2021-09-23 10:41:30
Chciałbym być zawsze niewinny i prawdziwy
Chciałbym być zawsze pełen wiary i nadziei
Tak jak Bolek i Lolek, Tytus, Romek i Atomek
Dzieci z Bullerbyn, Tomek na tropach Yeti
Jak król Maciuś pierwszy, Asterix i Obelix
Jak załoga G, McGywer i Pippi
„Jak Bolek i Lolek”, zespół HURT
Słowa utworu rockowego zespołu HURT użyte jako motto niniejszego tekstu najlepiej oddają moim zdaniem stan umysłów i postaw przedstawicieli opozycji demokratyczno-liberalnej, która objęła władzę i dzierży cały czas „rząd polskich dusz”, od chwili rozpoczęcia tzw. transformacji ustrojowej. Piszę w czasie teraźniejszym bo PiS i jego rządy są w lwiej części tradycją i niejako kontynuacją tej formy rządów polskimi duszami, tylko a’rebours.
Prof. Ludwik Stomma pisał: „Mit polega na przedstawieniu kultury i natury w taki sposób aby wytwory społeczne, ideologiczne, historyczne, materialne itd. oraz powiązane z nimi bezpośrednio powikłania moralno-etyczne, estetyczne i wyobrażenia, były rozumiane jako powstałe same z siebie lub w wyniku interwencji Opatrzności, sił wyższych, poza-racjonalnych”. Tym samym mit zdejmuje z wyznawcy odpowiedzialność za wybory, decyzje, postawy. To bardzo wygodna psychologicznie pozycja. Wiedzie wprost do infantylizmu, dziecinności, niedojrzałości. Czas dzieciństwa jest zazwyczaj miło i słodko wspominany. Dlaczego demitologizacja zawsze tak bardzo boli i tak trudno z mitem się rozstać. Jest to niełatwe dla człowieka owładniętego mitomanią i mistyką. Te elementy obecne od początku w istocie ruchu >Solidarność< funkcjonują cały czas w polskiej narracji. Można je było tym samym zadekretować jako „głos opinii publicznej”, „dobre prawo”, „odwieczne wartości”, „normalne stosunku społeczne”, „chwalebne zasady” czyli jednym słowem – rzeczy wrodzone, dane od siły poza- ziemskiej. Mit jest też formą przekazu wykładni dziejów czy interpretacji układów społecznych opartej najczęściej na chwytliwej formule, iż jest to jedyna, niepodważalna i oczywista prawda. Jest rodzajem świadomości społecznej obecnym we wszystkich wspólnotach: narodowych, obywatelskich, plemiennych czy klanowych. Jeśli niektórzy z frontmanów pierwszej >Solidarności< mówią dziś o sobie per „legenda ruchu” to znaczy, iż mitologizacja i oderwanie od myślenia racjonalnego (na rzecz magicznego pojmowania historii, spraw społecznych polityki itd.) są daleko posunięte nie tylko w obozie najszerzej rozumianej polskiej prawicy. Hodowane i uprawiane jest to także w obozie demokratyczno-liberalnym walczącym ze Zjednoczoną Prawicą.
Gdy Andrzej Romanowski pisze; „Paradygmat solidarnościowy sprawujący rząd dusz w Polsce od lat 32 (sprawował go także w dekadzie lat 80.) dobiegł ostatecznie kresu. On również łączy się z kompromitacją. Bo Polska solidarnościowa miała być ojczyzną wszystkich, za stała się ojczyzną swoich, równych i równiejszych pokrzywdzonych i niepokrzywdzonych, ludzi którzy sami sobie przyznali piękną kartę opozycyjną” . Oznacza to iż przełom dokonany przez >Solidarność< w roku 1989 (a rozpoczęty w 1980), okazuje się w perspektywie minionych lat tzw. transformacji ustrojowej i tego z czym mamy współcześnie do czynienia, kontrrewolucją. Czyli restauracją stosunków społecznych, własnościowych, politycznych a także – mentalności, głęboko osadzonej w skompromitowanej we wrześniu 1939 rzeczywistości sanacyjnej. Często sięgającej – tak jak dziś – do pomysłów XIX wiecznych w rozumieniu takich pojęć jak państwo, naród, społeczeństwo, kultura, polityka. Najlepiej taki sposób myślenia, taki sposób uprawiania polityki pokazuje efekt dany w historii przez konfrontację tromtadrackich enuncjacji o ostatnim guziku z rozsypaniem się państwa we wrześniu 1939 r. niczym domek z kart. Dramat.
W Polsce zwycięstwo kontrrewolucji w wymiarze również kontrreformacji (właśnie poprzez restaurację wspomnianych stosunków społeczno-politycznych) to na nowo realizacja religijno-politycznej doktryny po-trydenckiego Rzymu, instytucji o ciągle feudalnej i opresyjnej strukturze, uzurpującej sobie z racji teologicznych uzasadnień, władzę we wszystkich wymiarach doczesności. A najważniejsze to tzw. "rząd dusz". Szerokie pole dla tego zwycięstwa – i wszystkich przypadłości z tym związanych (doświadczonych przez Polskę w swej historii w sposób tragiczny) – bezmyślnie, bezkrytycznie i bezrefleksyjnie, politycznie wybitnie szkodliwie otworzyła właśnie >Solidarność< i jej światłe, proeuropejskiej, cywilizowane elity w chwili dojścia do władzy po 1989 r.
Prof. Jan Szczepański, socjolog i myśliciel, zauważył ponad 40 lat temu, że „Polityka w Polsce ciągle rozgrywa się w sferze emocji i ciągle sądzimy, iż rozwój kraju zależy od postaw patriotycznych, zaangażowania, oddania sprawie, ofiarności etc. i ciągle w wychowaniu i propagandzie kładziemy nacisk na emocje. Jest to z jednej strony nieefektywne, gdyż ludzie żyjący w podnieceniu emocjonalnym zużywają się znacznie szybciej, emocje często przeradzają się w przeciwieństwa, trwają krótko. A zatem jako metoda sterowania długofalowym wynikiem jest nieskuteczna. Z drugiej strony jest to igranie z ogniem, gdyż pobudzenia emocjonalne mogą zawsze przynieść niespodziewane skutki”. Czy coś się w tej mierze zmieniło ? Jeśli tak, to na gorsze.
Mit >Solidarności< i jej legenda trwają po dziś dzień mimo, iż rzeczywistość nie ma zbyt wiele wspólnego z nadziejami, dążeniami i wizjami głównych – takimi przecież mieli być – beneficjentów tej rewolucji: „klasy robotniczej, ludu pracującego miast i wsi oraz inteligencji pracującej”. Wystarczy przeanalizować 21 postulatów ze słynnej tablicy wywieszonej na bramie Stoczni Gdańskiej im. W.I.Lenina. Kolejne hybrydy polityczne odwołujące się do tradycji, mitu, legendy itd. tamtego Związku Zawodowego, zawłaszczyły tak dalece polskie państwo, że jest ono współcześnie niepotrzebnym dodatkiem do partii jedynie-słusznych gdyż wywodzących się z owej tradycji. Z owego mitu i nim się pasących. Prof.. Bronisław Łagowski celnie ten stan nazwał „pożarciem rzeczywistości przez mity, fantasmagorie i miraże”.
Szanowny mainstreamie, elito demo-liberalna, inteligenckie środowiska post-solidarnościowe: brzydziliście się i odmawialiście racji jakiegokolwiek bytu tzw. komunistom, gardziliście „lewactwem”, nie chcieliście lewicy w Polsce uznać za immanentną siłę sprawczą i część tzw. „polskości”. Nie chcieliście, to dziś macie ultra konserwatystów ze Zjednoczonej Prawicy u władzy (o korzeniach etosowo-styropianowych) a na plecach czujecie oddech jawnych, czystych faszystów z ich symboliką, narracją, nienawiścią i autentycznym totalitaryzmem immanentnym temu porządkowi społecznemu. Bo wg was ci, którzy nie przeszli na waszą stronę zapominając tym samym o swoich biografiach i życiorysach mieli tylko posypywać głowę popiołem i siedzieć „na oślej ławce” w kącie. No bo lewicy było „mniej wolno” jak oficjalnie napisała w Gazecie Wyborczej w 2001 r. jedna z owych legend >Solidarności<, czołowa działaczka opozycji demokratycznej w Polsce Ludowej. Tego właśnie dotyka treść wspomnianych materiałów autorstwa prof. Andrzeja Romanowskiego. Trzeba tylko postawić jeszcze kropkę nad „i”: czas de-solidaryzacji czyli dekonstrukcji i demitologizacji ostatnich 40 lat historii Polski już nadszedł.
To Wy drodzy demo-liberałowie musi sami przeprowadzić ten proces. Zdemitologizować i zdekonstruować wszytko co wiąże się z mitem panny >S<. I wrócić do źródeł.