2010-07-02 17:41:19
Kampania prezydencka dobiega końca, a wraz z nim kampanijny dyskurs, który był aż za nadto oderwany od problemów dnia codziennego ludu bądź – żeby wyrazić się bardziej mainstreamowo – szarych ludzi. Zresztą ci szarzy ludzie sami widzą, że aktualna polityka dotyka ich tak samo, jak „Taniec z Gwiazdami”. Niektóre szaraczki wysyłają smsy na swojego ulubionego kandydata na prezydenta, a ten, którego bardziej lubią – wygrywa kryształową kulę.
Być może warto uznać za przejaw uczciwości to, że kandydaci skupili się bardziej na kwestiach estetycznych, niż politycznych, bowiem w czasach globalizacji i w warunkach naszej polskiej konstytucji prezydent RP nie może tak naprawdę za wiele zrobić. Państwo ograniczają międzynarodowe instytucje i korporacje na arenie światowej, a w kraju ogranicza pierwszego obywatela tegoż samego państwa rząd i jego wyznaczniki polityki zagraniczno-obronnej. Dlatego być może zasadny jest lans na żonę, przygotowującą kolację albo sadzenie dębu, który będzie rósł w siłę, niczym mocarstwowość Polski? Banialuki albo niezwiązane z tematem rządzenia, albo swoją fikcją przekraczające jej możliwości.
To wszystko nie oznacza, że nikt nie zadba o nadwiślański kraj, kiedy politycy prowadzą popowe debaty na temat polskiego patriotyzmu. Jest ktoś taki, autorytet dla starego, młodego i średniego. Swój chłop dla Ślązaków i ziomal dla młodzieży – Jurek Owsiak. Bodajże z rok temu okrzyknięto go postacią medialną z największym zaufaniem Polaków. Ufają mu oni, ponieważ co roku rozkręca swoją Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, która gra za kasę, a za nią kupuje sprzęt medyczny, ten zaś rozsyła po całym kraju. Orkiestra nie miałaby przydomka Wielka, gdyby nie to, że wspierana jest przez wielu ludzi, którzy a to wrzucą pieniążek, a to w zimę będą ganiać po miastach dużych bądź małych z puszką na te pieniążki, a to zagrają koncert, by łatwiej było je zbierać. Rzecz godna pochwały, ale tak wygląda tylko wierzchnia strona puszki o nazwie WOŚP i Jurek Owsiak.
Nie chcę pisać kolejnego pamfletu w stylu tych, jakimi raczy każdej wośpowej niedzieli Łukasz Warzecha swoich czytelników na blogu. Publicysta „Faktu” skupia się na tym, że ktoś zawraca mu cztery litery, kiedy on chce w spokoju stanowić jednostkę w neoliberalnym kapitalizmie, niczym w książkach neoklasycznych teoretyków społecznych. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na to, że nasze spojrzenia są zwrócone często na wierzchnią stronę puszki, a nie na to, co się kryje w jej środku. WOŚP jest – tym razem wyrażę się mniej mainstreamowo – opium dla ludu. Stanowi uśmierzenie polskiej obywatelskości i poczucia winy, że ty, ja, my wszyscy nie mamy wpływu, żeby zmienić sytuację tych, którzy są źle urodzeni – czy to biologicznie, czy klasowo. Wrzucenie dwóch złotych dla aktywistów od Owsiaka daje nam satysfakcję, bo jesteśmy pewni, że pomogliśmy chociażby chorym na raka. Cały problem tkwi w tym, że nie pomogliśmy wszystkim, a tylko wybranym.
WOŚP i jej główny koordynator odnajdują się świetnie w mediach, jednakże nie mają takiego rozmachu w skali pomocy, jak Caritas Polska, a już na pewno obie te organizacje nie mają takich możliwości, jak polityka społeczna państwa. Tym bardziej problematyczne jest to, że na organizowanym przez Jurka Owsiaka Przystanku Woodstock odbywa się Akademia Sztuk Przepięknych, na której Leszek Balcerowicz parę lat temu wykładał teorię terapii szokowej, a wszelkie krytyczne pytania sam Owsiak przy pomocy „buntownika” Zbigniewa Hołdysa zbywał nieznajomością tematu oraz apolitycznością samego spotkania z byłym prezesem NBP.
Mimo że twórcy WOŚP uważają swe przedsięwzięcie za apolityczne, to jednak jest ono bardzo polityczne. Fakt ten wzmaga ostatnia akcja medialna Jurka Owsiaka. Postanowił on zbierać pieniądze na rzecz poszkodowanych w powodzi (zastanawiające, że akurat w dzień II tury wyborów), a przy tym zapragnął podjąć współpracę z telewizjami, w tym z publiczną, wyklinaną za swój subiektywizm, choć w istocie jest nie bardziej subiektywna, niż komercyjne stacje. W ostatnich dniach można na konto złych uczynków TVP dorzucić jeszcze jedno – sprzeciwiła się wspieraniu rzeczonej akcji Owsiaka, a on sam postanowił odwdzięczyć się stacji, wzywając swoich oddanych fanów, by zaprzestali płacenia abonamentu. Wszedł on tym samym w bardzo polityczny spór z telewizją publiczną, bo niby jak inaczej można nazwać to, kiedy szef dużej organizacji dobroczynnej - trzymającej sztamę z dziurawym systemem, a na dodatek żerującej na jego ułomnościach - wzywa otwarcie obywateli, u których cieszy się dobrą renomą, do łamania prawa?
To trzeba nazwać sporem politycznym, ale nie można też zapominać o jego posmaku ambicjonalnym. Jurek Owsiak posiadając ogromne wsparcie ludzi mógłby, gdyby tylko chciał, stać w opozycji do klasy politycznej, nawoływać do zmian systemowych, społecznych bądź kulturowych. On sam z tego rezygnuje i można by pomyśleć, że to kolejny kandydat do otrzymania kryształowej kuli, z tym że mniej uczciwy wobec swych popleczników, bo pozwalający się określać, jako zbawca Polski.
Być może warto uznać za przejaw uczciwości to, że kandydaci skupili się bardziej na kwestiach estetycznych, niż politycznych, bowiem w czasach globalizacji i w warunkach naszej polskiej konstytucji prezydent RP nie może tak naprawdę za wiele zrobić. Państwo ograniczają międzynarodowe instytucje i korporacje na arenie światowej, a w kraju ogranicza pierwszego obywatela tegoż samego państwa rząd i jego wyznaczniki polityki zagraniczno-obronnej. Dlatego być może zasadny jest lans na żonę, przygotowującą kolację albo sadzenie dębu, który będzie rósł w siłę, niczym mocarstwowość Polski? Banialuki albo niezwiązane z tematem rządzenia, albo swoją fikcją przekraczające jej możliwości.
To wszystko nie oznacza, że nikt nie zadba o nadwiślański kraj, kiedy politycy prowadzą popowe debaty na temat polskiego patriotyzmu. Jest ktoś taki, autorytet dla starego, młodego i średniego. Swój chłop dla Ślązaków i ziomal dla młodzieży – Jurek Owsiak. Bodajże z rok temu okrzyknięto go postacią medialną z największym zaufaniem Polaków. Ufają mu oni, ponieważ co roku rozkręca swoją Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, która gra za kasę, a za nią kupuje sprzęt medyczny, ten zaś rozsyła po całym kraju. Orkiestra nie miałaby przydomka Wielka, gdyby nie to, że wspierana jest przez wielu ludzi, którzy a to wrzucą pieniążek, a to w zimę będą ganiać po miastach dużych bądź małych z puszką na te pieniążki, a to zagrają koncert, by łatwiej było je zbierać. Rzecz godna pochwały, ale tak wygląda tylko wierzchnia strona puszki o nazwie WOŚP i Jurek Owsiak.
Nie chcę pisać kolejnego pamfletu w stylu tych, jakimi raczy każdej wośpowej niedzieli Łukasz Warzecha swoich czytelników na blogu. Publicysta „Faktu” skupia się na tym, że ktoś zawraca mu cztery litery, kiedy on chce w spokoju stanowić jednostkę w neoliberalnym kapitalizmie, niczym w książkach neoklasycznych teoretyków społecznych. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na to, że nasze spojrzenia są zwrócone często na wierzchnią stronę puszki, a nie na to, co się kryje w jej środku. WOŚP jest – tym razem wyrażę się mniej mainstreamowo – opium dla ludu. Stanowi uśmierzenie polskiej obywatelskości i poczucia winy, że ty, ja, my wszyscy nie mamy wpływu, żeby zmienić sytuację tych, którzy są źle urodzeni – czy to biologicznie, czy klasowo. Wrzucenie dwóch złotych dla aktywistów od Owsiaka daje nam satysfakcję, bo jesteśmy pewni, że pomogliśmy chociażby chorym na raka. Cały problem tkwi w tym, że nie pomogliśmy wszystkim, a tylko wybranym.
WOŚP i jej główny koordynator odnajdują się świetnie w mediach, jednakże nie mają takiego rozmachu w skali pomocy, jak Caritas Polska, a już na pewno obie te organizacje nie mają takich możliwości, jak polityka społeczna państwa. Tym bardziej problematyczne jest to, że na organizowanym przez Jurka Owsiaka Przystanku Woodstock odbywa się Akademia Sztuk Przepięknych, na której Leszek Balcerowicz parę lat temu wykładał teorię terapii szokowej, a wszelkie krytyczne pytania sam Owsiak przy pomocy „buntownika” Zbigniewa Hołdysa zbywał nieznajomością tematu oraz apolitycznością samego spotkania z byłym prezesem NBP.
Mimo że twórcy WOŚP uważają swe przedsięwzięcie za apolityczne, to jednak jest ono bardzo polityczne. Fakt ten wzmaga ostatnia akcja medialna Jurka Owsiaka. Postanowił on zbierać pieniądze na rzecz poszkodowanych w powodzi (zastanawiające, że akurat w dzień II tury wyborów), a przy tym zapragnął podjąć współpracę z telewizjami, w tym z publiczną, wyklinaną za swój subiektywizm, choć w istocie jest nie bardziej subiektywna, niż komercyjne stacje. W ostatnich dniach można na konto złych uczynków TVP dorzucić jeszcze jedno – sprzeciwiła się wspieraniu rzeczonej akcji Owsiaka, a on sam postanowił odwdzięczyć się stacji, wzywając swoich oddanych fanów, by zaprzestali płacenia abonamentu. Wszedł on tym samym w bardzo polityczny spór z telewizją publiczną, bo niby jak inaczej można nazwać to, kiedy szef dużej organizacji dobroczynnej - trzymającej sztamę z dziurawym systemem, a na dodatek żerującej na jego ułomnościach - wzywa otwarcie obywateli, u których cieszy się dobrą renomą, do łamania prawa?
To trzeba nazwać sporem politycznym, ale nie można też zapominać o jego posmaku ambicjonalnym. Jurek Owsiak posiadając ogromne wsparcie ludzi mógłby, gdyby tylko chciał, stać w opozycji do klasy politycznej, nawoływać do zmian systemowych, społecznych bądź kulturowych. On sam z tego rezygnuje i można by pomyśleć, że to kolejny kandydat do otrzymania kryształowej kuli, z tym że mniej uczciwy wobec swych popleczników, bo pozwalający się określać, jako zbawca Polski.