2008-04-08 02:15:10
Kolumny „Gazety Wyborczej” zapełniły się głosami oburzenia nad decyzją Wojciecha Olejniczaka o rozwodzie z Demokratami. Jak ten młodociany „lewak” otoczony przez PRL-owskich aparatczyków i „jeszcze bardziej lewackich od niego lewaków” miał czelność wysłać na polityczny margines samego prof. Geremka i innych nie mniej zasłużonych nosicieli Etosu?
Jednocześnie mogliśmy przeczytać kilka prawdziwych zdań o przeszłości SLD. Przykładowo Ewa Milewicz narzeka, że SLD nigdy nie było lewicowe. Po pierwsze nie zliberalizowało ustawy antyaborcyjnej, po drugie popierało podatek liniowy, po trzecie nie wprowadziło refundacji środków antykoncepcyjnych, po czwarte…, po piąte… i nawet po dziesiąte – wszystko to jest prawdą! Pytanie brzmi skąd liderzy SLD epoki Millera czerpali inspirację dla poparcia podatku liniowego, czy obrony aborcyjnego „kompromisu”? Kto był głównym autorytetem dla Millera (przynajmniej do czasów Rywingate) a Aleksandrze Kwaśniewskim nie wspominając? Jaka gazeta sprawował wówczas rząd dusz, lansując i podatek liniowy (bo nie ma alternatywy) i ugodę z Kościołem (bo Unia) i „kompromis” aborcyjny (bo Kościół)?
Widać, że spora część publicystów do sprawy rozwodu SLD z PD podchodzi bardzo emocjonalnie. Jednym z nich jest Mirosław Czech, co zresztą nie może dziwić bo były poseł sam tę partię zakładał. W sobotę zaatakował on „lewacki” kurs SLD, stwierdzając że prowadzi on do koalicji SLD z PiS-em. Pomijam już fakt, czy po śmierci Blidy bardziej prawdopodobna jest koalicja SLD-PiS, czy pojednanie Cezarego Michalskiego z Adamem Michnikiem. Faktem jest, że argument ten nie brzmi zbyt wiarygodnie w ustach osoby, której partia utworzyła swego czasu koalicję z ZChN-em. Partią przy której PiS jest synonimem umiarkowania i europejskości – wartości tak cenionych przez redaktorów „Gazety Wyborczej”.
Takich emocjonalnych lamentacji nad grobem nieboszczki Unii Wolności ukazało się wiele. Znamienne jednak jest to, że dwaj najbardziej przenikliwi chyba dzisiaj publicyści w Polsce decyzję Olejniczaka chwalą. Jacek Żakowski przyczyn rozpadu LiD-u doszukuje się w samobójczej taktyce PD, która wybrała drogę skopiowania programu PO. Z kolei Michalski dostrzega z końcu LiD koniec toksycznego związku postkomunistów i środowiska Unii Wolności. Ci drudzy tym pierwszym zagwarantowali minimum bezpieczeństwa, z drugiej jednak strony co rusz przypominali komu w tym kraju mniej wolno. A to stan wojenny, a to Marzec. Przypominaniu kłopotliwej przeszłości zawsze towarzyszyło wskazywanie „rozsądnych”. Najbardziej patologiczną formę przybrało to w roku 2001 gdy SLD wygrało wybory tylko po aby realizować program środowiska UW i „Gazety Wyborczej”. Jak to się skończyło dla SLD, Millera i UW wszyscy wiemy.
Jak skończy się zapowiadany przez Olejniczaka zwrot na lewo? Tego nie wiemy. Jest to jednak dopiero pierwszy krok, warunek konieczny, a nie wystarczający budowy w Polsce europejskiej socjaldemokracji.
Jednocześnie mogliśmy przeczytać kilka prawdziwych zdań o przeszłości SLD. Przykładowo Ewa Milewicz narzeka, że SLD nigdy nie było lewicowe. Po pierwsze nie zliberalizowało ustawy antyaborcyjnej, po drugie popierało podatek liniowy, po trzecie nie wprowadziło refundacji środków antykoncepcyjnych, po czwarte…, po piąte… i nawet po dziesiąte – wszystko to jest prawdą! Pytanie brzmi skąd liderzy SLD epoki Millera czerpali inspirację dla poparcia podatku liniowego, czy obrony aborcyjnego „kompromisu”? Kto był głównym autorytetem dla Millera (przynajmniej do czasów Rywingate) a Aleksandrze Kwaśniewskim nie wspominając? Jaka gazeta sprawował wówczas rząd dusz, lansując i podatek liniowy (bo nie ma alternatywy) i ugodę z Kościołem (bo Unia) i „kompromis” aborcyjny (bo Kościół)?
Widać, że spora część publicystów do sprawy rozwodu SLD z PD podchodzi bardzo emocjonalnie. Jednym z nich jest Mirosław Czech, co zresztą nie może dziwić bo były poseł sam tę partię zakładał. W sobotę zaatakował on „lewacki” kurs SLD, stwierdzając że prowadzi on do koalicji SLD z PiS-em. Pomijam już fakt, czy po śmierci Blidy bardziej prawdopodobna jest koalicja SLD-PiS, czy pojednanie Cezarego Michalskiego z Adamem Michnikiem. Faktem jest, że argument ten nie brzmi zbyt wiarygodnie w ustach osoby, której partia utworzyła swego czasu koalicję z ZChN-em. Partią przy której PiS jest synonimem umiarkowania i europejskości – wartości tak cenionych przez redaktorów „Gazety Wyborczej”.
Takich emocjonalnych lamentacji nad grobem nieboszczki Unii Wolności ukazało się wiele. Znamienne jednak jest to, że dwaj najbardziej przenikliwi chyba dzisiaj publicyści w Polsce decyzję Olejniczaka chwalą. Jacek Żakowski przyczyn rozpadu LiD-u doszukuje się w samobójczej taktyce PD, która wybrała drogę skopiowania programu PO. Z kolei Michalski dostrzega z końcu LiD koniec toksycznego związku postkomunistów i środowiska Unii Wolności. Ci drudzy tym pierwszym zagwarantowali minimum bezpieczeństwa, z drugiej jednak strony co rusz przypominali komu w tym kraju mniej wolno. A to stan wojenny, a to Marzec. Przypominaniu kłopotliwej przeszłości zawsze towarzyszyło wskazywanie „rozsądnych”. Najbardziej patologiczną formę przybrało to w roku 2001 gdy SLD wygrało wybory tylko po aby realizować program środowiska UW i „Gazety Wyborczej”. Jak to się skończyło dla SLD, Millera i UW wszyscy wiemy.
Jak skończy się zapowiadany przez Olejniczaka zwrot na lewo? Tego nie wiemy. Jest to jednak dopiero pierwszy krok, warunek konieczny, a nie wystarczający budowy w Polsce europejskiej socjaldemokracji.