2015-08-11 13:35:07
Pewne wydarzenia racjonalnie i rzeczowo można oceniać tylko z perspektywy czasu, konsekwencji jakie spowodowały. W tym kontekście porozumienie rządu Grecji premiera Alexisa Tsiprasa z wierzycielami oraz Unią Europejską zdominowaną przez niemiecki dyktat ekonomiczny będzie kolejnym gwoździem do trumny od lat pogrążonej w apatii europejskiej socjaldemokracji.
Socjaldemokracja jako alternatywa, koncepcja trzeciej drogi, gnije od lat, ale w ostatnim czasie ten proces znacznie przyśpieszył. I nie chodzi tutaj tylko o partie centrolewicowe w takich krajach jak Polska, gdzie w zasadzie trudno byłoby wskazać okres, kiedy miały one odmienne od liberalnego centrum, koncepcje polityki gospodarczej, ekonomicznej czy choćby społecznej, łagodzącej objawy „wyczynowego kapitalizmu”. Niemiecka SPD, partia która tworzyła historię socjaldemokracji, stanęła w obronie interesów kapitału, w taki sposób, że nie można mieć wątpliwości co do zasadniczej istoty, oraz kogo jest reprezentantem. W zamożnych zachodnioeuropejskich państwach partie tego pokroju przed 1989 rokiem w obawie przed utratą wpływów po lewej stronie sceny politycznej, realizowały program zgodny z interesami klasy pracującej, o tyle gdy tylko widmo „komunizmu” zniknęło z Europy, jedyne co zostało w socjaldemokratycznych ruchach to historia, wspomnienia, oraz nazwa, która miała przypominać piękne czasy hegemonii keynesowskiej ekonomii. Warto pamiętać, że jej wyrazem była aktywna polityka społeczna i socjalna finansowana z wysokich, progresywnych podatków, zapewniająca całą gamę zabezpieczeń społeczeństwu przed wyzyskiem, bezrobociem i pauperyzacją. Nie może więc nikogo zaskakiwać przesunięcie, które dokonuje, a właściwie już się dokonało – przejścia socjaldemokracji z lewej strony sceny politycznej, do centrum, gdzie następuje całkowite zlewanie się z partami centrowymi, liberalnymi, czego rezultatem jest zanik jakichkolwiek różnic między nimi. Tak jak w czasach dominacji keynesowskiej ekonomii, tak i dzisiaj socjaldemokracja stara się konserwować zastany ład. Łatać dziury, gasić pożary, nie dostrzegając ich skutków, a tym bardziej nie próbując ich neutralizować. Tyle, że rzeczywistość społeczna i gospodarcza jest zgoła inna niż przed nastaniem neoliberalnego dyktatu ekonomicznego. Trwanie europejskiej lewicy na pozycjach defensywnych to najprostszy sposób do samozagłady socjaldemokracji. Lewica nie dostrzega, bądź nie chce dostrzec, że zapaść obecnego systemu ma przyczynę strukturalną, a więc stanowiącą najbardziej jego złożoną i fundamentalną część składową. Kryzys ten jest nieodwracalny i nie tyle wynika z braku wymiany elit politycznych, której w Polsce nie było od dekad, ale z faktu wyczerpania się socjaldemokratycznych recept na coraz silniejsze wstrząsy gospodarcze nie dające się wytłumaczyć cyklami koniunkturalnymi, typowymi dla gospodarki kapitalistycznej. Jedyne na co stać dzisiejszą centrolewicę to i tak coraz skromniejsze dopominanie się o niezabieranie, niedewastowanie przez kapitał resztek, pozostałości po „państwie dobrobytu”, takich jak przepisy prawa pracy, prawo do ubezpieczenia zdrowotnego dla bezrobotnych, dostęp do żłobków, a także obrona pensji minimalnej na żenującym poziomie, w żaden sposób nie pozwalającym egzystować osobom osiągającym taki właśnie dochód. Całkowicie bez znaczenia jest pytanie czy „Zjednoczona Lewica” skupiająca głównie SLD, Twój Ruch, Unię Pracy przekroczy 8% próg wyborczy, obowiązujący koalicje. ZL, pomijając wszelkie aspekty personalne, do których nie będę się odnosił, jest propozycją programową, której przedstawiciele jakby nie dostrzegali erozji lewicowości w tym wydaniu. Lewica, oprócz słusznego oczywiście dopominania się o znacznie szerszą redystrybucję dochodów, zwiększenie aktywności państwa w polityce socjalnej, społecznej i mieszkaniowej, powinna zrozumieć, że oddanie pola „rynkowi” w gospodarce, zawsze wcześniej czy później, doprowadzi do dyskusji o konieczności zmniejszania, a nawet zlikwidowania przejawów zaangażowania państwa w zmniejszanie nierówności społecznych i eliminowanie problemu pauperyzacji. Kapitał w znacznie większym stopniu i zakresie może wywierać wpływ na rządy, niż 30-40 lat temu, skutecznie egzekwując swoje postulaty, które zawsze są korzystne dla niego, nigdy dla ogółu społeczeństwa. „Łamanie kręgosłupów” lewicowym politykom przychodzi „niewidzialnej pięści rynku” bardzo łatwo bez względu na długość i szerokość geograficzną. Dlatego socjaldemokratyczna wizja państwa, najlepsza z punktu widzenia społeczeństwa kilka dekad temu, w zamożnych europejskich krajach, jest dziś nie do przyjęcia, a także co ważniejsze musi zakończyć się całkowitą kapitulacją wobec oczekiwań kapitału. I choćbyśmy nie wiem w jakim kraju wybrali centrolewicę właśnie spod znaku socjaldemokracji, skutek zawsze będzie ten sam. Tak jak kiedyś wszystkie drogi prowadziły do Rzymu, tak dziś wszystkie socjaldemokratyczne projekty prowadzą do bezwarunkowego wywieszenia białej flagi wobec świata rynków finansowych, banków i przedstawicieli biznesu.
Na naszych oczach kończy się socjaldemokratyczny projekt. Wiadomo już, że z tej strony żadna poważna oferta, propozycja, czy też w szerszym kontekście wizja, nie wyjdzie. Centrolewica nie jest przedstawicielem świata pracy, a wszelkie umizgi niej wobec niego, mają na celu jedynie tuszowanie prawdziwych zamiarów. Prawa rynku w coraz większym zakresie zderzają się z prawami ludzi pracy. Te pierwsze to wymyślone zasady, które określają jak zdominować i narzucić swoją wizję, wolę i stanowisko słabszym grupom i jednostkom. Te drugie to prawa ludzi do dostępu do podstawowych dóbr, bezpłatnej edukacji, opieki zdrowotnej, dochodu pozwalającego przeżyć kolejny miesiąc. Te pierwsze są narzucone, wymyślone po to, by odebrać prawa innym. Te drugie są naturalne, niczego nikomu nie narzucają i nie odbierają, zapewniają tylko byt tym, którzy są na dole drabiny społecznej. Lewica, jeśli chce się odbudować musi zrozumieć, że walka o i tak coraz skromniejsze prawa dla społeczeństwa jako ogółu to dziś za mało. Trzeba być świadomym, że jeśli chcemy być prawdziwą alternatywą dla neoliberalnych formacji, oprócz wydawania pieniędzy, musimy je również zarabiać. Każda inna sytuacja będzie prowadzić do tego co mamy dzisiaj, czyli stopniowego, ale systematycznego okrajania świata pracy z jego praw. Lewica musi mieć pomysł alternatywny na gospodarkę wobec partii centrowych i prawicowych, bo w świecie niestabilnej i elastycznej pracy, spór materialistyczny jest nie do uniknięcia. O ile w ostatnich latach w polityce dominowały kwestie światopoglądowe, a w sprawach gospodarki i ekonomii między głównymi partiami była zgoda, o tyle powoli zbliżamy się do momentu, w którym dojdzie do zasadniczej zmiany na tym polu. Lewicowa alternatywa musi być gotowa, aby „podnieść rękawice”, a problem dzisiejszej socjaldemokracji jest taki, że nie tyle nie chce tego zrobić, ale po prostu nie dlaczego w ogóle miałaby to robić.
Krzysztof Derebecki