2014-04-15 20:58:08
Protestujący opiekunowie i opiekunki osób niepełnosprawnych domagali się za swoją pracę płacy minimalnej, co zostało przez wielu komentatorów uznane za niezwykłą roszczeniowość. Zwłaszcza gdy ich głodowe świadczenia zostały „kompromisowo” podniesione do poziomu nieco mniej głodowego.
Jeśli jednak żyjemy w systemie, w którym to rynek określa wartość danej pracy, to bądźmy konsekwentni: dlaczego mieliby zarabiać mniej niż opiekunowie pracujący w profesjonalnych placówkach? Koszt utrzymania osoby niepełnosprawnej w domu opieki waha się w granicach 4-6 tysięcy, a asystent niepełnosprawnego posła otrzymuje wynagrodzenie w wysokości sześciu tysięcy. Czy członkowie rodzin osób niepełnosprawnych wykonują tę pracę w sposób mniej profesjonalny lub mniej staranny? Wręcz przeciwnie: wkładają w nią serce. Natomiast w ośrodkach opieki bywa z tym różnie. Jak mówi w wywiadzie Elżbieta Karasińska: „Moja Agata (i kilkoro jeszcze znanych mi dzieci) korzystała z usług takiego miejsca i do dziś toczy się sprawa w prokuraturze. Oddawałam tam dziecko na 4 godziny, odbierałam je często osikane, zalęknione, przeziębione, posiniaczone, a nawet poranione!”
Dlaczego zatem ta sama praca wykonywana dużo lepiej, z sercem i zaangażowaniem ma być gorzej opłacana? Bo to są ich własne dzieci. Członkowie ich własnych rodzin. A taka praca, wykonywana w naszej kulturze głównie przez kobiety, w sposób dla nas oczywisty jest nieopłacana. Jest pracą miłości, za którą nie tylko nie należy się zapłata, ale samo domaganie się jej jest wyrazem żenująco egoistycznego materializmu. Zdecyduj się: opiekujesz się, bo ci płacą, czy dlatego że kochasz?
Wygląda więc na to, że w przypadku pracy opiekuńczej nie obowiązuje zasada, że wartość pracy ustalana jest adekwatnie przez mechanizmy rynkowe, które teoretycznie wymuszają wyższą płacę za pracę lepszej jakości. Bo nawet jeśli założymy, że opisane przez Elżbietę Karasińską sytuacje nie są regułą i większość pracownic i pracowników instytucji opiekuńczych wykonuje swoją pracę z zaangażowaniem, to i tak trudno byłoby twierdzić, że robią to kilkakrotnie lepiej niż członkowie rodzin, jak wynikałoby z rynkowego oszacowania wartości ich pracy.
Jak zatem wymierzyć wartość opieki, tak aby nie zamienić jej w bezosobowy produkt i zachować jej autentyczność? W jaki sposób samo pojęcie opieki rozsadza kapitalistyczną racjonalność? I co ma do tego prestiż? Całość tekstu została opublikowana w Dzienniku Opinii.