Przemoc to Reserved
2014-01-05 18:20:20
Trudno ukryć satysfakcję z tego, że mój tekst na Codzienniku Feministycznym trafił do pewnego grona. Blisko półtysięczny zasób lajków dla artykułu na łamach odbiegających od czołówki zasięgu w sieci, pozwala mi żywić nadzieję, że ten opis wyjątkowej bezczelności dużego gracza na rynku odzieżowym w gorącym dla tej branży okresie wyprzedaży, był cegiełką do budowy na pewną skalę bojkotu konsumenckiego. Jak zwykle reakcje muszą być jednak różne i obok ciepłych pojawiły się ofiary rynkowego dysonansu poznawczego.

Działania LPP to przykład zero-jedynkowy: tej bezczelności nie da się obronić. Jeżeli ktoś zarabia krocie i uznaje, że podatki nawet w ichnim raju należy „optymalizować”, jest po prostu przykładem wyjątkowo prymitywnego cwaniaczka. Z poglądami dyskutować można, z wierzeniami jest to jednak trudne. W Polsce już od ćwierć wieku (jak nie dłużej, patrząc na lata finansowych szaleństw nomenklatury w latach 80.), jesteśmy świadkami rynkowej propagandy, szastającej bez umiaru paranaukową, niezweryfikowaną empirycznie teorią Laffera i innymi bzdurami, mającymi uzasadniać, że obniżki podatków zawsze służą dobru ogółu. Tak i teraz, kiedy nawet te cypryjskie okazują się być nazbyt dotkliwymi dla gdańskiego giganta, niektórzy sugerują: zamiast bojkotować Reserved, zastanówmy się jak stworzyć warunki, żeby przedsiębiorcy nie starali się omijać podatków i obniżmy je do akceptowalnego poziomu. Ale jak to niby zrobić, skoro firma nie tylko stosuje umowy śmieciowe, aby nie musieć opłacać składki na ubezpieczenie zdrowotne swoich pracowników, ale nie szanuje nawet standardów raju podatkowego.

Taka argumentacja prowadzi do wyścigu na dno. Akceptowalne dla korporacji takich jak LPP będzie dopiero 0 proc. A może i w ogóle podatki powinny kształtować się na poziomie liczb ujemnych, przez transfery na ich rzecz, co umożliwia coraz modniejszy mechanizm workfare. To droga donikąd, której nie uzasadnia żaden światopogląd filozoficzny w historii ludzkości. Nawet libertarianie, maksymaliści w wierze w indywidualizm i dobrodziejstwa deregulacji, uznają sensowność pewnego opodatkowania, rozumiejąc, że część instytucji musi być organizowana przez państwo: sądy, wojsko i policja – nawet jeśli bowiem akceptują prywatyzację armii, to wierzą, że powinna istnieć instytucja regulująca jej działalność. Droga obrońców dobrego imienia Reserved i jej siostrzanych marek to argumentacja wybrukowana pogardą wobec opodatkowania na poziomie nawet 1 proc.

Przykład ten pokazuje, jakim bezsensem jest wiara w ów wyścig na dno. Powiedzmy sobie otwarcie: podatki wcale nie powinny być niskie. Przede wszystkim jednak nie liniowe, bo jak pokazuje moje ulubione ekonomiczne prawo (je już akurat zweryfikowano), prawo Engla, konsumpcja nie jest nieograniczona. Nawet jeżeli miliarder będzie kupować absurdalnie drogie zamienniki wszelkich dóbr, ociekające kawiorem i złotem, to są granice tego, na co będzie mógł przeznaczyć bogactwo. Płacenie takiego samego procenta, nawet jeżeli w liczbach bezwzględnych da różne wyniki, nie będzie takim samym obciążeniem dla osób i przedsiębiorstw o różnych dochodach. Argumentem mogłoby pozornie być skomplikowanie systemu podatkowego… Ale to nie liczba progów decyduje o tym, a liczba ulg i wyjątków. Nawet jeżeli wprowadzimy sto progów zamiast trzech, czego chce np. SLD, nie będzie to skomplikowane – reguły będą bowiem klarowne. Dzisiaj w Polsce mamy podatki liniowe (nawet PIT, skoro ponad 97 proc. osób płaci go w tej samej wysokości) i skomplikowany system. O jego niewygodzie decyduje to ile w nim luk: ulg na słynne auta z kratką i szereg możliwości tego rodzaju. Dobrze służą najbogatszym, którym łatwiej wynająć „kreatywnego” księgowego niż szarakom rozliczającym PIT przy użyciu programu dołączonego do gazety.

Ten sam mechanizm powinien objąć przedsiębiorców. Podatek liniowy dla nich to plama na honorze socjaldemokracji, nieporównywalnie większa, bo dotkliwsza współcześnie od Rywina, tajnych więzień i demonów komunistycznej przeszłości. Ostatnio rozkręcenie pewnego biznesu rozważała moja dziewczyna (chodzi o działalność, nie „samozatrudnienie” w cudzej firmie) i dla niej 360 zł składki to spore obciążenie. Nie zgadzam się z uporem niektórych lewicowych przyjaciół, którzy demonizują hasło przedsiębiorczości z definicji i twierdzą, że absolutnie nikt nie boryka się z jej racji w Polsce z żadnymi obciążeniami. Z pewnością nie dotyczą one jednak LPP. Niech ktoś mi powie, że 19 proc. podatek stanowi obciążenie dla tego, kto zarabia na czysto trzecią część miliarda w trakcie roku. Ile się można nachapać, skoro nawet 3 mln pensji Luigiego Lovaglio z banku Pekao albo 9 mln (euro) Roberta Lewandowskiego w Bayernie wielu osobom wydaje się etycznie wątpliwe?

No i pięknie. Tylko jak ich skontrolować? Bogactwo nierzadko psuje, co przykład LPP pokazuje dosadnie. Powiedzmy więc otwarcie: powołajmy organ kontrolny, policję skarbową z prawdziwego zdarzenia. Dzisiaj mali i średni przedsiębiorcy sporo narzekają na kontrole, ale czy tuzy jak LPP mają z tym do czynienia? Tyle mówimy o bezpieczeństwie. Szkolnictwo wyższe seryjnie produkuje dyplomy bezpieczeństwa wewnętrznego. No i co wiemy o tym bezpieczeństwie? Tyle, że wysyłamy żołnierzy do Afganistanu, albo torturujemy w naszych piwnicach ludzi podejrzewanych często bezpodstawnie o coś tam przez Amerykanów. Jesteśmy od tego bezpieczniejsi i lepiej się nam żyje? Ten kto choć raz miał do czynienia z polskim prawem wie, że jego podstawowe wady to nieprzejrzystość i nieprecyzyjność. Nawet w moim instytucie, gdzie ciągle uczeni jesteśmy wg staroświeckich schematów (dla tutejszych kanonów ważne są instytucje, a nie układy nieformalne w zakresie władzy, a o polityce międzynarodowej decydują właściwie wyłącznie państwa, nie korporacje), katuje się nas tabunami przedmiotów prawnych. I w tym samym instytucie, istnieje drugi kierunek, bezpieczeństwo wewnętrzne. Chłopaki i dziewczyny, do dzieła, poradzicie sobie też z prawem podatkowym. Zamiast mędrkować o waterboardingu i ustrukturyzowanym terroryzmie (sic!), dobierzcie się do tych, przez których szereg instytucji nie działa jak należy, bo nie ma za co.

„Przemoc to żyć za 1000 zł” głosi slogan. Ja bym zmienił: przemoc to u nas Reserved, nie terroryści. Badania ujawniły, że europejscy zamachowcy rzadko są muzułmanami. LPP to jednak co innego: podatki płaci na Bliskim Wschodzie.

poprzedni komentarze