Wieści gminne y inne
2013-03-23 20:19:03
Kabaret Limo traci zlecenia po dopuszczeniu się żartu z papieża.

W czasach ancien regime'u za nieprawomyślny żart można było trafić w najlepszym wypadku na indeks, w najgorszym zaś na Rakowiecką. Na szczęście te potworne czasy są już za nami. Każdy może mówić, co mu się żywnie podoba. Ale jeżeli naruszy świętość, niech będzie przygotowany, że obudzi się w próżni.

Parafrazując klasyka: "Limo nie istniało. Limo nigdy nie istniało".


Prokurator z Ohio zażądał kary śmierci dla świstaka Phila (słynnego odtwórcy głównej roli w "Dniu świstaka") za przepowiedzenie wczesnej wiosny, podczas gdy dookoła nic tylko śnieg i mróz.

Kiedyś za wszystko złe w narodzie odpowiadali krwiożerczy Indianie. Potem tę pożyteczną rolę odgrywali kolejno imigranci podlejszego pochodzenia, anarchiści, komuniści i czający się za każdym rogiem talibowie. Czemuż bezczelny futrzak, który, zbudzony z głębokiego snu zimowego, nie potrafił dojrzeć własnego cienia, nie miałby wejść do panteonu? Jednak sądzę, że pan prokurator nieco się pośpieszył. Najpierw należałoby delikwenta umieścić na parę lat w Guantanamo. Przecież musi wydać wspólników.


Nowy sondaż w Brazylii. Prezydent Dilma Rousseff cieszy się poparciem 58% badanych, daleko dystansując potencjalnych rywali: Marinę Silvę z Partii Zielonych (16%), senatora Aecio Nevesa z Partii "Socjaldemokratycznej" (10%) oraz gubernatora Pernambuco Eduardo Camposa z Partii Socjalistycznej (6&).

Brazylijscy "socjaldemokraci" (podobnie jak ich koledzy z Portugalii osobliwie przywiązani do niezbyt ścisłej nazwy) muszą być szczególnie przybici marnym poparciem dla ich wielkiej nadziei Nevesa, ulubieńca mediów o autentyczności lalki Barbie. Swego czasu Bill Clinton przepowiadał im długie lata rządzenia jako "rozsądnej sile trzeciej drogi". Sic transit gloria mundi...

Nic dziwnego, że opozycja szuka innych kandydatów, jak choćby jedna z licznych frakcji Partii Ruchu Demokratycznego (PMDB), którego członkowie zajęci są wzajemnym zwalczaniem się i zawiązywaniem rozmaitych aliansów na zewnątrz. Ich nadzieja to Jose Sarney, senator i były prezydent Republiki w latach 1985-1990, właściciel dwóch stanów i zawodowy oligarcha, którego receptą na sukces jest życie w zgodzie ze wszystkimi swoimi następcami od Itamara Franco poczynając, a na Dilmie kończąc. Sędziwy wiek Sarneya (82 lata) nie odstrasza zwolenników.

Dlaczego nie? W końcu Brazylia jest krainą come backów. Można by jeszcze dołączyć do stawki Fernanda Collora de Mello.

poprzedninastępny komentarze