2013-03-31 15:43:30
Na wstępie chciałbym przybić piątkę blogerskiemu koledze Krzysiowi Pacewiczowi, którego wpis skłonił mnie, żeby do tematu dorzucić swoje trzy grosze. Od pewnego czasu bardzo polubiłem czytanie stenogramów z sesji rady miasta, bo piszę licencjat na temat braku logiki i pierdołowatości radnych PO (chociaż niestety nie nazwałem jej „potęga pierdołowatości radnych PO”). Pozwolę sobie przywołać wypowiedzi dwóch zuchów, którzy przyczynili się do wygaszenia (w ich języku) / likwidacji (mówiąc po ludzku) kilku warszawskich szkół. Obie pochodzą z tej samej sesji (2 II 2012).
Na przykład pan Jarosław Szostakowski, „ autor kilkudziesięciu publikacji naukowych i stypendysta Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej”, w wypowiedzi skierowanej do Macieja Wąsika mówi :
„Nie ma znaczenia czy są tam dzieci czy nie ma, czy ktoś tam chodzi czy nie chodzi, czy może chodzić bo są takie przepisy, czy nie może – trzeba być przeciwko. Bo to są subtelności, które trzeba tłumaczyć dlatego tu jesteśmy za, a tam przeciw, więc lepiej politycznie powiedzieć : „tylko matoły likwidują szkoły”. Oczywiście, politycznie jest łatwiej...”
Autorem drugiej wypowiedzi jest zastępca prezydenta m.st. Warszawy i znany wielbiciel prezentacji w Power Poincie Włodzimierz Paszyński :
„Dyskusja o uchwałach, które będziemy omawiać ma, przede wszystkim, charakter emocjonalny. Było to przed sekundą, dało się to zauważyć. Dlatego na pierwszym slajdzi pokazuję reprdukcję słynnej akwaforu Goi z końca XVIII wieku, epoki rozumu. Goya mówi, jak zalecała zresztą Wiesława Szymborska, której nazwisko też się tutaj pojawiło, krótkimi zdaniami – to jest takie właśnie krótkie zdanie. To wyświetlone brzmi bardzo dobitnie, „gdy rozum śpi budzą się upiory”. Upiory wywołuje zwykle przerost emocji. By te emocje nie zdominowały naszej dyskusji kilkanaście slajdów pokazujących jak wygląda sytuacja warszawskiej oświaty i porządkujących wiedzę (…) Proszę państwa o tym też warto pamiętać i tutaj do tego slajdu słowo więcej komentarza. Otóż zacząłem od epoki racjonalnej. Sto lat po tej epoce przyszła epoka, która bardzo dużo mówiła o utylitaryzmie i o tym, że trzeba patrzeć na wszystko, wszystkich i uwzględniać te interesy.”
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że obie te wypowiedzi to taka Platforma w pigułce. Platfoma wiary w apolityczność polityki i Platforma roszcząca sobie prawo do racjonalności (racjonalność w końcu jest anty-utylitarna, nie patrząca na wszystko i wszystkich). Platforma mówiąca, „żyj sobie swoim życiem, a my za Ciebie zrobimy politykę”. Jeśli Pawłowicz chciała zerwać z mitem, że rozmnażanie ma cokolwiek wspólnego z seksem, PO i jej transformacyjni ojcowie usilnie próbują nas przekonać, że polityka nie ma nic wspólnego z życiem, życiem z kimś poza sobą samym. Nie jest działaniem politycznym zamykanie szkół, głód, bieda, wrzucanie ludzi do kontenerów. Polityczne jest to co akurat sobie wymyślimy. Dlatego, żeby przypadkiem nie upodmiotowić rzeczywiście pokrzywdzonych, rządzący tak chętnie ujmują się za wymyślonym „potencjalnym przedsiębiorcą”, stąd biorą się debilizmy Krężołka, stąd bierze się brak perspektywy czy nawet chęci spojrzenia innego, niż to „potencjalnego przedsiębiorcy”.
Taką technikę obnażają np. wypowiedzi Barbary Kudryckiej : „Liczę, że dzięki temu i wsparciu firm zakładanych przez studentów, inkubatorów przedsiębiorczości absolwenci szkół społecznych i humanistycznych, którzy nie znajdą zatrudnienia w administracji publicznej czy szkołach, znajdą dla siebie ciekawe obszary, by otworzyć własny biznes”. Studenci dzisiaj nie są po to, żeby cokolwiek badać, żeby się rozwijać, działać na korzyść nauki, są po to, żeby „zakładać biznesy” i „tworzyć miejsca pracy”. Mamy w końcu wolność do zostania przedsiębiorcą. W innymi wywiadzie chwaliła firmę dwóch studentek polonistyki, które założyły własną firmę, zajmującą się „szukaniem ciekawych książek dla ludzi, którzy nie mają czasu na książki” (luźno przytoczona wypowiedź). Własna firma, bo „dzisiaj mamy tą wolność”. Wolność do zostania przedsiębiorcą. Wolność uprzywilejowanych do wykorzystywania poddanych (przywołane przez Krzysia, oklepane „Prowadzę działalność gospodarczą i nie stać mnie na...”). Co ciekawe, w tej materii środowiska liberalne nie różnią się od swojego ulubionego „chłopca do bicia”, czyli „ruchu narodowego”, który w swoim manifeście deklaruję gotowość walki „o swobodę działania i dostęp do kapitału dla polskiego przedsiębiorcy, aby ten mógł tworzyć nowe miejsca pracy”.
Niestety, wielu osobom na rękę jest wyznawanie wolnego rynku jako naszego kultu cargo, gdzie cała dobroć spada z góry, jeśli tylko wybudujemy dla niej „pasy startowe”. Ilu już nie spotkałem potencjalnych przedsiębiorców? Wyborca Korwina, który chciał założyć firmę wysyłkową, „ale ta poczta polska”. Zastępy gastronomicznych wizjonerów, którzy nie będą mieli okazji zbicia kokosów, „bo sanepid”. Często też przyjęcie roli „potencjalnego przedsiębiorcy” nie wynika z wiary w wolny rynek, ale jest wynikiem tego, że kapitalizm nie działa. Jedna z bliskich mi osób po wysyłaniu tydzień w tydzień przez pół roku kilkudziesięciu CV, zwyczajnie przestała wierzyć w cokolwiek innego. Bogactwo miało spadać z góry, a jedyne co spada z góry to doktrynerskie zapędy, które pod pretekstem racjonalności zwyczajnie krzywdzą coraz więcej osób.
Wizję pokrzywdzonego przedsiębiorcy dodatkowo potęgują programy takie jak „państwo w państwie”, gdzie „dobry bohater” (przedsiębiorca) zawsze jest niszczony przez „czarny charakter” (państwo / urzędnicy / sąd). Nie mówię, że przedstawiane tam osoby nie padły ofiarą krzywdzących nadużyć, ale o większości z przypadków dowiadujemy się dlatego, że często były to osoby uprzednio uprzywilejowane. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić program, gdzie tydzień w tydzień, siada np. mama dziecka z likwidowanej szkoły, nauczyciel wyrzucony z pracy, kucharka zwolniona rok przed emeryturą, student, który, żeby móc pozwolić sobie na „przywilej” studiowania musi zapieprzać pół dnia na czarno ? Nie. Tacy ludzie nie są interesujący. Nie dlatego, że nie są pokrzywdzeni, ale dlatego, że na bazie ich przypadków nie da się opowiedzieć bajki o „złym państwie, które trzeba deregulować, bo deregulacja to wolność”? W tych bajkach państwo pokazuje swoje okrucieństwo, ale w sposób, który nie jest na rękę obrońcom „potencjalnych przedsiębiorców”.
Jeśli chodzi o ostatni akapit tekstu Krzysia. Tak, masz rację, neoliberalne indywidua są, większości przypadków, głupiutkie. Tylko mamy takiego pecha, że rządzą. Nie ma co oczekiwać od nich, że nagle zmądrzeją. Nie oczekuję, że wychowankowie Tuska, który jeszcze w 1994 roku do sił Pinocheta beztrosko odniósł się słowami, „Zdarza się, że niedemokratyczne siły służą wolności.”, nagle poczują potrzebę zapoznania się z perspektywą inną niż ich własna. To jakby oczekiwać od szczerbatego, że pogryzie suchary. Ich antykomunistyczne (bo w końcu każdy nie-kapitalizm to komunizm) resentymenty są równie cyniczne jak ich PiS'owskich oponentów. Politycy to nie jest materiał do nawracania (chyba, że ktoś jeszcze wierzy we wrażliwość społeczną Palikota), to nie jest materiał do dyskusji, to jest materiał do konfliktu. I nie ma nadziei, że kiedyś się wyleczą. Mimo swojego uwielbienia dla zaradności nie mają oni sprytu przeciętnego polskiego pacjenta.
Na przykład pan Jarosław Szostakowski, „ autor kilkudziesięciu publikacji naukowych i stypendysta Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej”, w wypowiedzi skierowanej do Macieja Wąsika mówi :
„Nie ma znaczenia czy są tam dzieci czy nie ma, czy ktoś tam chodzi czy nie chodzi, czy może chodzić bo są takie przepisy, czy nie może – trzeba być przeciwko. Bo to są subtelności, które trzeba tłumaczyć dlatego tu jesteśmy za, a tam przeciw, więc lepiej politycznie powiedzieć : „tylko matoły likwidują szkoły”. Oczywiście, politycznie jest łatwiej...”
Autorem drugiej wypowiedzi jest zastępca prezydenta m.st. Warszawy i znany wielbiciel prezentacji w Power Poincie Włodzimierz Paszyński :
„Dyskusja o uchwałach, które będziemy omawiać ma, przede wszystkim, charakter emocjonalny. Było to przed sekundą, dało się to zauważyć. Dlatego na pierwszym slajdzi pokazuję reprdukcję słynnej akwaforu Goi z końca XVIII wieku, epoki rozumu. Goya mówi, jak zalecała zresztą Wiesława Szymborska, której nazwisko też się tutaj pojawiło, krótkimi zdaniami – to jest takie właśnie krótkie zdanie. To wyświetlone brzmi bardzo dobitnie, „gdy rozum śpi budzą się upiory”. Upiory wywołuje zwykle przerost emocji. By te emocje nie zdominowały naszej dyskusji kilkanaście slajdów pokazujących jak wygląda sytuacja warszawskiej oświaty i porządkujących wiedzę (…) Proszę państwa o tym też warto pamiętać i tutaj do tego slajdu słowo więcej komentarza. Otóż zacząłem od epoki racjonalnej. Sto lat po tej epoce przyszła epoka, która bardzo dużo mówiła o utylitaryzmie i o tym, że trzeba patrzeć na wszystko, wszystkich i uwzględniać te interesy.”
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że obie te wypowiedzi to taka Platforma w pigułce. Platfoma wiary w apolityczność polityki i Platforma roszcząca sobie prawo do racjonalności (racjonalność w końcu jest anty-utylitarna, nie patrząca na wszystko i wszystkich). Platforma mówiąca, „żyj sobie swoim życiem, a my za Ciebie zrobimy politykę”. Jeśli Pawłowicz chciała zerwać z mitem, że rozmnażanie ma cokolwiek wspólnego z seksem, PO i jej transformacyjni ojcowie usilnie próbują nas przekonać, że polityka nie ma nic wspólnego z życiem, życiem z kimś poza sobą samym. Nie jest działaniem politycznym zamykanie szkół, głód, bieda, wrzucanie ludzi do kontenerów. Polityczne jest to co akurat sobie wymyślimy. Dlatego, żeby przypadkiem nie upodmiotowić rzeczywiście pokrzywdzonych, rządzący tak chętnie ujmują się za wymyślonym „potencjalnym przedsiębiorcą”, stąd biorą się debilizmy Krężołka, stąd bierze się brak perspektywy czy nawet chęci spojrzenia innego, niż to „potencjalnego przedsiębiorcy”.
Taką technikę obnażają np. wypowiedzi Barbary Kudryckiej : „Liczę, że dzięki temu i wsparciu firm zakładanych przez studentów, inkubatorów przedsiębiorczości absolwenci szkół społecznych i humanistycznych, którzy nie znajdą zatrudnienia w administracji publicznej czy szkołach, znajdą dla siebie ciekawe obszary, by otworzyć własny biznes”. Studenci dzisiaj nie są po to, żeby cokolwiek badać, żeby się rozwijać, działać na korzyść nauki, są po to, żeby „zakładać biznesy” i „tworzyć miejsca pracy”. Mamy w końcu wolność do zostania przedsiębiorcą. W innymi wywiadzie chwaliła firmę dwóch studentek polonistyki, które założyły własną firmę, zajmującą się „szukaniem ciekawych książek dla ludzi, którzy nie mają czasu na książki” (luźno przytoczona wypowiedź). Własna firma, bo „dzisiaj mamy tą wolność”. Wolność do zostania przedsiębiorcą. Wolność uprzywilejowanych do wykorzystywania poddanych (przywołane przez Krzysia, oklepane „Prowadzę działalność gospodarczą i nie stać mnie na...”). Co ciekawe, w tej materii środowiska liberalne nie różnią się od swojego ulubionego „chłopca do bicia”, czyli „ruchu narodowego”, który w swoim manifeście deklaruję gotowość walki „o swobodę działania i dostęp do kapitału dla polskiego przedsiębiorcy, aby ten mógł tworzyć nowe miejsca pracy”.
Niestety, wielu osobom na rękę jest wyznawanie wolnego rynku jako naszego kultu cargo, gdzie cała dobroć spada z góry, jeśli tylko wybudujemy dla niej „pasy startowe”. Ilu już nie spotkałem potencjalnych przedsiębiorców? Wyborca Korwina, który chciał założyć firmę wysyłkową, „ale ta poczta polska”. Zastępy gastronomicznych wizjonerów, którzy nie będą mieli okazji zbicia kokosów, „bo sanepid”. Często też przyjęcie roli „potencjalnego przedsiębiorcy” nie wynika z wiary w wolny rynek, ale jest wynikiem tego, że kapitalizm nie działa. Jedna z bliskich mi osób po wysyłaniu tydzień w tydzień przez pół roku kilkudziesięciu CV, zwyczajnie przestała wierzyć w cokolwiek innego. Bogactwo miało spadać z góry, a jedyne co spada z góry to doktrynerskie zapędy, które pod pretekstem racjonalności zwyczajnie krzywdzą coraz więcej osób.
Wizję pokrzywdzonego przedsiębiorcy dodatkowo potęgują programy takie jak „państwo w państwie”, gdzie „dobry bohater” (przedsiębiorca) zawsze jest niszczony przez „czarny charakter” (państwo / urzędnicy / sąd). Nie mówię, że przedstawiane tam osoby nie padły ofiarą krzywdzących nadużyć, ale o większości z przypadków dowiadujemy się dlatego, że często były to osoby uprzednio uprzywilejowane. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić program, gdzie tydzień w tydzień, siada np. mama dziecka z likwidowanej szkoły, nauczyciel wyrzucony z pracy, kucharka zwolniona rok przed emeryturą, student, który, żeby móc pozwolić sobie na „przywilej” studiowania musi zapieprzać pół dnia na czarno ? Nie. Tacy ludzie nie są interesujący. Nie dlatego, że nie są pokrzywdzeni, ale dlatego, że na bazie ich przypadków nie da się opowiedzieć bajki o „złym państwie, które trzeba deregulować, bo deregulacja to wolność”? W tych bajkach państwo pokazuje swoje okrucieństwo, ale w sposób, który nie jest na rękę obrońcom „potencjalnych przedsiębiorców”.
Jeśli chodzi o ostatni akapit tekstu Krzysia. Tak, masz rację, neoliberalne indywidua są, większości przypadków, głupiutkie. Tylko mamy takiego pecha, że rządzą. Nie ma co oczekiwać od nich, że nagle zmądrzeją. Nie oczekuję, że wychowankowie Tuska, który jeszcze w 1994 roku do sił Pinocheta beztrosko odniósł się słowami, „Zdarza się, że niedemokratyczne siły służą wolności.”, nagle poczują potrzebę zapoznania się z perspektywą inną niż ich własna. To jakby oczekiwać od szczerbatego, że pogryzie suchary. Ich antykomunistyczne (bo w końcu każdy nie-kapitalizm to komunizm) resentymenty są równie cyniczne jak ich PiS'owskich oponentów. Politycy to nie jest materiał do nawracania (chyba, że ktoś jeszcze wierzy we wrażliwość społeczną Palikota), to nie jest materiał do dyskusji, to jest materiał do konfliktu. I nie ma nadziei, że kiedyś się wyleczą. Mimo swojego uwielbienia dla zaradności nie mają oni sprytu przeciętnego polskiego pacjenta.