2014-10-10 13:11:50
Kilka dni temu, jako obserwator medialnej burzy wokół konfliktu na linii Karpowicz-Dunin skorzystałem z możliwości wyrażenia swojej opinii na ten temat i dzięki uprzejmości kolektywu redakcyjnego opublikowałem swój tekst na stronie www.codziennikfeministyczny.pl. Ucieszyłem się szalenie, bo, po pierwsze, ogromnie szanuję pracę tego medium, a po drugie nie do końca zgadzałem się z tekstem Izy Desperak, który ukazał się tam dzień wcześniej. Tekst długo nie powisiał – dwa dni później dostałem wiadomość od znajomej, że w redakcji doszło do zawirowań i po głosowaniu podjęto decyzję o wycofaniu mojej opinii. Argumentem miało być to, iż pomijam fakt, że w ujawnieniu homoseksualizmu Karpowicza nie chodziło o samo ujawnienie, a o konflikt interesów w przyznawaniu NIKE.
Przykro mi, bo nie wiem jak tę decyzję traktować. Codziennik szanuję nadal i życzę redakcji pomyślności, a przede wszystkim konsekwencji i odwagi.
Sam usunięty tekst:
Od kilku dni obserwujemy, głównie na facebooku, niesmaczną wojenkę między pisarzem Ignacym Karpowiczem, a publicystką Kingą Dunin. Oskarżają się o różne rzeczy i prześcigają w wyciąganiu coraz to cięższej artylerii. Niewątpliwą zasługą wspomnianej dwójki jest fakt, że tym razem nie tylko media społecznościowe i kilka osób ze światka lewicowo-feministycznego żyją tym faktem, bo i portal Pudelek.pl zainteresował się obrzucaniem się błotem literata i literackiej krytyczki. Literatura zajrzała do głównego nurtu, brawo!
Jednak wciąż nie wiadomo kto ma rację. Czy pan K., który twierdzi, że był molestowany przez panią D., czy raczej pani D., która twierdzi, że historię o seksualnych nadużyciach wyssał z palca i wysyła go wprost do psychiatry. Jedno jest pewne: w sytuacji odwrotnej (znany krytyk literacki wykorzystuje relację władzy, żeby wykorzystać seksualnie młodą pisarkę) na dyskusję nie byłoby miejsca i fakt, że do tej drugiej sytuacji dochodzi dużo częściej, bo i faceci częściej są beneficjentami hierarchicznego systemu władzy, nie usprawiedliwia żadnych prób tłumaczenia kogokolwiek. Głosy: „może w sumie sam chciał”, albo(tu parafraza z klasyka, choć cytat): „jak można chłopa w ogóle zgwałcić?” są zwyczajnie oburzające. Nie będę w swoich ocenach sporu szedł dalej, przynajmniej nie do ostatecznego wyjaśnienia tej brudnawej historii. Kiedy już będzie wiadomo kto, kogo i co – wydam werdykt, nie wcześniej.
Jednak większe zgorszenie, moralny bezdech i smutek w sercu wywołało we mnie to, że obrończyni wykluczonych i dyskryminowanych dokonała niemałej podłości outingu („publiczne ujawnienie czyjejś przynależności do społeczności LGBT wbrew woli lub oczekiwaniom albo bez wiedzy tej osoby” wikipedia.pl). W środowisku emancypacyjnym osób nieheteronormatywnych dokonywanie ujawnienia orientacji seksualnej jest ogólnie uważane za niestosowne, tym bardziej, że w większości przypadków może poważnie zaszkodzić osobie outowanej, niekiedy narazić jej życie lub zdrowie. W tym przypadku nie ma zagrożenia tymi ostatnimi, mam nadzieję. Nie zmienia to jednak faktu, że granica przyzwoitości (w tej historii nie pierwszy raz) została brutalnie przekroczona. Nie wiem, co pani Kinga Dunin chciała osiągnąć, ale pierwsze skojarzenie były jak najgorsze: dyskredytacja przeciwnika w oczach obserwatorów i obserwatorek konfliktu. Bo przecież głównie po to się outuje, prawda? Bo przecież pedał, jeszcze taki, który się z jakiegoś powodu ukrywa to gorszy partner do poważnej rozmowy o życiu. Poza tym – doszło tu do przedziwnego zastosowania równowagi: wyciągamy sobie brzydkie rzeczy? OK, skoro ty mówisz, że cię zgwałciłam, to ja powiem, że jesteś homo, to przecież podobne przewinienie, nie?
Dziwi też i oburza to, że żadna organizacja LGBTQ, żadne środowisko nie krzyknęło z oburzeniem, że tak się po prostu nie robi. Czy możliwe, że to przez to, kto dokonał ujawnienia? Liczę, że nie jest z nami aż tak źle…
Kingo Dunin – smutne jest, że zrobiłaś coś, co prawie wszystkie świadome społecznie osoby, a już na pewno wszystkie, które znam, uważają za podłe. Niezależnie od tego, kto komu ostatecznie na początku tej historii zrobił kuku.
(L)GBTQPrzykro mi, bo nie wiem jak tę decyzję traktować. Codziennik szanuję nadal i życzę redakcji pomyślności, a przede wszystkim konsekwencji i odwagi.
Sam usunięty tekst:
Od kilku dni obserwujemy, głównie na facebooku, niesmaczną wojenkę między pisarzem Ignacym Karpowiczem, a publicystką Kingą Dunin. Oskarżają się o różne rzeczy i prześcigają w wyciąganiu coraz to cięższej artylerii. Niewątpliwą zasługą wspomnianej dwójki jest fakt, że tym razem nie tylko media społecznościowe i kilka osób ze światka lewicowo-feministycznego żyją tym faktem, bo i portal Pudelek.pl zainteresował się obrzucaniem się błotem literata i literackiej krytyczki. Literatura zajrzała do głównego nurtu, brawo!
Jednak wciąż nie wiadomo kto ma rację. Czy pan K., który twierdzi, że był molestowany przez panią D., czy raczej pani D., która twierdzi, że historię o seksualnych nadużyciach wyssał z palca i wysyła go wprost do psychiatry. Jedno jest pewne: w sytuacji odwrotnej (znany krytyk literacki wykorzystuje relację władzy, żeby wykorzystać seksualnie młodą pisarkę) na dyskusję nie byłoby miejsca i fakt, że do tej drugiej sytuacji dochodzi dużo częściej, bo i faceci częściej są beneficjentami hierarchicznego systemu władzy, nie usprawiedliwia żadnych prób tłumaczenia kogokolwiek. Głosy: „może w sumie sam chciał”, albo(tu parafraza z klasyka, choć cytat): „jak można chłopa w ogóle zgwałcić?” są zwyczajnie oburzające. Nie będę w swoich ocenach sporu szedł dalej, przynajmniej nie do ostatecznego wyjaśnienia tej brudnawej historii. Kiedy już będzie wiadomo kto, kogo i co – wydam werdykt, nie wcześniej.
Jednak większe zgorszenie, moralny bezdech i smutek w sercu wywołało we mnie to, że obrończyni wykluczonych i dyskryminowanych dokonała niemałej podłości outingu („publiczne ujawnienie czyjejś przynależności do społeczności LGBT wbrew woli lub oczekiwaniom albo bez wiedzy tej osoby” wikipedia.pl). W środowisku emancypacyjnym osób nieheteronormatywnych dokonywanie ujawnienia orientacji seksualnej jest ogólnie uważane za niestosowne, tym bardziej, że w większości przypadków może poważnie zaszkodzić osobie outowanej, niekiedy narazić jej życie lub zdrowie. W tym przypadku nie ma zagrożenia tymi ostatnimi, mam nadzieję. Nie zmienia to jednak faktu, że granica przyzwoitości (w tej historii nie pierwszy raz) została brutalnie przekroczona. Nie wiem, co pani Kinga Dunin chciała osiągnąć, ale pierwsze skojarzenie były jak najgorsze: dyskredytacja przeciwnika w oczach obserwatorów i obserwatorek konfliktu. Bo przecież głównie po to się outuje, prawda? Bo przecież pedał, jeszcze taki, który się z jakiegoś powodu ukrywa to gorszy partner do poważnej rozmowy o życiu. Poza tym – doszło tu do przedziwnego zastosowania równowagi: wyciągamy sobie brzydkie rzeczy? OK, skoro ty mówisz, że cię zgwałciłam, to ja powiem, że jesteś homo, to przecież podobne przewinienie, nie?
Dziwi też i oburza to, że żadna organizacja LGBTQ, żadne środowisko nie krzyknęło z oburzeniem, że tak się po prostu nie robi. Czy możliwe, że to przez to, kto dokonał ujawnienia? Liczę, że nie jest z nami aż tak źle…
Kingo Dunin – smutne jest, że zrobiłaś coś, co prawie wszystkie świadome społecznie osoby, a już na pewno wszystkie, które znam, uważają za podłe. Niezależnie od tego, kto komu ostatecznie na początku tej historii zrobił kuku.
2014-01-12 18:58:44
Tęczowa burza z piorunami rozpętała się kilka dni temu nad Łazienkowską w Warszawie i nad każdym rozporkiem prawilnego Legionisty. Bo oto homoseksualna propaganda zaplanowała dobrać mu się do jego męskiej dumy zlokalizowanej najczęściej właśnie w tych okolicach. Bo to już od teraz, od kiedy okazało się, że na „Żylecie” pojawili się kochający inaczej obowiązkowo będzie trzeba oddawać się grzechowi sodomii, a później to już tylko gwałcenie kolejno: dzieci, kotów, psów i drzew.
Nie jestem piłkarskim kibicem, zwłaszcza kibicem warszawskiej Legii. Bogowie brońcie! Zastanawiam się zwyczajnie, po ludzku jak bardzo trzeba czuć się niepewnym swej seksualności, by w każdym chłopcu w rurkach, kusym płaszczyku i z torbą przewieszoną przez ramię dopatrywać się potwora dybiącego na swój zad. Jak silną trzeba mieć potrzebę utwierdzania się w swojej męskości skoro macha się swoim metaforycznym heteropenisem na prawo i (o zgrozo!) na lewo. Jak bardzo niską samoocenę trzeba mieć, lub zwyczajnie: jak bardzo trzeba mieć źle w głowie, żeby całą swoją energię życiową poświęcić na udowadnianiu wszystkim, że jest się prawdziwym mężczyzną i prędzej obetnie się sobie rękę, niż tę rękę poda się chłopcu, co to lubi innych chłopców.
Od kiedy tylko pamiętam, ci biali, mówiący po polsku (choć ten warunek coraz rzadziej jest konieczny), heteroseksualni mężczyźni odbierają prawo do bycia kibicem komukolwiek, kto w jakikolwiek sposób odstaje od ich normy. Pedały, cyganie, żydzi, dżędery, czarnuchy, i szeroko pojęte lewactwo nie może mieć wstępu na stadionowe ławki, bo je najzwyczajniej w świecie zbezcześci, zbruka i splugawi. Swoimi tyłkami zetrą z tych ławek wszystkie dotychczasowe bogi, honory i ojczyzny, a w końcu wywalczą sobie prawo do powieszenia w najbardziej widocznym miejscu wielkiego tęczowego banera z instrukcją samodzielnej korekty płci. Aż chce się zostać kibolem.
Kibicu Legii Warszawa! Jeśli chodzisz na większość meczy swojego ukochanego klubu wiedz, że z samej prostej statystyki wynika, że choć raz siedziałeś koło kolesia, który później wrócił do domu, dał buziaka swojemu chłopakowi, zjedli razem kolację, obejrzeli razem patriotyczny film o bolesnej historii tego kraju, a potem uprawiali bezecny nierząd. A Ty? A Ty nie jesteś w stanie nic na to poradzić.
Kibicu Legii Warszawa! Porzuć swą nienawiść i po prostu ciesz się piłką!
Nagły atak homoseksualizmuNie jestem piłkarskim kibicem, zwłaszcza kibicem warszawskiej Legii. Bogowie brońcie! Zastanawiam się zwyczajnie, po ludzku jak bardzo trzeba czuć się niepewnym swej seksualności, by w każdym chłopcu w rurkach, kusym płaszczyku i z torbą przewieszoną przez ramię dopatrywać się potwora dybiącego na swój zad. Jak silną trzeba mieć potrzebę utwierdzania się w swojej męskości skoro macha się swoim metaforycznym heteropenisem na prawo i (o zgrozo!) na lewo. Jak bardzo niską samoocenę trzeba mieć, lub zwyczajnie: jak bardzo trzeba mieć źle w głowie, żeby całą swoją energię życiową poświęcić na udowadnianiu wszystkim, że jest się prawdziwym mężczyzną i prędzej obetnie się sobie rękę, niż tę rękę poda się chłopcu, co to lubi innych chłopców.
Od kiedy tylko pamiętam, ci biali, mówiący po polsku (choć ten warunek coraz rzadziej jest konieczny), heteroseksualni mężczyźni odbierają prawo do bycia kibicem komukolwiek, kto w jakikolwiek sposób odstaje od ich normy. Pedały, cyganie, żydzi, dżędery, czarnuchy, i szeroko pojęte lewactwo nie może mieć wstępu na stadionowe ławki, bo je najzwyczajniej w świecie zbezcześci, zbruka i splugawi. Swoimi tyłkami zetrą z tych ławek wszystkie dotychczasowe bogi, honory i ojczyzny, a w końcu wywalczą sobie prawo do powieszenia w najbardziej widocznym miejscu wielkiego tęczowego banera z instrukcją samodzielnej korekty płci. Aż chce się zostać kibolem.
Kibicu Legii Warszawa! Jeśli chodzisz na większość meczy swojego ukochanego klubu wiedz, że z samej prostej statystyki wynika, że choć raz siedziałeś koło kolesia, który później wrócił do domu, dał buziaka swojemu chłopakowi, zjedli razem kolację, obejrzeli razem patriotyczny film o bolesnej historii tego kraju, a potem uprawiali bezecny nierząd. A Ty? A Ty nie jesteś w stanie nic na to poradzić.
Kibicu Legii Warszawa! Porzuć swą nienawiść i po prostu ciesz się piłką!
2013-10-23 21:33:41
Stowarzyszenie Polonia Christiana wespół z wszechpotężną i dodatkowo prężnie się rozwijającą grupą Krucjata Młodych zaprosiło w nasze skromne polskie progi wielkiego „dra” nauk tęczowych Paula Camerona – znanego chyba wszystkim mającym kontakty seksualne z osobnikami swojej płci. Dodatkową zachętą był fakt, że znamienici redaktorzy i redaktorki z portalu Fronda.pl zapraszali zbłąkanych zboczeńców, aby przyszli i spróbowali poradzić sobie ze swoją ciężką dolegliwością. Domyślacie się pewnie, że na spotkaniu z tym szanowanym typkiem nie mogło mnie zabraknąć. Znacie mnie, cholera, jak Wy dobrze mnie znacie...
W sali poza mną i grupą skrzykniętych homolobbystów (dzięki Ci homoFrondo.pl za homorozwój mojego homosłownictwa!) nieco ponad dwadzieścia osób, z czego znaczna część to organizatorzy. Pierwsze dwadzieścia minut upływa na rozstawieniu dwóch (sic!) banerów. Walczyło z nimi trzech panów i w końcu się udało. A co potem? Potem zaczął mówić pan Cameron i... doszło do tragedii!
W pewnym momencie dopadł nas niespodziewanie i zupełnie nieodwracalnie NAGŁY ATAK HOMOSEKSUALIZMU! Jak do tego doszło? Ano! Próbowaliśmy pokazać mu nasz sprzeciw wobec jego poglądów, ale niedługo wytrzymaliśmy. Nasze grzeszne dusze nadszarpnięte słowami proroka pederastii zaczęły wić się w konwulsjach, a nasze usta zaczęły wykrzykiwać: „Help us Mr Cameron, we are totally sic and we want to be free!”. Ciała zwinęły się w pozycje embrionalne, a z nozdrzy buchnęła para o słodkawym zapachu siarki. Nie dziwi więc, że zaproszeni goście przestraszyli się i w chrześcijańskim odruchu miłości do bliźniego złapali nas bohatersko za części garderoby, włosy, ręce i co tam jeszcze wystawało z naszych błądzących ciał i wynieśli nas ochoczo z sali przy okrzykach wyrażających zrozumienie i chęć pomocy. „Pedały, zboczeńcy, wypierdalać!” odbijało się od ścian siedziby Naczelnej Organizacji Technicznej. Poczułem się wyzwolony spod jarzma rozpusty (również całkowicie dosłownie, bo jeden z obrońców moralności wyrwał i przywłaszczył sobie tęczową flagę, którą przyniosłem na spotkanie).
Zostaliśmy sprowadzeni do holu. Jeden z organizatorów, pan, który mógłby spokojnie być reprezentantem Polski w sumo i walczyć przeciw trzem zawodnikom naraz, potraktował jednego z nas ciosem w skroń, i subtelnym uderzeniem głową w głowę (czy u chrześcijan to jakiś pradawny symbol braterstwa, czy coś?), po czym zamknął drzwi do budynku i w ramach obywatelskiego zatrzymania nie pozwolił nam go opuścić.
Zakończenie? Funkcjonariusze policji, którzy później przybyli na miejsce nawracania przetrzymali nas przez godzinę i ostatecznie wręczyli mandaty po trzysta złotych na lewacką głowę. Nie przejmowali się specjalnie naszymi opowieściami o tym z jaką agresją się spotkaliśmy. Ważne, że zakłóciliśmy spotkanie z wybitnym naukowcem wyrażając przy tym rażąco lekceważący stosunek do powagi nauki i ogólnego spokoju społecznego.
Zbliżając się do końca mojej opowieści chciałem przytoczyć hasło, które mieliśmy wydrukowane na kartkach pokazanych gościowi, bo ostatecznie zaginęło gdzieś w zgiełku i chaosie wydarzeń. Oto ono:
„GAY IS OK. Fuck you Mr Cameron!”
To nie jest tak, że „dr” Paul Cameron jest dla mnie do odstrzału. Żadnej przemocy - bogowie brońcie! Ja po prostu uważam, że jak ktoś jest oszołomem takiego kalibru, oraz nie ma absolutnie nic konstruktywnego do powiedzenia to powinien adoptować stadko kotów i do nich przemawiać.
Raz – kociaki znajdą dom, dwa – społeczeństwo odetchnie z ulgą.
Cieszę się, bo jestem głupkiemW sali poza mną i grupą skrzykniętych homolobbystów (dzięki Ci homoFrondo.pl za homorozwój mojego homosłownictwa!) nieco ponad dwadzieścia osób, z czego znaczna część to organizatorzy. Pierwsze dwadzieścia minut upływa na rozstawieniu dwóch (sic!) banerów. Walczyło z nimi trzech panów i w końcu się udało. A co potem? Potem zaczął mówić pan Cameron i... doszło do tragedii!
W pewnym momencie dopadł nas niespodziewanie i zupełnie nieodwracalnie NAGŁY ATAK HOMOSEKSUALIZMU! Jak do tego doszło? Ano! Próbowaliśmy pokazać mu nasz sprzeciw wobec jego poglądów, ale niedługo wytrzymaliśmy. Nasze grzeszne dusze nadszarpnięte słowami proroka pederastii zaczęły wić się w konwulsjach, a nasze usta zaczęły wykrzykiwać: „Help us Mr Cameron, we are totally sic and we want to be free!”. Ciała zwinęły się w pozycje embrionalne, a z nozdrzy buchnęła para o słodkawym zapachu siarki. Nie dziwi więc, że zaproszeni goście przestraszyli się i w chrześcijańskim odruchu miłości do bliźniego złapali nas bohatersko za części garderoby, włosy, ręce i co tam jeszcze wystawało z naszych błądzących ciał i wynieśli nas ochoczo z sali przy okrzykach wyrażających zrozumienie i chęć pomocy. „Pedały, zboczeńcy, wypierdalać!” odbijało się od ścian siedziby Naczelnej Organizacji Technicznej. Poczułem się wyzwolony spod jarzma rozpusty (również całkowicie dosłownie, bo jeden z obrońców moralności wyrwał i przywłaszczył sobie tęczową flagę, którą przyniosłem na spotkanie).
Zostaliśmy sprowadzeni do holu. Jeden z organizatorów, pan, który mógłby spokojnie być reprezentantem Polski w sumo i walczyć przeciw trzem zawodnikom naraz, potraktował jednego z nas ciosem w skroń, i subtelnym uderzeniem głową w głowę (czy u chrześcijan to jakiś pradawny symbol braterstwa, czy coś?), po czym zamknął drzwi do budynku i w ramach obywatelskiego zatrzymania nie pozwolił nam go opuścić.
Zakończenie? Funkcjonariusze policji, którzy później przybyli na miejsce nawracania przetrzymali nas przez godzinę i ostatecznie wręczyli mandaty po trzysta złotych na lewacką głowę. Nie przejmowali się specjalnie naszymi opowieściami o tym z jaką agresją się spotkaliśmy. Ważne, że zakłóciliśmy spotkanie z wybitnym naukowcem wyrażając przy tym rażąco lekceważący stosunek do powagi nauki i ogólnego spokoju społecznego.
Zbliżając się do końca mojej opowieści chciałem przytoczyć hasło, które mieliśmy wydrukowane na kartkach pokazanych gościowi, bo ostatecznie zaginęło gdzieś w zgiełku i chaosie wydarzeń. Oto ono:
„GAY IS OK. Fuck you Mr Cameron!”
To nie jest tak, że „dr” Paul Cameron jest dla mnie do odstrzału. Żadnej przemocy - bogowie brońcie! Ja po prostu uważam, że jak ktoś jest oszołomem takiego kalibru, oraz nie ma absolutnie nic konstruktywnego do powiedzenia to powinien adoptować stadko kotów i do nich przemawiać.
Raz – kociaki znajdą dom, dwa – społeczeństwo odetchnie z ulgą.
2013-09-28 18:21:50
Mam takie szczęście, że jest mi tak dobrze. Moi rodzice, gdy dowiedzieli się, że jestem gejem nie krzyczeli, że będę się smażył w piekle. To wspaniale, że mój ojciec nie wyrzucił mnie z domu po wcześniejszym soczystym obiciu twarzy, a jakaś ciotka nie zechciała mnie naprawczo zgwałcić. Tyle radości!
Szalenie się cieszę, że rodzice mojego chłopaka mnie lubią. Przecież mogli napluć mi w twarz i powiedzieć, że przeze mnie ich syn jest pedałem. Przecież musiałbym zrozumieć, bo wychowali się w innych czasach i wtedy się o tym nie słyszało, a ja nie mam prawa nikogo zmuszać do zmiany poglądów.
To cudownie, że w naszym kraju nie grozi mi kara śmierci za przejście się z moim Jaśkiem za rękę ulicami stolicy. Nasi wspaniałomyślni politycy i wspaniałomyślne polityczki wyszli z mroków zabobonu i nie palą na stosach na głównym rynku. Tak się cieszę.
Wczoraj znowu wracałem z imprezy autobusem nocnym. Miałem wąskie spodnie i płócienną torbę. Jechała ze mną grupa pijanych chłopców konkretnej budowy. Ile radości sprawił mi fakt, że dotarłem do domu i nie zostałem pobity na przystanku. Dziękuję Wam chłopaki!
Z kolei kilka dni wcześniej spisywała mnie policja. Nie mówili: „napierdolilibyśmy Ci pedale, ale pewnie to lubisz!”. To niesamowite, że żyję w tak cywilizowanym kraju. Służby porządkowe po stronie człowieka!
Nikt mnie nie zabił, nie połamał, nie wyrzucili mnie z pracy, jeżdżę do rodziny w wolne dni więc się cieszę.
Czasami mam przebłysk zdrowego rozsądku i myślę, że to przecież powinno być takie zwyczajne! Że nie można się cieszyć z oczywistości i nie powinno się nazywać przywilejem praw podstawowych KAŻDEGO człowieka.
Ale czasami – zazwyczaj cieszę się, bo jestem głupkiem.
Policjant, który mi pomógłSzalenie się cieszę, że rodzice mojego chłopaka mnie lubią. Przecież mogli napluć mi w twarz i powiedzieć, że przeze mnie ich syn jest pedałem. Przecież musiałbym zrozumieć, bo wychowali się w innych czasach i wtedy się o tym nie słyszało, a ja nie mam prawa nikogo zmuszać do zmiany poglądów.
To cudownie, że w naszym kraju nie grozi mi kara śmierci za przejście się z moim Jaśkiem za rękę ulicami stolicy. Nasi wspaniałomyślni politycy i wspaniałomyślne polityczki wyszli z mroków zabobonu i nie palą na stosach na głównym rynku. Tak się cieszę.
Wczoraj znowu wracałem z imprezy autobusem nocnym. Miałem wąskie spodnie i płócienną torbę. Jechała ze mną grupa pijanych chłopców konkretnej budowy. Ile radości sprawił mi fakt, że dotarłem do domu i nie zostałem pobity na przystanku. Dziękuję Wam chłopaki!
Z kolei kilka dni wcześniej spisywała mnie policja. Nie mówili: „napierdolilibyśmy Ci pedale, ale pewnie to lubisz!”. To niesamowite, że żyję w tak cywilizowanym kraju. Służby porządkowe po stronie człowieka!
Nikt mnie nie zabił, nie połamał, nie wyrzucili mnie z pracy, jeżdżę do rodziny w wolne dni więc się cieszę.
Czasami mam przebłysk zdrowego rozsądku i myślę, że to przecież powinno być takie zwyczajne! Że nie można się cieszyć z oczywistości i nie powinno się nazywać przywilejem praw podstawowych KAŻDEGO człowieka.
Ale czasami – zazwyczaj cieszę się, bo jestem głupkiem.
2013-07-22 14:43:05
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że bardzo szanuję funkcjonariuszy i funkcjonariuszki Policji Państwowej, bo gdyby nie oni i one to w tym kraju nie byłoby bezpiecznie. Niech żyje bohaterska policja! Hurra!
A teraz do rzeczy...
Dzisiaj mamy 22. lipca, czyli Święto Policji Państwowej. Niebiescy mundurowi mają dzisiaj swój dzień i spokojnie można złożyć im w związku z tym życzenia: pomyślności, sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym, oraz zdrowia i szczęścia na najbliższe sto lat życia!
Jako pierwszemu składam życzenia Panu Arturowi B., który 23. maja 2010 roku strzałem w serce z bliskiej odległości zastrzelił Nigeryjczyka Maxwella Itoyę. Myślę, że wdowa po Maxvellu, oraz osierocone przez niego dzieci dołączają się do moich życzeń.
Kolejny bukiet serdeczności ślę do funkcjonariuszy i funkcjonariuszek, którzy w bohaterski sposób wspierają komorników w całym kraju. Dzięki takim działaniom możemy cieszyć się z tego, że tysiące roszczeniowych starszych państwa jest wyrzucanych z mieszkań na ulicę.
Taka na przykład Pani Ewa, która wyrzucona z mieszkania przy Sempołowskiej jako kilkudniowa bezdomna straciła zdrowie, nogę i niemal życie. Dzię-ku-je-my!
Zdrowia, szczęścia i cierpliwości dla policjantów i policjantek, który i które z odwagą i poświęceniem łapią w parkach i na skwerach młodzież spożywającą alkohol. Gdyby nie Wy...
Szczególne życzenia dla wszystkich funkcjonariuszy zaangażowanych w słynną już „Sprawę krzesła dębowego z tapicerowanym siedziskiem”. Gdyby nie Wy nasze życie nie byłoby tak kolorowe!
Na koniec trochę prywaty: moc życzeń dla starszego sierżanta Dominika S., który w obronie ojczyzny i polskiego honoru spałował mnie w radiowozie po zatrzymaniu mnie za udział w blokadzie nielegalnej eksmisji. Zachowałem się jak gówniarz, a policjant ten sprowadził mnie na drogę czystości i dobra.
PS Składajcie życzenia tych, którzy i które Wam pomogli i pomogły!
Niesamowita historia pewnego krzesła, czyli jak zostałem kibolem LegiiA teraz do rzeczy...
Dzisiaj mamy 22. lipca, czyli Święto Policji Państwowej. Niebiescy mundurowi mają dzisiaj swój dzień i spokojnie można złożyć im w związku z tym życzenia: pomyślności, sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym, oraz zdrowia i szczęścia na najbliższe sto lat życia!
Jako pierwszemu składam życzenia Panu Arturowi B., który 23. maja 2010 roku strzałem w serce z bliskiej odległości zastrzelił Nigeryjczyka Maxwella Itoyę. Myślę, że wdowa po Maxvellu, oraz osierocone przez niego dzieci dołączają się do moich życzeń.
Kolejny bukiet serdeczności ślę do funkcjonariuszy i funkcjonariuszek, którzy w bohaterski sposób wspierają komorników w całym kraju. Dzięki takim działaniom możemy cieszyć się z tego, że tysiące roszczeniowych starszych państwa jest wyrzucanych z mieszkań na ulicę.
Taka na przykład Pani Ewa, która wyrzucona z mieszkania przy Sempołowskiej jako kilkudniowa bezdomna straciła zdrowie, nogę i niemal życie. Dzię-ku-je-my!
Zdrowia, szczęścia i cierpliwości dla policjantów i policjantek, który i które z odwagą i poświęceniem łapią w parkach i na skwerach młodzież spożywającą alkohol. Gdyby nie Wy...
Szczególne życzenia dla wszystkich funkcjonariuszy zaangażowanych w słynną już „Sprawę krzesła dębowego z tapicerowanym siedziskiem”. Gdyby nie Wy nasze życie nie byłoby tak kolorowe!
Na koniec trochę prywaty: moc życzeń dla starszego sierżanta Dominika S., który w obronie ojczyzny i polskiego honoru spałował mnie w radiowozie po zatrzymaniu mnie za udział w blokadzie nielegalnej eksmisji. Zachowałem się jak gówniarz, a policjant ten sprowadził mnie na drogę czystości i dobra.
PS Składajcie życzenia tych, którzy i które Wam pomogli i pomogły!
2013-06-03 21:59:07
Polska szkoła patriotów, czyli kto Ty w zasadzie jesteś?!
2013-05-08 14:39:49
Nóż się w pustej kieszeni biednego studenta polonistyki otwiera. Przejrzałem wczoraj z czystej zawodowej ciekawości tematy maturalne z tegorocznego egzaminu dojrzałości. Niby nic zaskakującego, ale cały czas niemiłosiernie wkurza.