2012-09-02 12:48:24
TVP, w szczególności jedynka, podległa wpływowi Kościoła katolickiego, realizując dlań nieodpłatnie kampanię promocyjną. Zasadniczo, powinna się nazywać KlerTV. Liczba seriali przedstawiających dobrotliwy kler rośnie. Ojce mateusze, plebanie, siostrzyczki, siły wyższe – roi się od sutann i habitów. Lecz czego oczekiwać w kraju, w którego parlamencie obraduje się pod czujnym okiem krucyfiksu, konsultując projekty ustaw z radą episkopatu. Rzecz z jednej strony w promowaniu określonego światopoglądu religijnego w świeckim medium publicznym, a z drugiej w monopolu Kościoła katolickiego – jakby osób innych wyznań lub bezwyznaniowych w Polsce nie było. Aż żal porównywać wydatki na te mizerne produkcje z dokumentami autorstwa BBC. Chcieć to móc, ale skoro się nie chce…
Drażni także publiczna telewizja informacyjna, która informacyjną jest chyba głównie z ambicji. 2 weekendy temu niedzielne serwisy zdominowała całodniowa relacja na żywo z Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie uwaga uwaga zamontowano KURTYNĘ WODNĄ, cóż za wydarzenie! Także przeżywanie tragicznej śmierci Whitney Houston doprowadzało do szału, albowiem wydaje się, że działy się wówczas bardziej doniosłe rzeczy na świecie, choćby w Syrii, gdzie dziennie ginęło 100 bezimiennych dla mediów ofiar. Cóż, statystyka, i to u „dzikusów”. O panującej neoliberalnej wykładni problemów gospodarczych pisać szerzej poniecham. Kiedy słyszę jak dziennikarze/rki powtarzają sklepane slogany o życiu ponad stan społeczeństwa greckiego i roszczeniowości związków zawodowych zastanawiam się czy czasem zdarza im się krytycznie pomyśleć i wyjść poza własną wielkomiejską świadomość średnioklasową. Powierzchowne i zupełnie pozbawione krytycznej refleksji interpretacje. Nie potrafię zrozumieć także lekceważenia igrzysk paraolimpijskich, gdzie nasza reprezentacja radzi sobie wyśmienicie. W uznaniu ich zasług poświęca się im 5minut w serwisach informacyjnych. Czy niepełnosprawni sportowcy i sportsmenki są jakoś mniej polscy czy jak?
I nie to, żeby komercyjne stacje były wzorami cnót. Są jednak prywatne i należy przez ten filtr interesów trawić ich przekaz. Telewizja publiczna tym się od nich różni, że powinna mieć misję. I to nie ewangelizacyjną. Nie narzucać interpretacji, nie oceniać. Dawać wybór. Skoro jest czas antenowy dla Pospieszalskiego, powinno być także miejsce dla postępowych środowisk. Abonament? Podnieście poziom - będą wpływy.
2012-08-27 10:28:20
Prawo nie jest narzędziem zemsty. Prawo powinno być wyrazem sprawiedliwości i praworządności państwa. Brejvik świadomie złamał zasady, jakimi kierować się winny społeczeństwa – prawo człowieka do bycia takim jakim jest jak długo nie wyrządza tym krzywdy innym, prawo do bycia równym, choć różnym. Jeśli stosować rewanżyzm, Norwegowie niczym nie różniliby się od Brejvika. Uznanie go niepoczytalnym natomiast byłoby zlekceważeniem jego ofiar, które nie zginęły z rąk szaleńca tylko neofaszysty.
Breivik nie jest chory psychicznie. Z premedytacją przyszykował zamach, a potem udał się strzelać do młodzieży na obozie. Kierował nim nie obłęd lecz poglądy skrajnie prawicowe. Żal, że tak niezauważenie przemija w debacie publicznej w naszym kraju ten wątek – wątek bardzo niebezpiecznych poglądów, które odmawiają prawa do życia i przyzwalają na poniżenie człowieka, ponieważ ma inny kolor skóry, inną wiarę, orientację seksualną, inne poglądy. Breivik jest ekstremum, ale ile pomniejszych zbrodni z nienawiści popełnianych jest na co dzień? Pobicie osoby o ciemniejszej karnacji, wyzywanie od pedałów – to wszystko pomniejsze akty tej samej przemocy. Z jakichś kompletnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn w Polsce chuligani to lewaki i Antifa, a nie podwórkowe bandy skinów i pseudokiboli, miotających rasistowskie hasła, smarujących szubienice z gwiazdą Dawida na murach i rzucających w romskie dzieci butelkami.
2012-05-15 11:35:57
Mam zatem bezcenną poradę dotyczącą pielęgnacji czystych sumień: zamiast decydować kto i jakie leki może brać, można by zacząć od powstrzymania się od nadsprzedaży parafarmaceutyków i obklejania aptek reklamami preparatów OTC, zaprzestania umawiania się z koncernami farmaceutycznymi na określone poziomy sprzedaży w zamian za beneficja oraz oferowania droższych leków gdy istnieją tańsze zamienniki. Powyższe działania w większym stopniu pomogą zachować czyste sumienie niż zaglądanie kobietom w majtki. A jeśli to nie wystarczy i sumienie nadal będzie niezaspokojone, można zacząć przekazywać nieodpłatnie leki osobom, których na ich wykupienie nie stać. W końcu należy kochać bliźniego swego jak siebie samego, nie tylko "w niedziele po kościele".
2012-03-10 12:56:57
I tak było dziś, o 11:30 z serwisu informacyjnego dowiedziałam się o TU 154, soli przemysłowej w jedzeniu, konieczności centralizacji kontroli spożywczej, jak i o tym, że córka Whitney Houston niebawem udzieli wywiadu o własnym życiu z matką. Ta sensacyjna wiadomość okazała się tak ważna, że zasłużyła na kilkuminutową relację, obok skrótu informacji z życia kraju i zagranicy. Kulturowy imperializm USA poraża, ale jeszcze bardziej bulwersuje dobór informacji przekazywanych przez publiczną telewizję. Miałkość dziennikarskiego rzemiosła poraża. Banał i żenada. Tym bardziej, ze publiczną telewizję – w przeciwieństwie do komercyjnych stacji - finansuję z własnej kieszeni – by informowała mnie o perypetiach upadłych gwiazd i tym podobnych bzdurach.
Niestety, na relację nie zasługują na przykład wydarzenia w Syrii, w której zginęło już 10 000 ludzi, w tym ponad 600 dzieci. Syria zwraca uwagę jedynie kiedy apelują o ewakuację europejscy dziennikarze i dziennikarki, ranni w regularnej wojnie, która się tam toczy, nie mogący liczyć na pomoc medyczną, tak jak tysiące zwykłych, anonimowych osób, posiadających syryjskie paszporty, codziennie walczących o przeżycie na ulicach Homs, niepewnych jutra swojego i swoich dzieci. Z tą jednak różnicą, że europejska prasa może liczyć na ratunek z tego piekła, na przykład ze strony naszych służalczych wobec USA służb dyplomatycznych, świadczących outsourcing usług na zasadach wolontariatu (i na to też idą pieniądze z mojej podatniczej kieszeni). Oprócz tego, ci dziennikarze i dziennikarki pojechali do Syrii robić ciężkie pieniądze na dramatycznych reportażach, znaleźli się tam z własnej woli. Oni jednak są godni uwagi mediów. Tak jak córka jakiejś tam piosenkarki.
Żenada. Żenada i jeszcze raz żenada. Telewizja jest do dupy.
2011-11-13 11:32:57
Ten sam symbol, który obnoszą na flagach „patrioci” wysmarowany był na zdewastowanych litewskojęzycznych tablicach w Puńsku na Podlasiu w sierpniu tego roku.
W dniu Święta Niepodległości w ramach manifestacji patriotyzmu i dumy narodowej hołd składa się postaci jawnie szerzącej antysemityzm.
Jeden z radykalnych polityków prawicowych, pytany na swoim czacie czy „mocno bić lewactwo w Warszawie” odpowiada „Tak! Oszczędzać kobiety i dzieci!”.
Czy to dobrze wróży przebiegowi takiego wydarzenia? Kogo może ono przyciągnąć?
Oczywiście – odpowiedzialnych za burdy na Placu Konstytucji oraz Placu Na Rozdrożu brak. Ot, chuligani. Dalej udawajmy, że poglądy skrajnie prawicowe to nie jest w Polsce problem.
2011-07-11 17:09:24
Swego czasu, na sejmowym spotkaniu o turystyce aborcyjnej Polek, zaproszony lekarz ze Szwecji powiedział, że aborcja nie jest metodą antykoncepcji, a ostatecznością, wynikłą z nieskuteczności wszystkich innych wysiłków w zapobieżeniu ciąży. Bo aborcja to czubek góry lodowej, pod którym piętrzą się inne problemami jak kompletny brak edukacji seksualnej w Polsce, działania pozorne, lekcje prowadzone nierzadko przez katechetki lub osoby po prostu nieprzygotowane. Dogmatyzm i zabobon ręka w rękę z brakiem kompetencji. Chwała Pontonowi za ciężką pracę, jaką wykonują wolontariusze. Niestety, jest ich za mało. Poza tym, nie o NGOizację i odbarczanie państwa z realizacji podstawowych obowiązków chodzi. Tymczasem, liczba nastoletnich matek w przedziale wieku 17-18 lat w przeciągu ostatnich lat wzrosła. Seks jest tematem tabu, jednak wiek inicjacji obniża się. Fatalna mieszanka, którą ukisił Kościół, oderwany od życia, upaprany pedofilią. Kolejną kwestią jest utrudniony dostęp do antykoncepcji, w szerokim jego rozumieniu. Bariera ekonomiczna - bo skuteczne i nieobciążające organizmu środki są po prostu drogie. A i aborcyjny biznes jest bardzo intratny. Inna sprawa, że to kobiety obarcza się odpowiedzialnością za kontrolowanie płodności, jakbyśmy były wiatropylne. Z drugiej strony, można też usłyszeć od ginekologa/żki, że on(a) leczy, a nie zabija i nie przepisze tabletek anty. Niektórym także myli się antykoncepcja „po” z RU-486, co po 6 latach studiów i kolejnych specjalizacjach jest dość żenujące. Z tej perspektywy masturbacja to chyba ludobójstwo.
Warunki socjalne. Czy ciąża byłaby niechciana, gdyby polska polityka rodzinna była hojna dla rodziców, gdyby za rodzicielstwem szły świadczenia? Gdyby można było godnie wychować dziecko, mając dostęp do instytucji opiekuńczych, faktyczną ochronę zatrudnienia, bezpłatną i ogólnodostępną opiekę medyczną i dentystyczną dla dzieci, normalny dostęp do mieszkania? Na bilans dwulatka znajoma czeka do września. Kolejka jest. Się nie podoba, idź prywatnie. Deklaratywnie „wszystkie dzieci nasze są”, w praktyce – twoje dziecko, twój problem. Nie trzeba było rozkładać nóg.
Stalin i Caucescu wprowadzili całkowity zakaz aborcji. Piękne wzory. Mamy wrócić do czasów wieszaka, szprychy i tłuczenia deską po brzuchu?
A może parcie do zaostrzenia prawa wynika z braku zaufania do własnego "moralnego kręgosłupa" i ucieczki przed konfrontacją krystalicznych zasad z prozą życia? Przecież liberalizacja ustawy aborcyjnej to nie obowiązek jej wykonywania u każdej kobiety. Kto nie chce – nie będzie do niej zobowiązany. Ważne, aby kto chce lub musi mógł ją wykonać w cywilizowany i bezpieczny sposób.
Najwięcej mają w tej kwestii do powiedzenia ludzie, których nie spotkała niechciana ciąża, jak i dogmatyczni obrońcy/czynie moralności, nie uznający kompromisów, bo nigdy nie stanęli w obliczu podobnej decyzji i konsekwencji jej niepodjęcia. Tymczasem, kiedy była okazja się wypowiedzieć podczas głosowania za odrzuceniem obywatelskiego projektu o delegalizacji aborcji, postępowi, światli i rzekomo prokobiecy politycy po prostu na nie nie przyszli. Brawo.
2011-05-13 01:01:08
Mimo to - hasta la victoria, siempre.
2011-05-01 11:08:26
Wojtyła odpowiedzialny jest za nieujawnienie tysięcy przypadków molestowania seksualnego dzieci, jak i brak skutecznego przeciwdziałania, bo trudno przeciwdziałaniem nazwać przenoszenie urzędników z parafii do parafii i zamiatanie spraw pod dywan.
Przepraszając za prześladowania, jakich dopuszczał się w przeszłości Kościół, Wojtyła nie uwzględnił dyskryminacji i krzywd dokonanych ze względu na orientację seksualną. Kościół homoseksualizm wciąż uznaje za grzech pozostający w głębokiej sprzeczności z czystością i wzywa do abstynencji seksualnej. O gorzka ironio...
Wojtyła postawił dogmat nad życiem ludzkim, trzymając się twardo zakazu stosowania antykoncepcji. Przeciętny student stosunków międzynarodowych czy development studies wie, jak do dziś tragiczne skutki miała ta polityka w Afryce. W Polsce katolicka dogma i moralne zacietrzewienie znalazły wyraz w restrykcyjnej ustawie (anty)aborcyjnej i podziemnym rozkwicie tego biznesu.
Wspaniałomyślnie uznając godność kobiety jako człowieka Wojtyła opowiedział się jednocześnie przeciwko ich kapłaństwu, skutecznie utrwalając ich poddańczą rolę w strukturach Kościoła, zaznaczając ich ułomność w stosunku do mężczyzn.
Afery finansowe Banku Watykańskiego i ostentacyjna konsumpcja. Serdeczność wobec Pinocheta, dyktatora i tyrana.
Niestety polskie media bardzo skutecznie nie dopuszczały i wciąż opornie dopuszczają jakiekolwiek krytyczne głosy na temat Wojtyły, budując mu pomnik ze spiżu. Przeciętny Polak/Polka, nawet jeśli nie jest gorliwym katolikiem/czką i została w nim/niej krztyna ludowego antyklerykalizmu chyli czoło przed tą figurą bez skazy. Obawiam się, że media oszukały nas, chóralnie pokazując tylko jedną stronę medalu i unisono piejąc o tej emanacji mesjańskiej misji Polski. Stworzyły też iluzję, że człowiek ten bezwarunkowo kochany był na całym świecie. By przekonać się, że tak nie jest wystarczy przekroczyć którąkolwiek granicę Polski, z naciskiem na kierunek północny.
Każde nie-przychylne słowo traktowane jest jak atak, nawet pod groźbą sądu. Jedyne bezpieczne żarty to drętwe anegdotki o kremówkach czy inne słodkocukierkowe wspominki. Strach jest nawet źle pomyśleć o tej wielkiej figurze. To nie jest mój autorytet, co spotyka się z oburzeniem i jednocześnie - upartą głuchotą na powyższe argumenty, bo przecież "Słowacki wielkim poetą był". Kult jednostki i zbiorowa hipnoza.
Dziś, 1 maja, obchodzę Święto Pracy, które w przebiegły sposób Kościół stara się zawłaszczyć, zupełnie jak 1000 lat temu zawłaszczył ludowe święta na własny użytek. NO PASARAN.
2011-04-20 23:58:05
Przypomniało mi się między innymi, że była kiedyś taka audycja satyryczna: „Za chwilę dalszy ciąg programu”, niestety zdjęli ją by zastąpić skwarami w stylu „Plebanii”, „Ojca Mateusza” czy innym chłamem promującym 3-minutowy celebrytyzm. W każdym razie, ekipa satyrów w postaciach Manna, Materny i Wasowskiego robiła sobie jaja klasy pierwszej z otaczającej ich rzeczywistości wczesnotransformacyjnej. W moich ulubionych skeczach o programie publicystycznym „Tętno pulsu” zazwyczaj na koniec dochodziło do konfliktu gościa z zaproszonymi ekspertami, a ostateczną obelgą był wykrzyczany w zacietrzewieniu pod jego adresem „Komunista!!!”. Dwadzieścia lat później wciąż nie wyszło to z mody w niektórych kręgach, na co zawsze się uśmiecham wewnętrznie ubawiona. Mnogość polityk historycznych uprawianych w naszym kraju jest ogromna. Retoryka i polityczne cele obrońców krzyża i piewców „prawdziwie polskich” wartości na przykład zatrzymały się gdzieś w okolicach romantyzmu (zupełnie jak wyobrażenie PKP o podróżowaniu) i krążą w świecie absolutu, spraw efemerycznych, wyższych, ostatecznych… I kiedy podwyższano VAT wszystkim i na wszystko, tłumowi na Krakowskim ani przez myśl nie przemknęło by w obronie narodu masą swą runąć w Aleje Ujazdowskie. Ludzie skorzy do przelania krwi za krzyż czy inną formę małej architektury w akcie swego patriotyzmu kompletnie zlekceważyli decyzję, która znacząco pogorszyła warunki życia nas wszystkich - Polaków przecież. Bardziej absurdalny, ale za to z premedytacją powierzchowny jest licznikozegar Balcerowicza, który nie uwzględnia chociażby obrotu obligacjami czy wahań kursów walut, przewalając rzędy cyfr jak leci. Albo też pomysł jego „ekspertów”, by stymulować liczbę urodzeń skracaniem urlopów macierzyńskich…
Podobnie jak z krzyżem i podatkiem jest z żądaniami o zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, aby nasz kraj z pozycji nr 2 na świecie jeśli chodzi o mizoginię i wpychanie łap w majtki kobiet awansował na miejsce 1, stając ex equo z Chile, Salwadorem, Nikaraguą. Losy zygot i czterech komórek są ważniejsze niż życie kobiet oraz ich urodzonych dzieci. Profilaktyka (zwana przez morderców niepoczętych dzieci „edukacją seksualną”), aby niechciane ciąże nie zdarzały się, a nawet jeśli się zdarzą, by nie były gwarancją ubóstwa i pohańbienia lub strachem przed lewym zabiegiem i prokuraturą okazuje się być zła moralnie, bruka niewinne umysły polskiej młodzieży. Tymczasem, polska młodzież woli zabawę w „słoneczko” lub w „wymiękasz”. I nie ma w tym nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, że seks jest tak ogromnie demonizowany w naszym kraju i nie umiemy o nim normalnie rozmawiać.
Z antyaborcyjną rują niewątpliwie wiele wspólnego ma Kościół katolicki, aktualnie przygotowujący się do uhonorowania swego byłego przywódcy. Rzeczywiście, Karol Wojtyła zapisał się w historii w sposób wyjątkowy. Świadczą o tym tysiące ujawnianych przypadków gwałtów na dzieciach, jakie za czasów jego pontyfikatu miały miejsce w zarządzanej przez niego instytucji. Aż trudno uwierzyć, że będąc szefem korporacji przez 26 lat i zaczynając karierę od najniższych szczebli nie ma się pojęcia o praktykach zachodzących w jej wnętrzu... Malwersacje finansowe i podejrzenia o pranie pieniędzy wysuwane ostatnio pod adresem Watykanu to najmniej społecznie szkodliwe działania, na przykład w porównaniu z przycięciem kompletnie odwrotnej niż logiczna strategii walki z AIDS w Afryce. W Polsce Karola Wojtyłę znamy jednak głównie z tego, że obalił komunizm oraz delektował się kremówkami. Prawie wszystkie polskie media (tu ukłon w stronę FiM, NIE i innych antyklerykałów) z uporem maniaka brnęły w peany, nie informując o wątpliwościach co do santo subito , jak i nie prezentując krytycznych głosów o roli ultrakonserwatywnego przywódcy państwa, w którym seks można uprawiać od 12 roku życia. Tymczasem, w jednej z dzielnic Gdańska powstać ma siódmy kościół – sanktuarium papieża Polaka, bo żłobki i przedszkola ponoć zabijają polską rodzinę.
Absurdu dopełniają dyskusje o narkotykach. O tym, że od marihuany się umiera, a jej legalizacja to preludium do zagłady narodu polskiego. Oczywiście: wóda to u nas skarb narodowy i piękna tradycja, która rocznie w różnych okolicznościach kosztuje życie parę tysięcy osób. Kiedy patrzę na tych smutnych panów (bo to panowie zawsze są ekspertami od wszystkiego w tym kraju i wiedzą wszystko najlepiej, w szczególności w zakresie moralności, bo nie miesiączkują i nie mają wahań nastrojów spowodowanych zmianami hormonalnymi w organizmie) jest mi ich potwornie żal. Myślę, że potrzebują stosowanej i cenionej w wielu krajach terapii THC. Rozwiałaby ich troski raz na zawsze.
2011-04-03 16:26:54
W Polsce króluje moda na śmieć-umowy, które nie uprawniają do niczego macierzyńskiego – ani urlopu, ani zasiłku, bo po macoszemu obchodzą się z ideą ubezpieczeń społecznych. Pomijając wysokie bezrobocie, tzw. „młodzi” i „młode”, wchodząc na rynek pracy tułają się między darmowymi stażami w parzeniu kawy i wolontariatami, które „na pewno będą świetnie wyglądać w CV”. Przez pierwszych kilka lat koniec z końcem z trudem da się związać, czasem zasuwa się dla kilku szefów jednocześnie, ale za to zawsze „w młodym dynamicznym zespole”. Zdarza się, że bezprawnie pracodawcy na wstępie depczą prywatność pytając o plany prokreacyjne, oczekując tylko jednej -wiadomej- odpowiedzi. Jeśli komuś natomiast wpada do głowy „inwestować” w swój jakże ostatnio modny „kapitał społeczny” i kształcić się dalej, musi się przygotować się na dość nieprzyjemne czasy doktoranctwa: dydaktyczny wolontariat w zamian za satysfakcję niesienia krzyża oświaty.
Kryzys opieki instytucjonalnej nad dziećmi rozwiązuje się komercjalizacją, demontując najlepsze strony opiekuńczości państwa i piejąc peany o powszechnej potrzebie przedsiębiorczości, a w sytuacji jej braku - proponując, by inni członkowie rodziny zrezygnowali z pracy płatnej na rzecz nieodpłatnej, szykując sobie biedną starość. Kobiety zagonić najlepiej, bo obsługa pralki czy miotły jest przecież dla nich bardziej „naturalna”, cokolwiek to pojęcie miałoby oznaczać, od wysokiej statystycznej częstotliwości po wolę nadprzyrodzonej istoty, której głos słyszą nieliczni, ale zawsze przemawia on w ich interesie. Ulga na dzieci opłaca się tylko zamożniejszym, bo jeśli odliczą ją sobie mniej zamożni staną się za bogaci by korzystać z innych form wsparcia. O kwestii mieszkaniowej w Polsce i obietnicach budowy milionów mieszkań by upowszechnić ten luksus głowa boli myśleć, tymczasem coraz powszechniejsze stają się prywatyzacyjne praktyki wobec komunalnych zasobów mieszkaniowych polskich miast. Wydawałoby się, że mieszkania są do mieszkania, a nie zarabiania. Bez własnego kąta trudno myśleć o dziecku. Z własnym kątem, który pochłania pół pensji też. Wszystkie powyższe przesłanki prowadzą do tezy, że do rodzenia dzieci w Polsce są raczej średnie warunki. Buduje się stadiony a nie „pozytywny klimat” wokół rodziny. Ale zawsze na deser wypowie się jakaś mądra głowa, ekspert od rodziny, kobiet oraz moralności i stwierdzi z całą przenikliwością, że dzieci się nie rodzą, bo Polki to egoistki. Egoistki - bo nie chcą wychowywać dzieci w ubóstwie??
Owocem sejmowej uchwały z 2004 roku było powołanie Komitetu. Narodowym Dniem Życia zajmuje się teraz fundacja, której celem jest jego promowanie. Nazwa nieprzypadkowo zgrzyta pod czaszką, albowiem przywodzi słuszne skojarzenia z ruchem pro-life. Nie jest to wprawdzie dzień ratowania ludzkich płodów i pamięci o ofiarach in vitro, ale rzeczoną fundację współtworzy pewien muzyk, który bardzo lubi rozmawiać, natomiast sponsoruje ją czasopismo dla entuzjastów niedzielnych odwiedzin. Patronuje honorowo przewodniczący Episkopatu. „Rodzina”, którą chcą chronić i promować członkowie Komitetu to kariera 3K. Podwójne obciążenie miedzy kuchnią a salonem i namaszczona rola inkubatora. Z drugiej, strony niedawno zaatakował think-tank liderów polskiej transformacji, którzy za remedium uważają zrobienie z matki-Polki dodatkowo kołchoźnicy, popularyzując śmieć-umowy, obcinając urlopy macierzyńskie i wychowawcze oraz likwidując „przywileje emerytalne” kobiet.
Chciałabym jednocześnie chcąc mieć trójkę dzieci mieć warunki do ich wychowania. Chciałabym mieć prawdziwy wybór i móc zostać z dzieckiem domu, bez obaw o ekonomiczne uzależnienie od partnera i wyrugowanie z systemu społecznych ubezpieczeń, przegraną w wyścigu na rynku pracy. Chciałabym mieć prawdziwy wybór i móc wrócić do zawodu, nie angażując połowy rodziny lub połowy dochodu w codzienną opiekę nad dzieckiem. Chciałabym też nie bać się, że jeśli coś pójdzie źle nie będę wytykana palcem jako „pazerna alimenciara”.
Śledząc nieporadne ruchy kolejnych rządów oraz bezkierunkowy dryf kolejnych ministrów wydaje mi się, że jedyną zamierzoną i z pełną determinacją realizowaną pronatalistyczną strategią w Polsce jest programowa anty-edukacja seksualna skierowana do młodzieży. Niestety, mam wątpliwości czy na pewno o to ma chodzić w „promowaniu pozytywnego klimatu wokół rodziny”.
2011-03-22 18:39:13
Wracając jednak do rzeczonej publikacji GW, poruszyła mnie ona z kilku względów. Po pierwsze - opinie tak zwanych ekspertów. Ci mili panowie (bo panie to nie bardzo w takich rolach) winą za katastrofalną sytuację młodych osób na rynku pracy obarczają... młode osoby. Bo produktywność mają niską, bo za bardzo są wykształceni, bo oczekiwania zbyt wygórowane. Zapominają ci panowie eksperci, że jeszcze niedawno za jeden z warunków koniecznych dla uczynienia z Polski tygrysa Europy i drugiej Irlandii (i to się niestety udało...) wskazywano wzrost poziomu wykształcenia Polaków. Szkoły prywatne różnej maści powstawały jak grzyby po deszczu, bywa, że liczba miejsc na studiach płatnych przekracza limity na studiach dziennych, a średnia wieku studentów znacząco się podniosła. Oto jesteśmy, my Polacy, "przekształceni" jak na potrzeby lokalnego rynku pracy.
Po wtóre, zawsze wydawało mi się (i to wydawanie potwierdzało się w różnych miejscach pracy), że nasza polska wydajność należy raczej do tych wyższych, albowiem pracując na śmieć-umowie wykonujemy zadania, którymi obdzielić można by etatów przynajmniej ze 3... Ale może to po prostu wspomniane wygórowane wymagania, powinnam się cieszyć, że mogłam zdobywać doświadczenie zawodowe pracując nawet po 6 dni w tygodniu za 1100 zł. Z pewnością zaprocentuje ono w przyszłości...
Co jednak uderzyło mnie najbardziej to fakt, że już ukuto zgrabną etykietkę, zbiorczy termin określający kategorię osób w wieku 19-25 na polskim rynku pracy. Po pokoleniu "1200 brutto" przyszedł czas na "stracone pokolenie". Równia pochyła. Moją niezgodę budzi sposób, w jaki termin ten został beznamiętnie przyjęty i bez śladu sprzeciwu już funkcjonuje. Czas przeszły dokonany. Czy eksperci, państwo, politycy na młodzieży położyli krzyżyk (chociaż chciałoby się użyć metafory raczej z tych anatomicznych)? Mam nadzieję, że nie... Określenie "stracone pokolenie" pierwotnie odnosiło się do osób urodzonych pod koniec XIX wieku, które w kwiecie wieku doświadczyły okropności I Wojny Światowej. Nie życzę Polakom i Polkom takich traum.
Wygrani transformacji wygodnie się umościli i teraz ferują wyroki. Fałszywi prorocy. To trochę tak jakby wygrać maraton i odwołać jego koleją edycję, ogłaszając się jednocześnie niepokonanym zwycięzcą. To nie jest fair.