2013-06-23 20:05:20
Nie wiedząc jeszcze jak skończyła się sytuacja na wrocławskim uniwersytecie, gdzie narodowcy zakłócili wykład Zygmunta Baumana, przygotowałem wpis odnoszący się do okrzyku sugerującego profesorowi przynależność do SLD (o którym dowiedziałem się z profilu „lewica wolnościowa”). Pół godziny później nie chciało mi się śmiać. Skupianie się na transparentowych błędach ortograficznych, nieznajomości historii i małpich tańcach trywializuje działalność, w którą bawią się współcześni męczennicy z ONR'u. Brak rozróżnienia między akcjami werbującymi żołnierzy do anty-komunistycznych szeregów (a za takie należy uznać spotkania z Bosakiem, Winnickim i innymi ancymonami), a jakimkolwiek innym wykładem przeprowadzanym z nie-nacjonalistycznego punktu widzenia to objaw poważnego zaburzenia percepcji. Zaburzenia, którego efektem jest okładka pewnego prawicowego pisma „ z „chłopakiem, dziewczyną, normalną rodziną” płonących w tęczowych płomieniach albo kibice z wpisu Mateusza Matuszewskiego nierozróżniający siebie od oficerów rozstrzelanych w Katyniu. Generalizuję, pewnie, ale jak tu nie generalizować, kiedy argumentowanie swoich poglądów przez znaczną część narodowców jest bardziej płynne od nowoczesności w książkach Baumana.
Terminologiczny misz-masz sprawia, że za „lewaków” do wytępienia bez cienia żenady można uznać Żakowskiego, Lisa (obrażającego się na „radykalne” środowiska Krytyki Politycznej), Środę (znaną wielbicielkę nieodpłatnej pracy dla kobiet), Tuska (bojownika o sprawy mniejszości seksualnych i praw kobiet do aborcji na życzenie, którego szacunek do Pinocheta nie przeszkadza uważać się za socjaldemokratę), aż po Gursztyna (ceniącego rasistowskie dowcipy, ale niewystarczająco prawicowego na tle Sommera) i Kaczyńskich (którzy współpracowali ze słynną teoretyczką keynesizmu Zytą Gilowską). „Lewakami” są chłopcy i dziewczyny ze squatów, nawet jeśli od lewicy odcinają się jak tylko mogą. Można mieć poglądy pro-społeczne, można opowiadać się za demokracją bezpośrednią, można krytykować liberalizm, tylko niezbyt „lewacko”, bo jeszcze ktoś może o nas brzydko pomyśleć.
- Mam poglądy socjalistyczne.
- Mordowałeś Popiełuszkę i wyrywałeś paznokcie Pileckiemu?
- Pewnie! Razem z Marksem pisałem manifest komunistyczny. Potem na wzór Power Rangersów uskuteczniłem transformację w Lenina i Stalina. Obecnie staram się pozbawić twojego ojca pracy!
Posługując się tytułem albumu Dixon 37, taka zabawa to „lot na całe życie”. Odwoływanie się do lewicowego polskiego patriotyzmu? Po co to komu? Jeden z moich znajomych, który Ruch Narodowy uważa za wspaniały oddolny ruch społeczny po wstawieniu na mojej facebookowej tablicy linku do artykułu odnośnie niechlubnej przeszłości środowisk narodowych podczas PRL'u, zamiast skupiać się na jego treści, zaczął ubolewać nad tym, że było tam brzydko o Pinochecie i „gdyby była prawdziwa lustracja to by było”. W rzeczywistości lustracyjne zamieszanie jest najlepszym prezentem jaki narodowcy mogli dostać. Przykro to pisać, ale niezależnie od historii, to oni dzisiaj rozdają karty w zawodach na wypychanie poza obszar wspólnoty. Paradując w koszuleczkach z przekreślonym sierpem i młotem albo rozpadającym się Pałacem Kultury i Nauki mogą być spokojni. Nie muszą się tłumaczyć. Bauman dawno przyznał się do tego co robił. Członkowie Ruchu Narodowego z przeszłości ich organizacji tłumaczyć się nie muszą, oni wiedzą.
Terminologiczny misz-masz sprawia, że za „lewaków” do wytępienia bez cienia żenady można uznać Żakowskiego, Lisa (obrażającego się na „radykalne” środowiska Krytyki Politycznej), Środę (znaną wielbicielkę nieodpłatnej pracy dla kobiet), Tuska (bojownika o sprawy mniejszości seksualnych i praw kobiet do aborcji na życzenie, którego szacunek do Pinocheta nie przeszkadza uważać się za socjaldemokratę), aż po Gursztyna (ceniącego rasistowskie dowcipy, ale niewystarczająco prawicowego na tle Sommera) i Kaczyńskich (którzy współpracowali ze słynną teoretyczką keynesizmu Zytą Gilowską). „Lewakami” są chłopcy i dziewczyny ze squatów, nawet jeśli od lewicy odcinają się jak tylko mogą. Można mieć poglądy pro-społeczne, można opowiadać się za demokracją bezpośrednią, można krytykować liberalizm, tylko niezbyt „lewacko”, bo jeszcze ktoś może o nas brzydko pomyśleć.
- Mam poglądy socjalistyczne.
- Mordowałeś Popiełuszkę i wyrywałeś paznokcie Pileckiemu?
- Pewnie! Razem z Marksem pisałem manifest komunistyczny. Potem na wzór Power Rangersów uskuteczniłem transformację w Lenina i Stalina. Obecnie staram się pozbawić twojego ojca pracy!
Posługując się tytułem albumu Dixon 37, taka zabawa to „lot na całe życie”. Odwoływanie się do lewicowego polskiego patriotyzmu? Po co to komu? Jeden z moich znajomych, który Ruch Narodowy uważa za wspaniały oddolny ruch społeczny po wstawieniu na mojej facebookowej tablicy linku do artykułu odnośnie niechlubnej przeszłości środowisk narodowych podczas PRL'u, zamiast skupiać się na jego treści, zaczął ubolewać nad tym, że było tam brzydko o Pinochecie i „gdyby była prawdziwa lustracja to by było”. W rzeczywistości lustracyjne zamieszanie jest najlepszym prezentem jaki narodowcy mogli dostać. Przykro to pisać, ale niezależnie od historii, to oni dzisiaj rozdają karty w zawodach na wypychanie poza obszar wspólnoty. Paradując w koszuleczkach z przekreślonym sierpem i młotem albo rozpadającym się Pałacem Kultury i Nauki mogą być spokojni. Nie muszą się tłumaczyć. Bauman dawno przyznał się do tego co robił. Członkowie Ruchu Narodowego z przeszłości ich organizacji tłumaczyć się nie muszą, oni wiedzą.