2013-10-23 21:33:41
Stowarzyszenie Polonia Christiana wespół z wszechpotężną i dodatkowo prężnie się rozwijającą grupą Krucjata Młodych zaprosiło w nasze skromne polskie progi wielkiego „dra” nauk tęczowych Paula Camerona – znanego chyba wszystkim mającym kontakty seksualne z osobnikami swojej płci. Dodatkową zachętą był fakt, że znamienici redaktorzy i redaktorki z portalu Fronda.pl zapraszali zbłąkanych zboczeńców, aby przyszli i spróbowali poradzić sobie ze swoją ciężką dolegliwością. Domyślacie się pewnie, że na spotkaniu z tym szanowanym typkiem nie mogło mnie zabraknąć. Znacie mnie, cholera, jak Wy dobrze mnie znacie...
W sali poza mną i grupą skrzykniętych homolobbystów (dzięki Ci homoFrondo.pl za homorozwój mojego homosłownictwa!) nieco ponad dwadzieścia osób, z czego znaczna część to organizatorzy. Pierwsze dwadzieścia minut upływa na rozstawieniu dwóch (sic!) banerów. Walczyło z nimi trzech panów i w końcu się udało. A co potem? Potem zaczął mówić pan Cameron i... doszło do tragedii!
W pewnym momencie dopadł nas niespodziewanie i zupełnie nieodwracalnie NAGŁY ATAK HOMOSEKSUALIZMU! Jak do tego doszło? Ano! Próbowaliśmy pokazać mu nasz sprzeciw wobec jego poglądów, ale niedługo wytrzymaliśmy. Nasze grzeszne dusze nadszarpnięte słowami proroka pederastii zaczęły wić się w konwulsjach, a nasze usta zaczęły wykrzykiwać: „Help us Mr Cameron, we are totally sic and we want to be free!”. Ciała zwinęły się w pozycje embrionalne, a z nozdrzy buchnęła para o słodkawym zapachu siarki. Nie dziwi więc, że zaproszeni goście przestraszyli się i w chrześcijańskim odruchu miłości do bliźniego złapali nas bohatersko za części garderoby, włosy, ręce i co tam jeszcze wystawało z naszych błądzących ciał i wynieśli nas ochoczo z sali przy okrzykach wyrażających zrozumienie i chęć pomocy. „Pedały, zboczeńcy, wypierdalać!” odbijało się od ścian siedziby Naczelnej Organizacji Technicznej. Poczułem się wyzwolony spod jarzma rozpusty (również całkowicie dosłownie, bo jeden z obrońców moralności wyrwał i przywłaszczył sobie tęczową flagę, którą przyniosłem na spotkanie).
Zostaliśmy sprowadzeni do holu. Jeden z organizatorów, pan, który mógłby spokojnie być reprezentantem Polski w sumo i walczyć przeciw trzem zawodnikom naraz, potraktował jednego z nas ciosem w skroń, i subtelnym uderzeniem głową w głowę (czy u chrześcijan to jakiś pradawny symbol braterstwa, czy coś?), po czym zamknął drzwi do budynku i w ramach obywatelskiego zatrzymania nie pozwolił nam go opuścić.
Zakończenie? Funkcjonariusze policji, którzy później przybyli na miejsce nawracania przetrzymali nas przez godzinę i ostatecznie wręczyli mandaty po trzysta złotych na lewacką głowę. Nie przejmowali się specjalnie naszymi opowieściami o tym z jaką agresją się spotkaliśmy. Ważne, że zakłóciliśmy spotkanie z wybitnym naukowcem wyrażając przy tym rażąco lekceważący stosunek do powagi nauki i ogólnego spokoju społecznego.
Zbliżając się do końca mojej opowieści chciałem przytoczyć hasło, które mieliśmy wydrukowane na kartkach pokazanych gościowi, bo ostatecznie zaginęło gdzieś w zgiełku i chaosie wydarzeń. Oto ono:
„GAY IS OK. Fuck you Mr Cameron!”
To nie jest tak, że „dr” Paul Cameron jest dla mnie do odstrzału. Żadnej przemocy - bogowie brońcie! Ja po prostu uważam, że jak ktoś jest oszołomem takiego kalibru, oraz nie ma absolutnie nic konstruktywnego do powiedzenia to powinien adoptować stadko kotów i do nich przemawiać.
Raz – kociaki znajdą dom, dwa – społeczeństwo odetchnie z ulgą.
W sali poza mną i grupą skrzykniętych homolobbystów (dzięki Ci homoFrondo.pl za homorozwój mojego homosłownictwa!) nieco ponad dwadzieścia osób, z czego znaczna część to organizatorzy. Pierwsze dwadzieścia minut upływa na rozstawieniu dwóch (sic!) banerów. Walczyło z nimi trzech panów i w końcu się udało. A co potem? Potem zaczął mówić pan Cameron i... doszło do tragedii!
W pewnym momencie dopadł nas niespodziewanie i zupełnie nieodwracalnie NAGŁY ATAK HOMOSEKSUALIZMU! Jak do tego doszło? Ano! Próbowaliśmy pokazać mu nasz sprzeciw wobec jego poglądów, ale niedługo wytrzymaliśmy. Nasze grzeszne dusze nadszarpnięte słowami proroka pederastii zaczęły wić się w konwulsjach, a nasze usta zaczęły wykrzykiwać: „Help us Mr Cameron, we are totally sic and we want to be free!”. Ciała zwinęły się w pozycje embrionalne, a z nozdrzy buchnęła para o słodkawym zapachu siarki. Nie dziwi więc, że zaproszeni goście przestraszyli się i w chrześcijańskim odruchu miłości do bliźniego złapali nas bohatersko za części garderoby, włosy, ręce i co tam jeszcze wystawało z naszych błądzących ciał i wynieśli nas ochoczo z sali przy okrzykach wyrażających zrozumienie i chęć pomocy. „Pedały, zboczeńcy, wypierdalać!” odbijało się od ścian siedziby Naczelnej Organizacji Technicznej. Poczułem się wyzwolony spod jarzma rozpusty (również całkowicie dosłownie, bo jeden z obrońców moralności wyrwał i przywłaszczył sobie tęczową flagę, którą przyniosłem na spotkanie).
Zostaliśmy sprowadzeni do holu. Jeden z organizatorów, pan, który mógłby spokojnie być reprezentantem Polski w sumo i walczyć przeciw trzem zawodnikom naraz, potraktował jednego z nas ciosem w skroń, i subtelnym uderzeniem głową w głowę (czy u chrześcijan to jakiś pradawny symbol braterstwa, czy coś?), po czym zamknął drzwi do budynku i w ramach obywatelskiego zatrzymania nie pozwolił nam go opuścić.
Zakończenie? Funkcjonariusze policji, którzy później przybyli na miejsce nawracania przetrzymali nas przez godzinę i ostatecznie wręczyli mandaty po trzysta złotych na lewacką głowę. Nie przejmowali się specjalnie naszymi opowieściami o tym z jaką agresją się spotkaliśmy. Ważne, że zakłóciliśmy spotkanie z wybitnym naukowcem wyrażając przy tym rażąco lekceważący stosunek do powagi nauki i ogólnego spokoju społecznego.
Zbliżając się do końca mojej opowieści chciałem przytoczyć hasło, które mieliśmy wydrukowane na kartkach pokazanych gościowi, bo ostatecznie zaginęło gdzieś w zgiełku i chaosie wydarzeń. Oto ono:
„GAY IS OK. Fuck you Mr Cameron!”
To nie jest tak, że „dr” Paul Cameron jest dla mnie do odstrzału. Żadnej przemocy - bogowie brońcie! Ja po prostu uważam, że jak ktoś jest oszołomem takiego kalibru, oraz nie ma absolutnie nic konstruktywnego do powiedzenia to powinien adoptować stadko kotów i do nich przemawiać.
Raz – kociaki znajdą dom, dwa – społeczeństwo odetchnie z ulgą.