2019-07-25 13:23:08
Platforma Obywatelska nie umie i nie chce być opozycją.
Ekonomicznie partia ta reprezentuje kompletnie martwy już dziś, skrajny balcerowiczyzm: teraz eksportowany do Ukrainy, którą poddano podobnie agresywnej prywatyzacji, co Polskę w latach 90-tych. Obyczajowo PO to natomiast partia prokościelna, podporządkowana hierarchom i wprost odpowiedzialna za krążący po Polsce uliczny faszyzm.
Polscy "liberałowie" - choć w rzeczywistości mamy tu do czynienia raczej z niedoszłą, prawicową chadecją - nie chcą zmieniać Polski, nie widzą potrzeby zmniejszania kościelnych wpływów i nie posiadają nawet szczególnie odrębnej od PiS-u tożsamości. Środowiska skupione wokół PO to relikt potransformacyjnej przeszłości i formacja elit, którym wydawało się, że skrajny neoliberalizm ekonomiczny wsparty "oświeconym" elitaryzmem i narzucanie prawicowej podmiotowości masom społecznym to przepis na wieczny sukces. Okazało się jednak inaczej - wyhodowana przez PO uliczna prawica wybrała Prawo i Sprawiedliwość, które przynajmniej w pewnym stopniu zajęło się problemami dotykającymi także tych, którzy nie zarobili swojego pierwszego miliona w latach 90-tych.
To Platforma Obywatelska otworzyła puszkę pandory rozwijając IPN i dając zielone światło jego pomysłowi na młodzież. To PO rozpoczęła proces walki z komunizmem i lewicą, i tworzenie nowej osobowości Żołnierza Wyklętego. To PO pozostawała w bliskich relacjach z kościołem i chroniła wszystkie jego działania. Z czasem - już w roli opozycji - PO wygasiła nawet cały swój wielki bój o Konstytucję. Teraz, w obliczu zdarzeń w Białymstoku, partia ta wcale nie ma zamiaru też walczyć i silniej upominać się o tolerancję, czy zwalczać uliczny faszyzm i agresywną ksenofobię. Marzeniem PO jest bowiem bycie bardziej neoliberalnym PiS-em, a genetycznie i kulturowo są to formacje bardzo do siebie zbliżone. Miejsca na obie naraz po prostu jednak nie ma.
Bankructwo tej formacji w wymiarze ideowym najlepiej chyba reprezentuje dzisiejszy tekst Jacka Żakowskiego z Gazety Wyborczej. Żakowski wybiela zdarzenia w Białymstoku i uspokaja, że mamy w tym wypadku do czynienia z "oprychami", a nie z faszyzmem. Po drodze autor stwierdza też, że "faszyzm to była poważna idea", a także "nowoczesna, jak na lata 30-te". Odmawia jednocześnie agresorom z Białegostoku miana faszystów, gdyż twierdzi, że faszyzm był ruchem uporządkowanym. Jest to oczywiście jedna wielka bzdura: faszyzm był ruchem wybitnie synkretycznym, gdzie w jednym worku mieszały się ze sobą: mistycyzm, filozofia wschodu i wiara w telepatię oraz telekinezę z katolicyzmem, czy religiami pogańskimi; deklarowana miłość do ludu i socjalizmu z jednoczesnym sprzyjaniem arystokratycznym elitom i służbą na rzecz wielkich korporacji; wiara w niesamowicie naukowy postęp z uleganiem czystej filozofii czynu, pięści oraz siły.
Siła faszyzmu wynikała właśnie z tego, że nie tworzył on żadnej konkretnej, trudnej do opanowania podmiotowości, a był otwarty na każdego, kto akceptował przemoc w stosunku do wskazanych przez wodza Innych. Był to ruch wybitnie "kibolski", i pełen "oprychów", bez których w ogóle nie mógłby funkcjonować. Specyficzna fascynacja faszyzmem u Żakowskiego ma przy tym podłoże głęboko klasistowskie, jest niczym pełna nostalgii tęsknota za porządkiem i "dobrym miejscem dla wykształconych elit", które mogłyby przecież rządzić tymi "oprychami" i wcale przy tym nie być tym trochę przesadnym faszyzmem. W latach 30-tych w Europie funkcjonował już oczywiście przy tym zarówno internacjonalizm i socjalizm, a także i postępowy demokratyzm w różnych odmianach... Te jak widać nie znajdują jednak uznania w oczach Żakowskiego, ponieważ tęskni on za samą restauracją elit, a nie jakąś nową opowieścią i antyfaszystowską polityką, której Polska potrzebuje dziś jak tlenu.
Choroba, na którą zapadł światopogląd Żakowskiego to przy tym choroba całego polskiego pseudoliberalnego obozu, który najchętniej rządziłby teraz zamiast PiS-u, tylko zabrał jeszcze 500+ i był trochę bardziej fancy w Europie, a do tego podtrzymał całą resztę, czyli: mariaż z konserwatywnym kościołem, promowanie młodego nacjonalizmu, ten sam antykomunizm itd. Reprezentanci tego umierającego powoli obozu nie rozumieją przy tym wcale, że w całym, wielomilionowym społeczeństwie naprawdę mało kogo interesuje nieco większa klasa u rządzących, jeśli przy okazji okupione ma to być głębokim niedożywieniem wśród dzieci, czy jeszcze większą pogardą skierowaną w stosunku do człowieka pracy.
Wspaniałomyślna defaszyzacja napastników z Białegostoku nikogo już nie wzrusza: ludziom tym wcale nie przeszkadza ta etykieta i działają oni w imieniu bardzo ksenofobicznych i faszystowskich ideologii, które stały się w Polsce częścią oficjalnego mainstreamu. Było to możliwe właśnie dzięki uległości tych, którzy próbowali i wciąż próbują być 'PiS-em z ludzką twarzą'.
Pseudoliberalni komentatorzy, ale i cały obóz PO, nie rozumieją przy tym, że faszyzm to ruch o charakterze konkretnym, politycznym. Ruch, któremu potrzebna jest wyłącznie niespecjalnie doprecyzowana ideologia, którą narzuca i promuje sama partia lub też będące w jej posiadaniu państwo: wykonawcy bowiem znajdą się sami i to w dodatku oddolnie, gdyż często napędza ich też poczucie wykluczenia, którego zaznali ze strony "czystych" elitarystów. W tym wypadku polska prawica do spółki spełniła już wszelkie możliwe warunki: mamy portret wroga w postaci przenoszącego choroby uchodźcy lub reprezentanta krwiożerczego ruchu LGBTQ. Mamy nową przemoc i obojętność władz wobec coraz większych prześladowań. Mamy antykomunizm i walkę z lewicą, która staje się publicznym, legalnym wrogiem. I mamy też tolerancję i poparcie dla skrajnie prawicowych organizacji i promowanie ich światopoglądu w szkołach, czy nawet na polskich pocztach.
Dojrzały faszyzm generowany przez PiS jest przy tym dużo bardziej szczery, wyrażany wprost i dotyczy też samych reprezentantów władzy - co tym bardziej podoba się prawicowemu elektoratowi, który czuje się teraz bliższy politykom, którzy dosłownie razem z nim idą prać uczestników Parady Równości... Dzisiejsi agresorzy z Białegostoku nie urodzili się jednak wczoraj. Byli hodowani przy udziale tych, którzy dziś tęsknią już głównie za samą władzą i stanowiskami.
Z tej mrocznej podróży polskiej pseudoliberalnej prawicy nie ma już powrotu, lecz możliwa przyszłość rysuje się raczej w bardziej optymistycznych barwach. W najbliższym czasie poparcie dla Platformy Obywatelskiej i okolic będzie coraz słabsze, bo formacja ta nie ma już nic do zaoferowania. Nadal może być reprezentantem dla części spokojniejszych kapitalistów i wierzących w odbicie stołków dawnych elit. Ale nie porwie nikogo nowego, a jej przedpotopowe podejście ekonomiczne i antypostępowy koniunkturalizm wykluczą ją z roli realnej opozycji.
Lepsza przyszłość polskiej polityki to pełnokrwisty, rzeczywisty konflikt polityczny na linii katokonserwatywny, nacjonalistyczny i wsteczny PiS VS postępowa i jeszcze bardziej socjalno-opiekuńcza Lewica, która dużo lepiej rozumie też wszystkie wyzwania wynikające ze współczesności. Natomiast odpowiednie miejsce dla PO to skansen idei potransformacyjnych. Koniec tego przedpotopowego duopolu zagwarantowała sobie zresztą sama PO, która nie tylko stworzyła wszelkie warunki pod wygraną PiS-u, ale też odcięła się od ugrupowań postępowych, ponieważ jej jedyne marzenie to powrót do roku 2007.
To se ne vrati.