2010-12-29 18:20:57
Jarosław Gowin zna się na wszystkim. Także na kolejnictwie. Na łamach „Rzeczpospolitej” wezwał dzisiaj do prywatyzacji PKP.
Tysiącom Polaków koczujących w grudniu na dworcach było pewnie zupełnie obojętne, czy na Wigilię dojadą do domu pociągami PKP, Arrivy czy Deutsche Bahn - argumentuje Gowin. Argumentuje – dodajmy – odwołując się do wyższości prywatnego nad państwowym.
Niestety Gowin nie wie, że Deutsche Bahn to firma w 100 proc. należąca do skarbu państwa. A Arriva? Arriva należy do Deutsche Bahn…
Tak czy owak Jarosław Gowin powinien zostać honorowym członkiem Centrum im. Adama Smitha. Doskonale wpisuje się w tę instytucję poziomem wiedzy i/lub uczciwością argumentacji.
Media polskie i niepolskieTysiącom Polaków koczujących w grudniu na dworcach było pewnie zupełnie obojętne, czy na Wigilię dojadą do domu pociągami PKP, Arrivy czy Deutsche Bahn - argumentuje Gowin. Argumentuje – dodajmy – odwołując się do wyższości prywatnego nad państwowym.
Niestety Gowin nie wie, że Deutsche Bahn to firma w 100 proc. należąca do skarbu państwa. A Arriva? Arriva należy do Deutsche Bahn…
Tak czy owak Jarosław Gowin powinien zostać honorowym członkiem Centrum im. Adama Smitha. Doskonale wpisuje się w tę instytucję poziomem wiedzy i/lub uczciwością argumentacji.
2010-10-13 13:31:37
Witold Gadowski do wczoraj szef TVP1 na pożegnanie zaapelował do czytelników Salonu 24: "Nie odpuszczajcie, dmuchajcie i chuchajcie, aby Jedynka pozostała polskim pasmem w telewizji."
Czy zatem - w opinii Gadowskiego - inne kanały TVP i telewizje komercyjne są "pasmami niepolskimi"???
Palikot, sprzedałeś samolot - teraz przeczytaj ustawęCzy zatem - w opinii Gadowskiego - inne kanały TVP i telewizje komercyjne są "pasmami niepolskimi"???
2010-10-12 20:11:06
Janusz Palikot pochwalił się na blogu spieniężeniem swojego samolotu. „670 tys. – wszystko na partię!” – chwali się Palikot.
Zanim Palikot założy partię powinien przeczytać chociaż raz ustawę o partiach politycznych. W art. 25 ustęp 4 czytamy: Łączna suma wpłat od osoby fizycznej na rzecz partii politycznej (…) nie może przekraczać w jednym roku 15-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę.
Dla ułatwienia dodajmy, że w tym roku ta kwota wynosi ok. 32 tys. zł. Znacznie mniej niż Palikot uzyskał ze sprzedaży swojego samolotu i zamierza wpompować w we własną partię.
Ciekawe kiedy Palikot zacznie krzyczeć i imposybilizmie prawnym i jakie znajdzie sposoby na jakie przezwyciężenie. I – co ważniejsze – czy partia-matka mu na to pozwoli.
Fetyszyzm zbrodniZanim Palikot założy partię powinien przeczytać chociaż raz ustawę o partiach politycznych. W art. 25 ustęp 4 czytamy: Łączna suma wpłat od osoby fizycznej na rzecz partii politycznej (…) nie może przekraczać w jednym roku 15-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę.
Dla ułatwienia dodajmy, że w tym roku ta kwota wynosi ok. 32 tys. zł. Znacznie mniej niż Palikot uzyskał ze sprzedaży swojego samolotu i zamierza wpompować w we własną partię.
Ciekawe kiedy Palikot zacznie krzyczeć i imposybilizmie prawnym i jakie znajdzie sposoby na jakie przezwyciężenie. I – co ważniejsze – czy partia-matka mu na to pozwoli.
2010-04-30 17:39:47
Adam Zamoyski, brytyjski historyk polskiego pochodzenia w wywiadzie udzielonym na początku kwietnia Newsweekowi mówił w kontekście Katynia o „pornografii zbrodni”.
Mamy też wyjątkową wiedzę o jej odrażających szczegółach: wiemy kto, kiedy i jak zginął, co miał w kieszeni, jakim sznurem skrępowano go przed strzałem w tył głowy. To taka szokująca pornografia zbrodni – mówił, cytując Łagowskiego, „polski patriota, na swoje szczęście wychowany między Anglikami”.
Prowadząca „Fakty TVN” Justyna Pochanke została wychowana „między swymi”. Stąd też jej stosunek do Katynia odpowiada temu opisanemu przez Zamoyskiego. Pochanke w sensacyjnym tonie informuje, że strona rosyjska pokazała oryginały dokumentów katyńskich, które do tej pory znaliśmy, ale tylko w postaci kserokopii. Na zakończenie materiału pozwala sobie jednak na osobisty komentarz, w myśl TVN-owskiego imperatywu „błyskotliwego spuentowania każdego newsa”. – Notatka Berii z podpisem Stalin. Czy dostaniemy oryginał? – pyta dramatycznie Pochanke.
To nie pornografia. To fetyszyzm.
P.S. TVN-owi oprócz błyskotliwych puent gratuluję również wypromowania Ewy Stankiewicz, współautorki filmu „Trzech kumpli”. Rozwinięciem ideologii zawartej w tym filmie jest jej kolejne dzieło, „Solidarni 2010”, tym razem nakręcone z samym Jankiem Pospieszalskim.
Pieronek, Mao i LGBTMamy też wyjątkową wiedzę o jej odrażających szczegółach: wiemy kto, kiedy i jak zginął, co miał w kieszeni, jakim sznurem skrępowano go przed strzałem w tył głowy. To taka szokująca pornografia zbrodni – mówił, cytując Łagowskiego, „polski patriota, na swoje szczęście wychowany między Anglikami”.
Prowadząca „Fakty TVN” Justyna Pochanke została wychowana „między swymi”. Stąd też jej stosunek do Katynia odpowiada temu opisanemu przez Zamoyskiego. Pochanke w sensacyjnym tonie informuje, że strona rosyjska pokazała oryginały dokumentów katyńskich, które do tej pory znaliśmy, ale tylko w postaci kserokopii. Na zakończenie materiału pozwala sobie jednak na osobisty komentarz, w myśl TVN-owskiego imperatywu „błyskotliwego spuentowania każdego newsa”. – Notatka Berii z podpisem Stalin. Czy dostaniemy oryginał? – pyta dramatycznie Pochanke.
To nie pornografia. To fetyszyzm.
P.S. TVN-owi oprócz błyskotliwych puent gratuluję również wypromowania Ewy Stankiewicz, współautorki filmu „Trzech kumpli”. Rozwinięciem ideologii zawartej w tym filmie jest jej kolejne dzieło, „Solidarni 2010”, tym razem nakręcone z samym Jankiem Pospieszalskim.
2009-03-24 22:54:43
Misją mediów publicznych – według nowej ustawy medialnej – nie będzie już respektowanie wartości chrześcijańskich – ubolewają prawicowe media. Zamiast tego będziemy mieli m.in. propagowanie integracji europejskiej oraz przeciwdziałanie dyskryminacji, w tym – o zgrozo – ze względu na orientację seksualną.
Na szczęście w formie jest bp Tadeusz Pieronek. Specjalista od tropienia bezbożnych „psów i szczurów” oraz traktowania ich kwasem solnym. Z przyczyn humorystycznych nazywany w niektórych mediach „liberalnym skrzydłem Kościoła”.
Zdaniem bpa Pieronka przepisy antydyskryminacyjne są tworzone przez ludzi, którzy kierują się „innymi wartościami niż cała tradycyjna Europa”. „To nawiązanie do równościowych idei Mao” – stwierdza Pieronek.
Cóż, Przewodniczący Mao przy wszystkich swoich „wadach i zaletach” akurat losem osób homoseksualnych w Chinach przejmował się w sposób raczej ograniczony…
A swoją drogą ciekawe czy „przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną przetrwa długi proces legislacyjny… Mam zdecydowanie złe przeczucia.
Pojednanie – tak, geopolityka - nieNa szczęście w formie jest bp Tadeusz Pieronek. Specjalista od tropienia bezbożnych „psów i szczurów” oraz traktowania ich kwasem solnym. Z przyczyn humorystycznych nazywany w niektórych mediach „liberalnym skrzydłem Kościoła”.
Zdaniem bpa Pieronka przepisy antydyskryminacyjne są tworzone przez ludzi, którzy kierują się „innymi wartościami niż cała tradycyjna Europa”. „To nawiązanie do równościowych idei Mao” – stwierdza Pieronek.
Cóż, Przewodniczący Mao przy wszystkich swoich „wadach i zaletach” akurat losem osób homoseksualnych w Chinach przejmował się w sposób raczej ograniczony…
A swoją drogą ciekawe czy „przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną przetrwa długi proces legislacyjny… Mam zdecydowanie złe przeczucia.
2009-03-17 17:30:58
Marcin Wojciechowski w swoim felietonie w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” zaatakował wstępniak Jerzego Domańskiego z najnowszego „Przeglądu”. Wojciechowskiemu nie podoba się, że Domański upomina pamięć ofiar terroru ukraińskich nacjonalistów w latach II wojny światowej.
Redaktor „Gazety Wyborczej” stawia znak równości między tekstem Domańskiego a publikacjami z „Naszym Dzienniku”, gdzie polsko-ukraińskie rany rozdrapuje się z zupełnie innych przyczyn. Podobieństwo polega na tym, że zarówno na łamach „Przeglądu” jak „Naszego Dziennika” domaga się nazwania zbrodni ukraińskich nacjonalistów mianem „ludobójstwa”.
Ja natomiast chciałbym znak równości postawić w innym miejscu. Chodzi o symetrię w traktowaniu pamięci ofiar różnych zbrodni popełnionych na wschodnich terenach II RP. Wojciechowski piszę, że żądanie nazwania zbrodni ukraińskich nacjonalistów mianem ludobójstwa zamroziłoby pojednania polsko-ukraińskie. Być może. Dlaczego jednak sprawą rangi państwowej jest walka o uznanie zbrodni katyńskiej za ludobójstwo? Czy w tym wypadku efekty nie są analogiczne, co w przypadku relacji polsko-ukraińskich.
Ofiary zbrodni popełnionych w okresie II wojny światowej nie mogą stawać się po raz drugi ofiarami polskiej polityki wschodniej. Jeśli chcemy domagać się uznania zbrodni na Polakach za ludobójstwo to bądźmy w tym konsekwentni. Jeśli uznajemy, że żądanie to podkopie pojednanie między narodami – zrezygnujmy z tego żądania. Ale bądźmy konsekwentni.
Wówczas dużo łatwiej będzie o pojednanie, zarówno z narodem ukraińskim jak i rosyjskim.
W SDPL jak SLD - przypadek pomostówekRedaktor „Gazety Wyborczej” stawia znak równości między tekstem Domańskiego a publikacjami z „Naszym Dzienniku”, gdzie polsko-ukraińskie rany rozdrapuje się z zupełnie innych przyczyn. Podobieństwo polega na tym, że zarówno na łamach „Przeglądu” jak „Naszego Dziennika” domaga się nazwania zbrodni ukraińskich nacjonalistów mianem „ludobójstwa”.
Ja natomiast chciałbym znak równości postawić w innym miejscu. Chodzi o symetrię w traktowaniu pamięci ofiar różnych zbrodni popełnionych na wschodnich terenach II RP. Wojciechowski piszę, że żądanie nazwania zbrodni ukraińskich nacjonalistów mianem ludobójstwa zamroziłoby pojednania polsko-ukraińskie. Być może. Dlaczego jednak sprawą rangi państwowej jest walka o uznanie zbrodni katyńskiej za ludobójstwo? Czy w tym wypadku efekty nie są analogiczne, co w przypadku relacji polsko-ukraińskich.
Ofiary zbrodni popełnionych w okresie II wojny światowej nie mogą stawać się po raz drugi ofiarami polskiej polityki wschodniej. Jeśli chcemy domagać się uznania zbrodni na Polakach za ludobójstwo to bądźmy w tym konsekwentni. Jeśli uznajemy, że żądanie to podkopie pojednanie między narodami – zrezygnujmy z tego żądania. Ale bądźmy konsekwentni.
Wówczas dużo łatwiej będzie o pojednanie, zarówno z narodem ukraińskim jak i rosyjskim.
2009-01-08 00:37:19
Głosowanie posłów SLD nad wetem prezydenta do ustawy o pomostówkach wzbudziło wiele emocji. Pomijając kwestię strategii, taktyki, ideowości i pragmatyzmu pojawił się problem relacji między partią a klubem. Czy klub może sprzeciwić się rekomendacji zarządu? Na ile jest bytem suwerennym a na ile przedłużeniem partii? Co ciekawe dokładnie ten sam problem – o czym media oczywiście milczały – pojawił się w SDPL. Liderzy tej robią wiele aby odciąć się od „starszego brata”, co rusz okazuje się jednak, że pewne cechy – jak to w rodzinie – są wspólne.
Poniżej załączam treść listu opublikowanego na łamach najnowszego numeru Kroniki Związkowej OPZZ:
Bartosz Dominiak
P.O. przewodniczącego SDPL
Michał Syska
Pan Marek Borowski
Przewodniczący
Koła Poselskiego SDPL-NL
Szanowny Panie,
kwestia rządowych projektów dotyczących tzw. emerytur pomostowych stała się w ostatnich tygodniach centralnym punktem debaty publicznej w Polsce. Prezydenckie weto wobec zmian proponowanych przez gabinet Donalda Tuska wymaga od wszystkich partii zajęcia wyraźnego stanowiska w tej sprawie. Dla formacji lewicowych, reprezentantów świata pracy, podjęcie decyzji dotyczących przyszłości emerytur pomostowych wymaga głębokiej analizy i szerokich konsultacji z partnerami społecznymi.
Dlatego z dużym zaskoczeniem dowiedzieliśmy się za pośrednictwem środków masowego przekazu o przyjętym stanowisku koła SDPL-NL. Nie przesądzamy o jego słuszności. Jesteśmy natomiast zaniepokojeni trybem jego przyjęcia. W tak ważnej sprawie powinna odbyć się wewnątrzpartyjna debata, tym bardziej że w naszych szeregach znajdują się cenieni eksperci w dziedzinie prawa pracy (Marcin Rzepecki) czy też członkowie władz związków zawodowych (Stanisław Janas). Działaczki i działacze SDPL powinni dowiadywać się o decyzjach (i ich uzasadnieniach) w tak istotnych społecznie sprawach bezpośrednio od swych parlamentarnych przedstawicieli, a nie za pośrednictwem telewizji i gazet.
W ostatnich tygodniach prezydium Zarządu Krajowego SDPL odbyło szereg spotkań z liderami związków zawodowych, czego efektem była ich obecność na obradach ostatniego Konwentu Krajowego naszej partii oraz deklaracje ścisłej współpracy między Socjaldemokracją Polską i ruchem pracowniczym. W związku z tym brak jakichkolwiek konsultacji ze środowiskiem związkowym przed ogłoszeniem decyzji w sprawie stanowiska koła SDPL-NL wystawia na szwank wiarygodność Socjaldemokracji Polskiej wobec partnerów społecznych.
Z poważaniem
Bartosz Dominiak
Michał Syska
Warszawa, 18 grudnia 2008 r.
"Pryzmat" - warto mieć własne zdaniePoniżej załączam treść listu opublikowanego na łamach najnowszego numeru Kroniki Związkowej OPZZ:
Bartosz Dominiak
P.O. przewodniczącego SDPL
Michał Syska
Pan Marek Borowski
Przewodniczący
Koła Poselskiego SDPL-NL
Szanowny Panie,
kwestia rządowych projektów dotyczących tzw. emerytur pomostowych stała się w ostatnich tygodniach centralnym punktem debaty publicznej w Polsce. Prezydenckie weto wobec zmian proponowanych przez gabinet Donalda Tuska wymaga od wszystkich partii zajęcia wyraźnego stanowiska w tej sprawie. Dla formacji lewicowych, reprezentantów świata pracy, podjęcie decyzji dotyczących przyszłości emerytur pomostowych wymaga głębokiej analizy i szerokich konsultacji z partnerami społecznymi.
Dlatego z dużym zaskoczeniem dowiedzieliśmy się za pośrednictwem środków masowego przekazu o przyjętym stanowisku koła SDPL-NL. Nie przesądzamy o jego słuszności. Jesteśmy natomiast zaniepokojeni trybem jego przyjęcia. W tak ważnej sprawie powinna odbyć się wewnątrzpartyjna debata, tym bardziej że w naszych szeregach znajdują się cenieni eksperci w dziedzinie prawa pracy (Marcin Rzepecki) czy też członkowie władz związków zawodowych (Stanisław Janas). Działaczki i działacze SDPL powinni dowiadywać się o decyzjach (i ich uzasadnieniach) w tak istotnych społecznie sprawach bezpośrednio od swych parlamentarnych przedstawicieli, a nie za pośrednictwem telewizji i gazet.
W ostatnich tygodniach prezydium Zarządu Krajowego SDPL odbyło szereg spotkań z liderami związków zawodowych, czego efektem była ich obecność na obradach ostatniego Konwentu Krajowego naszej partii oraz deklaracje ścisłej współpracy między Socjaldemokracją Polską i ruchem pracowniczym. W związku z tym brak jakichkolwiek konsultacji ze środowiskiem związkowym przed ogłoszeniem decyzji w sprawie stanowiska koła SDPL-NL wystawia na szwank wiarygodność Socjaldemokracji Polskiej wobec partnerów społecznych.
Z poważaniem
Bartosz Dominiak
Michał Syska
Warszawa, 18 grudnia 2008 r.
2008-12-11 00:41:08
W zeszłym tygodniu wreszcie ruszył długo oczekiwany program publicystyczny Przemysława Szubartowicza - dziennikarza „Przeglądu” i „Trybuny”, którego blog można śledzić na łamach Lewica.pl. „Pryzmat” – bo taki tytuł nosi program – miał swoją premierę w zeszłym tygodniu.
Wszyscy, którzy przegapili pierwszy odcinek, mogą już jutro nadrobić zaległości. Program jest emitowany w każdy czwartek o 22.40 na antenie telewizyjnej Jedynki. Warto włączyć o tej godzinie telewizor i wyrobić sobie zdanie na temat telewizyjnego lewicowego rodzynka w telewizyjnym torcie.
W niektórych środowiskach prowadzenie programu na antenie kontrolowanej przez prawicę TVP może budzić negatywne emocje. Niesłusznie. Prawicowa hegemonia panuje we wszystkich większych stacjach telewizyjnych. Różnice polegają na rozłożeniu akcentów. Po 2005 roku lewica została w mediach elektronicznych po prostu wyzerowana. W takiej sytuacji trzeba przyjmować każdą pojawiającą się propozycję. Każdy program tworzony przez ludzi lewicy oznacza bowiem jakościowy skok w porównaniu z sytuacją obecną.
Nam pozostaje w tym momencie wesprzeć Przemka swoimi pilotami i zapewnić mu odpowiednią oglądalność. Trzeba mieć nadzieję, że „Pryzmat” nie będzie jedynym programem tworzonym przez lewicowe środowiska i już niebawem pojawią się następne. Niezależnie od personalnych animozji trzeba trzymać kciuki za każdą osobę o lewicowym światopoglądzie, która otrzyma możliwość debiutu na małym ekranie. Jesteśmy bowiem w takiej sytuacji, w której może być tylko lepiej.
Warto zajrzeć również na stronę programu i wziąć udział w dyskusji dotyczącej tematu jutrzejszego odcinka. Tym razem materia budząca spore emocje – relacje Państwo-Kościół.
2008-12-10 22:52:13
Różne lewicowe organizacje za punkt honoru postawiły sobie zaistnienie na YouTubie. Niby słusznie, ale skutek jest mizerny. Z wyjątkiem filmów odbieranych przez masowego odbiorcę jako produkcja satyryczna, większość lewicowych filmików jest oglądanych przez autora i pięciu kolegów z organizacji.
To o czym marzą lewicowi radykałowie udało się wrocławskiej kapeli Snake Charmer. Ich piosenkę Born in the PRL odsłuchało ponad 160 tys. internautów. Popularność teledysku pokazuje, że PRL we wspomnieniach jego obywateli nie był aż tak szary jak przekonują osoby pojawiające się na ekranach (kolorowych skądinąd) telewizorów.
Historia alternatywna ideologią podszytaTo o czym marzą lewicowi radykałowie udało się wrocławskiej kapeli Snake Charmer. Ich piosenkę Born in the PRL odsłuchało ponad 160 tys. internautów. Popularność teledysku pokazuje, że PRL we wspomnieniach jego obywateli nie był aż tak szary jak przekonują osoby pojawiające się na ekranach (kolorowych skądinąd) telewizorów.
2008-08-15 02:30:17
Co jakiś czas wraca moda na rozważania z zakresu historii alternatywnej. W dniu wczorajszym (14.06) „Gazeta Wyborcza” swoje łamy oddała historykowi o uznanej renomie - prof. Włodzimierzowi Borodziejowi i jego wizji Polski powstałej w wyniku zwycięstwa Powstania Warszawskiego. Jest ono możliwe tylko dlatego, że powodzeniem kończy się zamach na Hitlera, Niemcy pogrążają się w chaosie i żołnierze AK w sielankowej atmosferze rozbrajają tych z Wehrmachtu. W efekcie powstają dwa państwa polskie, rozdzielone rzeką Wisłą. Zachód – wiadomo kapitalistyczny, wschód – socjalistyczny w wersji radzieckiej. Niestety artykuł zawiera wiele przykładów myślenia życzeniowego, które zdradzają ideologiczne afiliacje autora.
Przykładem jest chociażby wynik wyborów w Polsce Zachodniej. Dlaczego wybory wygrywa PSL i PPS? Przecież hegemonem w polskiej polityce była endecja, co zresztą doskonale potwierdziło życie polityczne na emigracji. Można w tym miejscu usprawiedliwiać prof. Borodzieja „lewicową atmosferą” w Europie po II wojnie światowej. Ale po I wojnie było dużo bardziej lewicowo. Wręcz rewolucyjne. A w wyborach endecja znokautowała wszystkich przeciwników. W sytuacji gdy państwo polskie ograniczałoby się do Wielkopolski, Pomorza (bastiony endecji!), okolic Warszawy, Łodzi, Śląska i krakowskiego to endecja mogłaby mierzyć w większość bezwzględną!
Jednak w wizji prof. Borodzieja nie ma dla niej miejsca. Jest tylko bliżej nieokreślona „prawica”. Sama endecja rozpływa się w powietrzu. Jak w marzeniach środowiska politycznego związanego z gazetą, która swoich łam użyczyła prof. Borodziejowi. W miejsce endecji pojawiają się za to współrządzący Polską liberałowie. Nie wiadomo skąd się wzięli, skoro w II RP nie byli w stanie stworzyć liczącej się partii politycznej… Jednak po II wojnie światowej rządzą Polską.
Wybory prezydenckie wygrywa 40-letni bezpartyjny ekonomista. Ten fragment artykułu, może wzbudzić u czytelnika niepokój, czy aby przez przypadek nie zagłębiał się w scenariusz serialu „Ekipa”. Kandydat o wyżej wymienionej charakterystyce w wyborach powszechnych może zwyciężyć tylko w świecie fantazji.
Wiele ciekawości wzbudza również kwestia granicy zachodniej. Ta bowiem w żadnym miejscu nie zostaje ostatecznie sprecyzowana. Pewnie dlatego, że jej kształt daleko odbiegałby od tej znanej nam ze świata rzeczywistego.
W wizji prof. Borodzieja jedna rzecz jest jednak z pewnością kusząca. Uniknięcie hekatomby Powstania Warszawskiego, jakie znamy z podręczników historii. Śmierć 180 tysięcy cywilów. Zniszczenie miasta i kilkusetletniej historii. Wszystko to składa się na bilans najbardziej chyba tragicznego wydarzenia w historii Polski.
Artykuł prof. Włodzimierza Borodzieja dostępny jest tutaj
Kto kogo wprowadza w błąd?Przykładem jest chociażby wynik wyborów w Polsce Zachodniej. Dlaczego wybory wygrywa PSL i PPS? Przecież hegemonem w polskiej polityce była endecja, co zresztą doskonale potwierdziło życie polityczne na emigracji. Można w tym miejscu usprawiedliwiać prof. Borodzieja „lewicową atmosferą” w Europie po II wojnie światowej. Ale po I wojnie było dużo bardziej lewicowo. Wręcz rewolucyjne. A w wyborach endecja znokautowała wszystkich przeciwników. W sytuacji gdy państwo polskie ograniczałoby się do Wielkopolski, Pomorza (bastiony endecji!), okolic Warszawy, Łodzi, Śląska i krakowskiego to endecja mogłaby mierzyć w większość bezwzględną!
Jednak w wizji prof. Borodzieja nie ma dla niej miejsca. Jest tylko bliżej nieokreślona „prawica”. Sama endecja rozpływa się w powietrzu. Jak w marzeniach środowiska politycznego związanego z gazetą, która swoich łam użyczyła prof. Borodziejowi. W miejsce endecji pojawiają się za to współrządzący Polską liberałowie. Nie wiadomo skąd się wzięli, skoro w II RP nie byli w stanie stworzyć liczącej się partii politycznej… Jednak po II wojnie światowej rządzą Polską.
Wybory prezydenckie wygrywa 40-letni bezpartyjny ekonomista. Ten fragment artykułu, może wzbudzić u czytelnika niepokój, czy aby przez przypadek nie zagłębiał się w scenariusz serialu „Ekipa”. Kandydat o wyżej wymienionej charakterystyce w wyborach powszechnych może zwyciężyć tylko w świecie fantazji.
Wiele ciekawości wzbudza również kwestia granicy zachodniej. Ta bowiem w żadnym miejscu nie zostaje ostatecznie sprecyzowana. Pewnie dlatego, że jej kształt daleko odbiegałby od tej znanej nam ze świata rzeczywistego.
W wizji prof. Borodzieja jedna rzecz jest jednak z pewnością kusząca. Uniknięcie hekatomby Powstania Warszawskiego, jakie znamy z podręczników historii. Śmierć 180 tysięcy cywilów. Zniszczenie miasta i kilkusetletniej historii. Wszystko to składa się na bilans najbardziej chyba tragicznego wydarzenia w historii Polski.
Artykuł prof. Włodzimierza Borodzieja dostępny jest tutaj
2008-04-14 19:27:05
Marek Borowski opublikował dzisiaj kuriozalny list, w którym tłumaczy, że „Wojciech Olejniczak i opinia publiczna została wprowadzona w błąd” jakoby Partia Demokratyczna nie była formacją lewicową. Mniejsza o to, że sami Demokraci określania siebie mianem lewicy unikają jak diabeł święconej wody i za każdym razem – zgodnie ze stanem faktycznym – podkreślają, że są partią centrową i liberalną.
Przewodniczący SdPl wie jednak lepiej. Jako dowód przedstawił deklarację ideową PD przyjętą 12 kwietnia. Można odnieść wrażenie, że Demokraci unikali w niej poruszania najważniejszych kwestii. Czytamy np., że „Konieczna jest kompleksowa polityka równości szans życiowych, której kluczowym obszarem powinno być zapewnienie całemu młodemu pokoleniu minimalnego kapitału wyjściowego. Jego składnikami są: podstawowa opieka medyczna, dobre wykształcenie(…)”. Więcej jest pytań niż odpowiedzi. Jaka opieka zdrowotna jest podstawowa, a jaka już nią nie jest? Czy „dobre wykształcenie” oznacza również powszechnie dostępne bezpłatne studia wyższe? Śmiem wątpić.
Absolutnym liberalnym hitem jest natomiast punkt 3. deklaracji noszący tytuł „Wykluczający i dezaktywizujący wzorzec rozwoju społeczno-gospodarczego”. Zacytujmy go więc w całości.
„Gwałtowne przejście do gospodarki rynkowej wyzwoliło energię prywatnej przedsiębiorczości, która nadaje dynamikę polskiej gospodarce, ale zarazem spowodowało szereg negatywnych zjawisk społecznych, w tym wysokie strukturalne bezrobocie. Te negatywne zjawiska próbowano przez lata nieskutecznie korygować interwencyjno-redystrybucyjnymi działaniami państwa. W rezultacie jednak jedynie wzmacniano i utrwalano formułę społeczeństwa nierównych szans. Właściwą drogą jest ograniczenia pomocowo-socjalnych zadań państwa na rzecz jego aktywnego współdziałania w wieloma różnymi organizacjami, mającego na celu wykształcenia w Polsce wielu form i podmiotów ekonomii społecznej, zdolnych do aktywizowania ludzi wykluczonych i oferowania tradycyjnych i nowych usług społecznych, adresowanych zwłaszcza do dzieci i osób starszych”.
Zadajmy sobie pytanie czy rezygnacja państwa z roli redystrybutora bogactwa mieści się „w lewicowym kanonie”? Czy tymże kanonie mieści się „ograniczenia pomocowo-socjalnych zadań państwa”? Czy lewica powinna zajmować się „aktywizowaniem ludzi wykluczonych” czy likwidowaniem biedy? Wreszcie najważniejsze, czy nie można dać już spokoju Demokratom i przestać wmawiać im, że są lewicą, skoro sami temu zaprzeczają? To samookreślenie PD trzeba ocenić skądinąd pozytywnie. Porządkuje ono scenę polityczną według linii programowych a nie życiorysowych. Mówiąc językiem tak ostatnio popularnym jest krokiem w stronę „normalności” i „europejskich standardów”. Może i inni powinni podążyć szlakiem szczerości wskazanym przez Demokratów?
PD pamięci żałobny rapsodPrzewodniczący SdPl wie jednak lepiej. Jako dowód przedstawił deklarację ideową PD przyjętą 12 kwietnia. Można odnieść wrażenie, że Demokraci unikali w niej poruszania najważniejszych kwestii. Czytamy np., że „Konieczna jest kompleksowa polityka równości szans życiowych, której kluczowym obszarem powinno być zapewnienie całemu młodemu pokoleniu minimalnego kapitału wyjściowego. Jego składnikami są: podstawowa opieka medyczna, dobre wykształcenie(…)”. Więcej jest pytań niż odpowiedzi. Jaka opieka zdrowotna jest podstawowa, a jaka już nią nie jest? Czy „dobre wykształcenie” oznacza również powszechnie dostępne bezpłatne studia wyższe? Śmiem wątpić.
Absolutnym liberalnym hitem jest natomiast punkt 3. deklaracji noszący tytuł „Wykluczający i dezaktywizujący wzorzec rozwoju społeczno-gospodarczego”. Zacytujmy go więc w całości.
„Gwałtowne przejście do gospodarki rynkowej wyzwoliło energię prywatnej przedsiębiorczości, która nadaje dynamikę polskiej gospodarce, ale zarazem spowodowało szereg negatywnych zjawisk społecznych, w tym wysokie strukturalne bezrobocie. Te negatywne zjawiska próbowano przez lata nieskutecznie korygować interwencyjno-redystrybucyjnymi działaniami państwa. W rezultacie jednak jedynie wzmacniano i utrwalano formułę społeczeństwa nierównych szans. Właściwą drogą jest ograniczenia pomocowo-socjalnych zadań państwa na rzecz jego aktywnego współdziałania w wieloma różnymi organizacjami, mającego na celu wykształcenia w Polsce wielu form i podmiotów ekonomii społecznej, zdolnych do aktywizowania ludzi wykluczonych i oferowania tradycyjnych i nowych usług społecznych, adresowanych zwłaszcza do dzieci i osób starszych”.
Zadajmy sobie pytanie czy rezygnacja państwa z roli redystrybutora bogactwa mieści się „w lewicowym kanonie”? Czy tymże kanonie mieści się „ograniczenia pomocowo-socjalnych zadań państwa”? Czy lewica powinna zajmować się „aktywizowaniem ludzi wykluczonych” czy likwidowaniem biedy? Wreszcie najważniejsze, czy nie można dać już spokoju Demokratom i przestać wmawiać im, że są lewicą, skoro sami temu zaprzeczają? To samookreślenie PD trzeba ocenić skądinąd pozytywnie. Porządkuje ono scenę polityczną według linii programowych a nie życiorysowych. Mówiąc językiem tak ostatnio popularnym jest krokiem w stronę „normalności” i „europejskich standardów”. Może i inni powinni podążyć szlakiem szczerości wskazanym przez Demokratów?
2008-04-08 02:15:10
Kolumny „Gazety Wyborczej” zapełniły się głosami oburzenia nad decyzją Wojciecha Olejniczaka o rozwodzie z Demokratami. Jak ten młodociany „lewak” otoczony przez PRL-owskich aparatczyków i „jeszcze bardziej lewackich od niego lewaków” miał czelność wysłać na polityczny margines samego prof. Geremka i innych nie mniej zasłużonych nosicieli Etosu?
Jednocześnie mogliśmy przeczytać kilka prawdziwych zdań o przeszłości SLD. Przykładowo Ewa Milewicz narzeka, że SLD nigdy nie było lewicowe. Po pierwsze nie zliberalizowało ustawy antyaborcyjnej, po drugie popierało podatek liniowy, po trzecie nie wprowadziło refundacji środków antykoncepcyjnych, po czwarte…, po piąte… i nawet po dziesiąte – wszystko to jest prawdą! Pytanie brzmi skąd liderzy SLD epoki Millera czerpali inspirację dla poparcia podatku liniowego, czy obrony aborcyjnego „kompromisu”? Kto był głównym autorytetem dla Millera (przynajmniej do czasów Rywingate) a Aleksandrze Kwaśniewskim nie wspominając? Jaka gazeta sprawował wówczas rząd dusz, lansując i podatek liniowy (bo nie ma alternatywy) i ugodę z Kościołem (bo Unia) i „kompromis” aborcyjny (bo Kościół)?
Widać, że spora część publicystów do sprawy rozwodu SLD z PD podchodzi bardzo emocjonalnie. Jednym z nich jest Mirosław Czech, co zresztą nie może dziwić bo były poseł sam tę partię zakładał. W sobotę zaatakował on „lewacki” kurs SLD, stwierdzając że prowadzi on do koalicji SLD z PiS-em. Pomijam już fakt, czy po śmierci Blidy bardziej prawdopodobna jest koalicja SLD-PiS, czy pojednanie Cezarego Michalskiego z Adamem Michnikiem. Faktem jest, że argument ten nie brzmi zbyt wiarygodnie w ustach osoby, której partia utworzyła swego czasu koalicję z ZChN-em. Partią przy której PiS jest synonimem umiarkowania i europejskości – wartości tak cenionych przez redaktorów „Gazety Wyborczej”.
Takich emocjonalnych lamentacji nad grobem nieboszczki Unii Wolności ukazało się wiele. Znamienne jednak jest to, że dwaj najbardziej przenikliwi chyba dzisiaj publicyści w Polsce decyzję Olejniczaka chwalą. Jacek Żakowski przyczyn rozpadu LiD-u doszukuje się w samobójczej taktyce PD, która wybrała drogę skopiowania programu PO. Z kolei Michalski dostrzega z końcu LiD koniec toksycznego związku postkomunistów i środowiska Unii Wolności. Ci drudzy tym pierwszym zagwarantowali minimum bezpieczeństwa, z drugiej jednak strony co rusz przypominali komu w tym kraju mniej wolno. A to stan wojenny, a to Marzec. Przypominaniu kłopotliwej przeszłości zawsze towarzyszyło wskazywanie „rozsądnych”. Najbardziej patologiczną formę przybrało to w roku 2001 gdy SLD wygrało wybory tylko po aby realizować program środowiska UW i „Gazety Wyborczej”. Jak to się skończyło dla SLD, Millera i UW wszyscy wiemy.
Jak skończy się zapowiadany przez Olejniczaka zwrot na lewo? Tego nie wiemy. Jest to jednak dopiero pierwszy krok, warunek konieczny, a nie wystarczający budowy w Polsce europejskiej socjaldemokracji.
Prawda o offsecieJednocześnie mogliśmy przeczytać kilka prawdziwych zdań o przeszłości SLD. Przykładowo Ewa Milewicz narzeka, że SLD nigdy nie było lewicowe. Po pierwsze nie zliberalizowało ustawy antyaborcyjnej, po drugie popierało podatek liniowy, po trzecie nie wprowadziło refundacji środków antykoncepcyjnych, po czwarte…, po piąte… i nawet po dziesiąte – wszystko to jest prawdą! Pytanie brzmi skąd liderzy SLD epoki Millera czerpali inspirację dla poparcia podatku liniowego, czy obrony aborcyjnego „kompromisu”? Kto był głównym autorytetem dla Millera (przynajmniej do czasów Rywingate) a Aleksandrze Kwaśniewskim nie wspominając? Jaka gazeta sprawował wówczas rząd dusz, lansując i podatek liniowy (bo nie ma alternatywy) i ugodę z Kościołem (bo Unia) i „kompromis” aborcyjny (bo Kościół)?
Widać, że spora część publicystów do sprawy rozwodu SLD z PD podchodzi bardzo emocjonalnie. Jednym z nich jest Mirosław Czech, co zresztą nie może dziwić bo były poseł sam tę partię zakładał. W sobotę zaatakował on „lewacki” kurs SLD, stwierdzając że prowadzi on do koalicji SLD z PiS-em. Pomijam już fakt, czy po śmierci Blidy bardziej prawdopodobna jest koalicja SLD-PiS, czy pojednanie Cezarego Michalskiego z Adamem Michnikiem. Faktem jest, że argument ten nie brzmi zbyt wiarygodnie w ustach osoby, której partia utworzyła swego czasu koalicję z ZChN-em. Partią przy której PiS jest synonimem umiarkowania i europejskości – wartości tak cenionych przez redaktorów „Gazety Wyborczej”.
Takich emocjonalnych lamentacji nad grobem nieboszczki Unii Wolności ukazało się wiele. Znamienne jednak jest to, że dwaj najbardziej przenikliwi chyba dzisiaj publicyści w Polsce decyzję Olejniczaka chwalą. Jacek Żakowski przyczyn rozpadu LiD-u doszukuje się w samobójczej taktyce PD, która wybrała drogę skopiowania programu PO. Z kolei Michalski dostrzega z końcu LiD koniec toksycznego związku postkomunistów i środowiska Unii Wolności. Ci drudzy tym pierwszym zagwarantowali minimum bezpieczeństwa, z drugiej jednak strony co rusz przypominali komu w tym kraju mniej wolno. A to stan wojenny, a to Marzec. Przypominaniu kłopotliwej przeszłości zawsze towarzyszyło wskazywanie „rozsądnych”. Najbardziej patologiczną formę przybrało to w roku 2001 gdy SLD wygrało wybory tylko po aby realizować program środowiska UW i „Gazety Wyborczej”. Jak to się skończyło dla SLD, Millera i UW wszyscy wiemy.
Jak skończy się zapowiadany przez Olejniczaka zwrot na lewo? Tego nie wiemy. Jest to jednak dopiero pierwszy krok, warunek konieczny, a nie wystarczający budowy w Polsce europejskiej socjaldemokracji.
2008-01-31 12:33:29
Pamiętacie szumne zapowiedzi, jak wiele Polska zyska dzięki offsetowi? Zapewnienia, że zakup amerykańskich F-16 oznacza skok cywilizacyjny dla polskiej gospodarki i dla każdego Polaka z osobna?
Jak "Dziennik" stał się centrowy2008-01-29 00:45:50
Na łamach „Dziennika” toczy się dyskusja o lewicy. Nie wnikam w intencje jej inicjatorów. Nie oceniam też tekstów. Jedne są bardziej wartościowe, drugie mniej. W sumie z wszystkimi warto się zapoznać. Warto zwrócić natomiast uwagę na pewną małą manipulację dokonaną przez redaktorów „Dziennika”.
Szowinistka roku2008-01-28 21:44:28
„Wysokie Obcasy” jak co roku organizują plebiscyt mający na celu wyłonienie Polki Roku. Kategorii jest kilka. Spore emocje budzi również ta, w której nikt z osób publicznych nie chciałby otrzymać lauru – „Szowinista/Szowinistka Roku”.