2011-10-14 00:41:34
Ruch 15 Maja, zapoczątkowany tego dnia podczas protestów na madryckim placu Puerta del Sol ma już prawie 5 miesięcy. Dokładnie na 15 października wyznaczono kolejny dzień mobilizacji – hiszpańscy Oburzeni wraz z Oburzonymi z całego świata, którzy ich wzorem zaczęli się organizować, będą uczestniczyć w protestach w kilkudziesięciu różnych krajach. Te wydarzenia mogą nadać ruchowi jeszcze większego impetu – gdyż zmierzania ku końcowi na razie nic nie zapowiada. Mimo tego, że media – szczególnie te polskie – nie poświęcają 15M szczególnej uwagi, to ruch pozostaje bardzo aktywny. Warto przyjrzeć się temu, jak Ruch 15 Maja wygląda dziś, i zastanowić się co może stać się z nim po kolejnej wielkiej mobilizacji.
Najbardziej “medialnym” działaniem 15M jest w tej chwili chyba Marsz Oburzonych na Brukselę. To tylko ułamek aktywności ruchu. Uczestniczy w nim kilkadziesiąt, może nieco ponad 100 osób. Tymczasem 15M to tysiące ludzi gotowych do regularnego działania. W ciągu ostatniego miesiąca zorganizowali kilka dużych demonstracji w całym państwie hiszpańskim.
17 września hiszpańscy Oburzeni brali udział w akcjach wymierzonych w światowy system finansowy, zainicjowanych przez pomysłodawców okupacji Wall Street. Ci z kolei inspirowali się między innymi “hiszpańską rewolucją” - jak widać, wzajemne inspiracje jeśli chodzi o sposoby działania prowadzą do ciekawych efektów. Kilkaset osób okupowało giełdy w Madrycie i Barcelonie. Odbywały się warsztaty i dyskusje nad możliwościami stworzenia alternatywnego dla kapitalizmu systemu.
18 i 25 września w Barcelonie miały miejsce duże manifestacje – odpowiednio przeciw cięciom wydatków na usługi publiczne i o prawo do mieszkania. Każda z nich zgromadziła kilka-kilkanaście tysięcy ludzi. Także 3 października odbył się liczny protest – tym razem organizowany błyskawicznie w reakcji na aresztowania członków ruchu. 15M ma możliwości częstego i bardzo licznego mobilizowania dużego grona ludzi. Czy za tymi widowiskowymi, ale nieszczególnie konstruktywnymi wydarzeniami stoi coś jeszcze? Owszem.
Od momentu powstania ruch 15M charakteryzuje się poziomą, maksymalnie demokratyczną strukturą. Wszelkie decyzje były podejmowane w drodze konsensusu, podczas zgromadzeń. Obecnie takie zgromadzenia są już stałym “elementem krajobrazu”. Odbywają się na uczelniach i w dzielnicach. Co jakiś czas odbywają się także zgromadzenia poświęcone konkretnym zagadnieniom czy sposobom działania: jak np. spotkania pracowników, studentów, bezrobotnych.
Zgromadzenia dzielnicowe czy uczelniane nie są tak liczne jak te, które w maju obserwował cały świat. Zbierają po kilkadziesiąt osób. Jednak odbywają się regularnie, w wyznaczonych miejscach. Pozwala to osobom potrzebującym wsparcia – na przykład przy zablokowaniu eksmisji, które są w tej chwili prawdziwą plagą – w łatwy sposób trafić do dużej grupy ludzi, którzy przekażą apel o wsparcie dalej i sami pomogą zorganizować pomoc. Poszczególne dzielnice mają swoje tablice informacyjne, gdzie wywiesza się informacje na temat planowanych wydarzeń. Dużą rolę odgrywa też oczywiście komunikacja za pomocą portali społecznościowych czy list mailingowych. Bywa, że zgromadzenia skupiają się na sobie, zamiast na problemach z którymi należy się mierzyć – problemy organizacyjne przesłaniają ważniejsze sprawy. Jednak bilans ich osiągnięć jest pozytywny – tworzą demokratyczną przestrzeń działania i wymiernie pomagają właśnie w takich wypadkach, jak wspomniane blokady eksmisji. Niedawno w jednej z uboższych dzielnic Barcelony 100 osób przez cały dzień blokowało wyrzucenie na bruk 10 osób z “nielegalnie” zajmowanego budynku – było to możliwe między innymi właśnie dzięki istnieniu dzielnicowych zgromadzeń.
Dzielnicowe “asambleas” działają też na rzecz integracji mieszkańców różnych części miasta. W Barcelonie odbył się niedawno turniej piłkarski w którym uczestniczyły zespoły poszczególnych dzielnic. Każde zgromadzenie mogło wystawić swój punkt informacyjny, przedstawiający prowadzone lokalnie działania i zachęcający do zaangażowania się w działalność ruchu 15M. Przez trwające cały dzień zawody przewinęło się mnóstwo osób, dla których mógł to być jeden z impulsów do rozpoczęcia działania na rzecz swojej dzielnicy czy choćby udziału w manifestacjach.
Oczywiście pojawiają się pytania o wymierne skutki działania Oburzonych. To jeden z najczęściej powtarzanych zarzutów wobec ruchu – że demonstracje nic nie zmieniają, a konieczne jest zaangażowanie się w działalność polityczną (w gorszym tego słowa znaczeniu – upartyjnienie ruchu i działalność w ramach istniejących mechanizmów demokracji przestawicielskiej). Oburzeni odrzucają jednak taką możliwość. Na swoich demonstracjach często krzyczą: “dziś demokracja jest na ulicy”. Odrzucają możliwość startu w wyborach, choć niektóre partie z chęcią przygarnęłyby ich przedstawicieli na listy. Nie chcą współpracować z głównymi związkami zawodowymi, którym zarzucają ugodowość i brak zaangażowania w walkę z cięciami wydatków socjalnych i innymi dotykającymi Hiszpanów problemami. Mimo tego, niektóre z postulatów 15M zdołały przebić się do głównego nurtu debaty publicznej – jak np. kwestia anulowania pozostałości długu osób, które zostały eksmitowane z mieszkań.
Pytania o skuteczność i możliwości dalszego rozwoju ruchu Oburzonych są szczególnie ważne w kontekście kolejnej mobilizacji, planowanej na 15 października. Podczas dyskusji wewnątrz ruchu pojawiają się głosy, że nawet wyjście 200 000 osób na ulice nie musi oznaczać sukcesu – o ile nie pójdą za tym jakieś konkretne działania. A o takie przecież niełatwo w czasie masowych demonstracji.
Sukcesem ruchu 15 maja nie musi być wyłącznie rewolucyjna zmiana systemu politycznego. Jeszcze nie teraz. Na razie głównym zadaniem powinno być rozwijanie tego, co zaczęło funkcjonować i z czasem będzie przynosić coraz bardziej wymierne efekty – zgromadzeń w dzielnicach, na uczelniach i w zakładach pracy. Które będą potrafiły reagować problemy swojego otoczenia, a jednocześnie tworzyć będą – już tworzą – jedną całość, gotową do spektakularnych wystąpień raz na jakiś czas. 15 października powinien być symbolicznym pokazem siły Oburzonych – i zachętą do tego, aby angażować się w działania nie tak widowiskowe – w mniejszej skali, ale regularne, codzienne.
Najbardziej “medialnym” działaniem 15M jest w tej chwili chyba Marsz Oburzonych na Brukselę. To tylko ułamek aktywności ruchu. Uczestniczy w nim kilkadziesiąt, może nieco ponad 100 osób. Tymczasem 15M to tysiące ludzi gotowych do regularnego działania. W ciągu ostatniego miesiąca zorganizowali kilka dużych demonstracji w całym państwie hiszpańskim.
17 września hiszpańscy Oburzeni brali udział w akcjach wymierzonych w światowy system finansowy, zainicjowanych przez pomysłodawców okupacji Wall Street. Ci z kolei inspirowali się między innymi “hiszpańską rewolucją” - jak widać, wzajemne inspiracje jeśli chodzi o sposoby działania prowadzą do ciekawych efektów. Kilkaset osób okupowało giełdy w Madrycie i Barcelonie. Odbywały się warsztaty i dyskusje nad możliwościami stworzenia alternatywnego dla kapitalizmu systemu.
18 i 25 września w Barcelonie miały miejsce duże manifestacje – odpowiednio przeciw cięciom wydatków na usługi publiczne i o prawo do mieszkania. Każda z nich zgromadziła kilka-kilkanaście tysięcy ludzi. Także 3 października odbył się liczny protest – tym razem organizowany błyskawicznie w reakcji na aresztowania członków ruchu. 15M ma możliwości częstego i bardzo licznego mobilizowania dużego grona ludzi. Czy za tymi widowiskowymi, ale nieszczególnie konstruktywnymi wydarzeniami stoi coś jeszcze? Owszem.
Od momentu powstania ruch 15M charakteryzuje się poziomą, maksymalnie demokratyczną strukturą. Wszelkie decyzje były podejmowane w drodze konsensusu, podczas zgromadzeń. Obecnie takie zgromadzenia są już stałym “elementem krajobrazu”. Odbywają się na uczelniach i w dzielnicach. Co jakiś czas odbywają się także zgromadzenia poświęcone konkretnym zagadnieniom czy sposobom działania: jak np. spotkania pracowników, studentów, bezrobotnych.
Zgromadzenia dzielnicowe czy uczelniane nie są tak liczne jak te, które w maju obserwował cały świat. Zbierają po kilkadziesiąt osób. Jednak odbywają się regularnie, w wyznaczonych miejscach. Pozwala to osobom potrzebującym wsparcia – na przykład przy zablokowaniu eksmisji, które są w tej chwili prawdziwą plagą – w łatwy sposób trafić do dużej grupy ludzi, którzy przekażą apel o wsparcie dalej i sami pomogą zorganizować pomoc. Poszczególne dzielnice mają swoje tablice informacyjne, gdzie wywiesza się informacje na temat planowanych wydarzeń. Dużą rolę odgrywa też oczywiście komunikacja za pomocą portali społecznościowych czy list mailingowych. Bywa, że zgromadzenia skupiają się na sobie, zamiast na problemach z którymi należy się mierzyć – problemy organizacyjne przesłaniają ważniejsze sprawy. Jednak bilans ich osiągnięć jest pozytywny – tworzą demokratyczną przestrzeń działania i wymiernie pomagają właśnie w takich wypadkach, jak wspomniane blokady eksmisji. Niedawno w jednej z uboższych dzielnic Barcelony 100 osób przez cały dzień blokowało wyrzucenie na bruk 10 osób z “nielegalnie” zajmowanego budynku – było to możliwe między innymi właśnie dzięki istnieniu dzielnicowych zgromadzeń.
Dzielnicowe “asambleas” działają też na rzecz integracji mieszkańców różnych części miasta. W Barcelonie odbył się niedawno turniej piłkarski w którym uczestniczyły zespoły poszczególnych dzielnic. Każde zgromadzenie mogło wystawić swój punkt informacyjny, przedstawiający prowadzone lokalnie działania i zachęcający do zaangażowania się w działalność ruchu 15M. Przez trwające cały dzień zawody przewinęło się mnóstwo osób, dla których mógł to być jeden z impulsów do rozpoczęcia działania na rzecz swojej dzielnicy czy choćby udziału w manifestacjach.
Oczywiście pojawiają się pytania o wymierne skutki działania Oburzonych. To jeden z najczęściej powtarzanych zarzutów wobec ruchu – że demonstracje nic nie zmieniają, a konieczne jest zaangażowanie się w działalność polityczną (w gorszym tego słowa znaczeniu – upartyjnienie ruchu i działalność w ramach istniejących mechanizmów demokracji przestawicielskiej). Oburzeni odrzucają jednak taką możliwość. Na swoich demonstracjach często krzyczą: “dziś demokracja jest na ulicy”. Odrzucają możliwość startu w wyborach, choć niektóre partie z chęcią przygarnęłyby ich przedstawicieli na listy. Nie chcą współpracować z głównymi związkami zawodowymi, którym zarzucają ugodowość i brak zaangażowania w walkę z cięciami wydatków socjalnych i innymi dotykającymi Hiszpanów problemami. Mimo tego, niektóre z postulatów 15M zdołały przebić się do głównego nurtu debaty publicznej – jak np. kwestia anulowania pozostałości długu osób, które zostały eksmitowane z mieszkań.
Pytania o skuteczność i możliwości dalszego rozwoju ruchu Oburzonych są szczególnie ważne w kontekście kolejnej mobilizacji, planowanej na 15 października. Podczas dyskusji wewnątrz ruchu pojawiają się głosy, że nawet wyjście 200 000 osób na ulice nie musi oznaczać sukcesu – o ile nie pójdą za tym jakieś konkretne działania. A o takie przecież niełatwo w czasie masowych demonstracji.
Sukcesem ruchu 15 maja nie musi być wyłącznie rewolucyjna zmiana systemu politycznego. Jeszcze nie teraz. Na razie głównym zadaniem powinno być rozwijanie tego, co zaczęło funkcjonować i z czasem będzie przynosić coraz bardziej wymierne efekty – zgromadzeń w dzielnicach, na uczelniach i w zakładach pracy. Które będą potrafiły reagować problemy swojego otoczenia, a jednocześnie tworzyć będą – już tworzą – jedną całość, gotową do spektakularnych wystąpień raz na jakiś czas. 15 października powinien być symbolicznym pokazem siły Oburzonych – i zachętą do tego, aby angażować się w działania nie tak widowiskowe – w mniejszej skali, ale regularne, codzienne.