2014-03-27 23:39:45
Marek Tobolewski postanowił niedawno skorzystać ze swojego niezbywalnego, męskiego prawa do protekcjonalnego traktowania kobiet. W komentarzu do notki o planowanym referendum dotyczącym zorganizowania olimpiady w Krakowie postanowił napisać o Jagnie Marczułajtis per p. Jagna. Zwróciłam mu mailowo uwagę, że jest to wyrażenie protekcjonalne dyskryminujące ze względu na płeć, bo o Majchrowskim nie pisze przecież p. Jacek. Jednak moją prośbę o wyrównanie standardów Tobolewski odrzucił stwierdzając, że jak chcę, to mogę napisać komentarz. Cóż, różne sprawy na głowie, ale jeśli chłopak chce zostać bohaterem wpisu na moim blogu, to dobrze, poświęcę mu te parę chwil. Bo problem z pewnością jest szerszy. Trzeba edukować. I w tym właśnie celu w dalszej części tekstu będziemy Tobolewskiego nazywać p. Markiem.
p. Marek wyjaśnił mi, że był to jego celowy zabieg stylistyczny i jak najbardziej świadomy jest protekcjonalności tego wyrażenia. Nie uważa jednak, żeby był to seksizm. W ten sposób chciał jedynie zamanifestować swój sprzeciw wobec skandalicznego pomysłu zorganizowania igrzysk w Krakowie. Dlaczego w takim razie nie chciał swojego sprzeciwu rozciągnąć także na Majchrowskiego? Czy o wszystkich radnych, politykach i sportowcach wspierających ten projekt będzie odtąd pisać po imieniu? Mnie chodziło tylko o wyrównanie standardów. Ale p. Jacek?! No, nie przesadzajmy! O prezydencie, nawet nielubianym, niekompetentnym czy zwyczajnie głupim tak się nie pisze w komentarzu na poważnym portalu. To w złym stylu. Co innego p. Jagna.
Bo jak napisał p. Marek, jest to: „osoba młoda, bez tytułów i osiągnięć”. Hmm… Aż sprawdziłam w stopce redakcyjnej lewica.pl – nie, p. Marek nie ujawnia tam swojego wieku, co oznacza, że może to być nawet ponad 35 lat. Patrząc po zdjęciu na jego blogu raczej nie więcej niż 40 – siwych włosów tam nie uświadczysz. O swoich osiągnięciach pisze dosyć skrótowo – każdy może przeczytać. Każdy może też sprawdzić w sieci, że Marczułajtis urodziła się w 1978 roku i jest między innymi czternastokrotną złotą medalistką mistrzostw Polski w snowboardzie, podwójną mistrzynią świata juniorek, mistrzynią i wicemistrzynią Europy. A co z tytułami p. Marka? Tak, tak, oczywiście, tytuły sportowe nie oznaczają kompetencji politycznych. Ale powtórzę: nie o kompetencje tutaj chodzi. Niekompetentnych polityków mamy w Polsce na pęczki, ale nikt nie twierdzi, że to powód, żeby zwracać się do nich po imieniu.
Bo tutaj chodzi po prostu o dominację. O „naturalną” męską wyższość. P. Marek napisał mi w kolejnym mailu, że uważa, że ta sprawa po prostu nie jest ważna. To dlaczego tak się upiera? Dlaczego będąc podobno feministą broni jak niepodległości swojego „prawa” do protekcjonalnego traktowania kobiety w sytuacji, gdy nie uznałby za stosowne, żeby tak potraktować mężczyznę? Niestety ja sama również wielokrotnie spotykałam się z tym, że różni panowie uznawali za święte swoje „prawo” do traktowania mnie jak małą dziewczynkę. Zwłaszcza jeśli byli ode mnie kilkanaście lat młodsi i mojemu doktoratowi mogli dumnie przeciwstawić swój licencjat. Jakoś trzeba przywrócić w takiej asymetrycznej sytuacji „naturalną” hierarchię. Za wszelką cenę. Bez względu na szkody, jakie przez to poniesie „sprawa”, o którą walczą i dla której pracują, a w którą ja też miałam swój znaczący wkład. Bo czy może być sprawa większa niż pokazanie „jakiejś pannie”, kto tu jest na górze?
Tak właśnie: obyczajówka. Nie proszę państwa, to nie ekonomia kręci światem. P. Marek napisał na swoim blogu, że na krakowskiej manifie podobało mu się, że „na pierwszy plan wysunęły się postulaty ekonomiczno-społeczne, a „obyczajówka” stanowiła barwne, ale jednak tło.” I to przypomniało mi, że Michał Kalecki napisał kiedyś, że dla kapitalistów ważniejsza jest dominacja niż zyski. Utrzymując wysokie bezrobocie kapitaliści zarabiają mniej, bo na ich towary nie ma popytu, ale dzięki temu mogą sprawować nad robotnikami kontrolę i to jest dla nich dużo ważniejsze niż jakiekolwiek pieniądze. Tak samo z p. Markiem: walka o żłobki, przedszkola czy godne warunki zatrudnienia dla kobiet w niczym mu nie przeszkadza. Nie czuje się też zagrożony walką o równą płacę za tę samą pracę. Ale żeby nie mógł protekcjonalnie potraktować „jakiejś panny”?!
Nie twierdzę, że ekonomia nie ma znaczenia. Ale to „obyczajówka” stanowi zagrożenie dla p. Marków i dlatego wolą uznawać ją za nieistotną. Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że nie zdają sobie sprawy, że równość pracy, która ma być tak samo opłacana, nie mierzy się według ich kryteriów „równości”, jakie usiłują wprowadzać w życie swoją protekcjonalnością. Nie, chociaż wydaje mu się, że jest przeciwnie, p. Marek nie stoi wyżej pod względem wieku i osiągnięć od Jagny Marczułajtis. Tak samo też jakkolwiek dumny ze swojego przyrodzenia nie byłby dwudziestoparoletni student, nie jest to dokonanie stawiające go ponad trzydziestoparoletnią doktorką. Naprawdę. Bardzo mi przykro. I wasza protekcjonalność tego nie zmieni.