie odpowiadał z sprawy polityki społecznej ani jakich zewnętrznych ekspertów zaprosi do współpracy w tym zakresie. Artykuły o współpracownikach Andrzeja Dudu z zeszłotygodniowych ” Wprost i „ Polityki” nie dostarczyły wiedzy na temat doradców ds. społecznych.
Ciekawe, że media informujące o składzie nowego obozu prezydenckiego również specjalnie się tym nie interesują, nie pytają o to ani nie wytykają braku konkretnych nominacji czy nawet zapowiedzi. Pokazuje jak niewielka i często instrumentalna jest rola spraw społecznej w publicznej agendzie i politycznej debacie. W tym wypadku jest to tym dziwniejsze, że
Prezydent przecież wśród swoich priorytetów zapowiadał trzy dość reformy śmiałe, wymagające nie tylko stanowczości i wizji ale wieloaspektowej analizy finansowo-społecznej ( obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej od podatku i 500 złotych na dziecko). Ten ostatni pomysł od początku budził moje podejrzenia.
W debacie jeszcze przed werdyktem wyborów pojawiały się różne informacje medialne. Według jednych miało to być 500 złotych na każde dziecko według innych tylko dla ubogich dzieci i/lub wielodzietnych. Ani prezydent tego nie doprecyzowywał ani media o to nie dopytywały. Tak jakby to było bez znaczenia komu i na jakich zasadach zostanie udzielane wsparcie. Co najwyżej pytano: ile to nas będzie kosztować i skąd wziąć na to pieniądze?
Choć od czasu wyboru do zaprzysiężenia minęło trochę czasu, także i ten okres nie przyniósł rozstrzygnięcia ani dyskusji na ten temat. Właściwie zaczęła się dopiero wówczas gdy zaprzysiężony prezydent w praktyce zaczął… wycofywać się z pomysłu. Przerzucanie się z rządem w czyjej gestii leży przygotowanie stosownego projektu tej sprawie. Rząd można i należy krytykować że za słabo rozwinął system wsparcia materialnego dla niezamożnych rodzin i nie okazał się skuteczny w ograniczaniu skrajnego ubóstwa wśród polskich rodzin ( wprawnie - mimo spowolnienia gospodarczego – jego poziom się istotnie nie podniósł, ale nadal pozostaje na wysokim poziomie). Jednak skoro Prezydent uczynił w czasie kampanii ten postulat swoim sztandarem powinien, na nim spoczywa obowiązek przygotowania stosownego projektu, a przynajmniej doprecyzowanie koncepcji i poddanie go pod dyskusje, zamiast wrzucanie w kontekst międzypartyjnej przepychanki.
A tymczasem jest to luźno rzucona idea. Nie wiadomo w końcu dokładnie komu i na jakich zasadach miałoby to wsparcie przysługiwać. Nie wiadomo w jakim katalogu innych działań na rzecz rodziny miałby być ten postulat osadzony. Nie wiadomo też w jakiej relacji pozostanie on do już istniejących instytucji wsparcia i czy przyjęcie go nie zahamuje – z uwagi na znaczny koszt- rozwoju innych form wsparcia rodziny w trudnej sytuacji? Dlatego na tym etapie postawa Prezydenta w tej materii według mnie zasługuje ma miano populizmu a nie solidaryzmu. Zgadzam się w tym względzie z prof. Ireną Kotowską, z którą ( oraz Michałem Kotem) miałem okazję dyskutować w programie Roberta Walenciaka w Polskim Radiu przed tygodniem. Całość audycji, traktującej nieco szerzej o polityce rodzinnej i jej dylematach można odsłuchać w tym nagraniu
Staram się jednak nie tracić nadziei, że Prezydent podejmie jednak odpowiedzialne działania instytucjonalne, a nie poprzestanie na mało odpowiedzialnych obietnicach i politycznym zachowaniu. Akurat jego poprzednik – przy wszystkich jego słabościach – stworzył podwaliny pod dobry klimat dla rodziny i praktykę zaangażowania Głowy Państwa w ową problematykę. Jednym z owoców tego zaangażowania był projekt prezydenckiej ustawy wprowadzającej pro-pracownicze zmiany w kodeksie pracy i uelastyczniającej zasady korzystania z urlopów rodzicielskich. Projekt przeszedł już przez Sejm i teraz czeka w senacie. Jeśli przejdzie, mam nadzieję, że nowy Prezydent zdecyduje się go podpisać.
A nieco szerzej o projekcie, jego zaletach i ograniczeniach ( jeśli chodzi o doświadczenia rodziców-prekariuszy) pisałem w Dzienniku Opinii w tekście " Prezydentura przyjazna rodzinie?"
Zachęcam do lektury i dyskusji.