2012-08-27 22:32:50
W dyskusji na temat Juliana Assange'a przeciwnicy i zwolennicy działań twórcy Wikileaks przyjmują dość oczywiste stanowiska: pierwsi podkreślają, że założyciel Wikileaks nie jest ścigany za ujawnianie rządowych tajemnic, lecz podejrzany o przestępstwa seksualne, a Ekwador, który udzielił mu azylu, nie jest wzorem do naśladowania jeśli chodzi o wolność prasy; drudzy oburzają się na samą myśl o jakichkolwiek represjach wobec Assange'a i boją się spisku mającego doprowadzić do skazania go w Stanach Zjednoczonych.
Mario Vargas Llosa - znany ze swych liberalnych poglądów, ale daleki od bezwarunkowego poparcia jakiejkolwiek opcji - nazywa zwolenników Wikileaks "tymi którzy nie mogą się pogodzić z tym, że liberalna demokracja, której Stany Zjednoczone są głównym obrońcą, wygrała zimną wojnę i to nie komunizm radziecki czy maoistowski był zwycięzcą". W swoim tekście "Julian Assange na balkonie" opublikowanym na stronie hiszpańskiego dziennika "El País" przedstawia kilka uzasadnionych zarzutów wobec Assange'a - ale uwagi na takim poziomie zniechęcają do dalszego czytania. Jeszcze bardziej żenująco, co akurat nie dziwi, wypada dziennikarz "Gazety Wyborczej" zestawiający Assange'a z Wojciechem Cejrowskim, który swego czasu "groził" wyjazdem na stałe do Ekwadoru gdyż w Polsce czuł się prześladowany przez "lewaków".
Jeśli przeciwnicy Assange'a używają argumentów tego typu, naturalnym odruchem jest stanąć po drugiej stronie i bronić prawa założyciela Wikileaks do uzyskania azylu w Ekwadorze. Pytanie: czy dla popierającego całkowitą wolność mediów Assange'a współpraca z prezydentem Ekwadoru nie oznacza porzucenia ideałów nie jest jednak wcale nieuzasadnione.
Co zarzuca się Rafaelowi Correi? Zamykanie opozycyjnych wobec władz gazet, stacji radiowych i telewizyjnych. Usprawiedliwieniem są zawsze kwestie techniczne bądź zaległości w opłatach za udzielenie koncesji. Dziennikarze i organizacje pozarządowe uważają jednak, że to tylko preteksty. Reporterzy bez Granic przytaczają przykład stacji radiowej El Dorado, którą zamknięto za opóźnienia w płatnościach sięgające... 57 euro.
Zamknięto również jedną z regionalnych, państwowych stacji telewizyjnych. Jak podaje "El País", jej szef, Marcelino Chumpi, twierdzi, że odebranie prawa do nadawania wiąże się ze sprzeciwem dziennikarzy stacji wobec rządowych planów budowy kopalni w regionie. Częste w regionie wytłumaczenie, że media podporządkowane są amerykańskim interesom i dlatego ich działalność jest utrudniana, nie ma tu zastosowania. Represje wymierzone są w rdzennych mieszkańców Ekwadoru - ci sami, którzy kilka lat temu przyczynili się do objęcia władzy przez Rafaela Correę.
W tych sprawach ekwadorskie władze przenoszą odpowiedzialność na instytucje nadające koncesje na nadawanie, gdyż są one teoretycznie niezależne i nikt nie ma wpływu na ich decyzje. Najgłośniejszy przypadek związany z wolnością mediów w Ekwadorze to jednak proces wytoczony gazecie "El Universo" przez samego prezydenta. W jednym z artykułów został oskarżony o wydanie rozkazu ostrzelania szpitala podczas próby zamachu stanu w 2010. Sąd uznał to za pomówienie i skazał troje dziennikarzy gazety na 3 lata więzienia i 29 mln euro grzywny. Ten wyrok wywołał oburzenie ze strony organizacji dziennikarzy i innych środowisk. Presja wywarta na Correi spowodowała, że poprosił o niewykonywanie kary. Sam wyrok i ogromna kara nałożona na ekwadorski dziennik zostały jednak uznane za zastraszanie opozycyjnych wobec władz mediów.
Ciekawe, że podobnie jak obecnie Julian Assange w ambasadzie Ekwadoru, tak Carlos Perez - dyrektor "El Universo" - w czasie swojego procesu schronił się w ambasadzie Panamy, w którym to kraju uzyskał azyl. Panamy, która - jak większość krajów regionu- również ma swoje problemy z wolnością prasy.
Wydaje się, że w całym tym sporze najważniejsze są krótkotrwałe polityczne sojusze i prywatne sprawy. Wikileaks ujawniło mnóstwo materiałów dotyczących amerykańskiej polityki zagranicznej - i dobrze. Ale czy słuszne jest podejście "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem"? Czy idea Wikileaks nie powinna zakładać nieufnego podejścia do każdej władzy? I wreszcie - czy możemy zapominać o zarzutach jakie stawia się Assange'owi w Szwecji? Szwecji, w której standardy demokratyczne są dużo wyższe niż w Ekwadorze i Stanach Zjednoczonych? Strach przed trafieniem przed amerykański wymiar "sprawiedliwości" jest uzasadniony, co pokazuje sytuacja Bradleya Manninga. Jednak czy po odrzuceniu przez Szwecję możliwości wydania Assange'a Amerykanom nie lepiej byłoby odpowiedzieć na zarzuty niż ukrywać się w ekwadorskiej ambasadzie?
Warto zapytać: czy całe to zamieszanie nie służy bardziej prywatnym interesom Assange'a niż idei, której stał się symbolem? Można się obawiać, że idea transparentności i wolności informacji zaginęła gdzieś tam, gdzie Assange stał się ważniejszy od samego Wikileaks.
Mario Vargas Llosa - znany ze swych liberalnych poglądów, ale daleki od bezwarunkowego poparcia jakiejkolwiek opcji - nazywa zwolenników Wikileaks "tymi którzy nie mogą się pogodzić z tym, że liberalna demokracja, której Stany Zjednoczone są głównym obrońcą, wygrała zimną wojnę i to nie komunizm radziecki czy maoistowski był zwycięzcą". W swoim tekście "Julian Assange na balkonie" opublikowanym na stronie hiszpańskiego dziennika "El País" przedstawia kilka uzasadnionych zarzutów wobec Assange'a - ale uwagi na takim poziomie zniechęcają do dalszego czytania. Jeszcze bardziej żenująco, co akurat nie dziwi, wypada dziennikarz "Gazety Wyborczej" zestawiający Assange'a z Wojciechem Cejrowskim, który swego czasu "groził" wyjazdem na stałe do Ekwadoru gdyż w Polsce czuł się prześladowany przez "lewaków".
Jeśli przeciwnicy Assange'a używają argumentów tego typu, naturalnym odruchem jest stanąć po drugiej stronie i bronić prawa założyciela Wikileaks do uzyskania azylu w Ekwadorze. Pytanie: czy dla popierającego całkowitą wolność mediów Assange'a współpraca z prezydentem Ekwadoru nie oznacza porzucenia ideałów nie jest jednak wcale nieuzasadnione.
Co zarzuca się Rafaelowi Correi? Zamykanie opozycyjnych wobec władz gazet, stacji radiowych i telewizyjnych. Usprawiedliwieniem są zawsze kwestie techniczne bądź zaległości w opłatach za udzielenie koncesji. Dziennikarze i organizacje pozarządowe uważają jednak, że to tylko preteksty. Reporterzy bez Granic przytaczają przykład stacji radiowej El Dorado, którą zamknięto za opóźnienia w płatnościach sięgające... 57 euro.
Zamknięto również jedną z regionalnych, państwowych stacji telewizyjnych. Jak podaje "El País", jej szef, Marcelino Chumpi, twierdzi, że odebranie prawa do nadawania wiąże się ze sprzeciwem dziennikarzy stacji wobec rządowych planów budowy kopalni w regionie. Częste w regionie wytłumaczenie, że media podporządkowane są amerykańskim interesom i dlatego ich działalność jest utrudniana, nie ma tu zastosowania. Represje wymierzone są w rdzennych mieszkańców Ekwadoru - ci sami, którzy kilka lat temu przyczynili się do objęcia władzy przez Rafaela Correę.
W tych sprawach ekwadorskie władze przenoszą odpowiedzialność na instytucje nadające koncesje na nadawanie, gdyż są one teoretycznie niezależne i nikt nie ma wpływu na ich decyzje. Najgłośniejszy przypadek związany z wolnością mediów w Ekwadorze to jednak proces wytoczony gazecie "El Universo" przez samego prezydenta. W jednym z artykułów został oskarżony o wydanie rozkazu ostrzelania szpitala podczas próby zamachu stanu w 2010. Sąd uznał to za pomówienie i skazał troje dziennikarzy gazety na 3 lata więzienia i 29 mln euro grzywny. Ten wyrok wywołał oburzenie ze strony organizacji dziennikarzy i innych środowisk. Presja wywarta na Correi spowodowała, że poprosił o niewykonywanie kary. Sam wyrok i ogromna kara nałożona na ekwadorski dziennik zostały jednak uznane za zastraszanie opozycyjnych wobec władz mediów.
Ciekawe, że podobnie jak obecnie Julian Assange w ambasadzie Ekwadoru, tak Carlos Perez - dyrektor "El Universo" - w czasie swojego procesu schronił się w ambasadzie Panamy, w którym to kraju uzyskał azyl. Panamy, która - jak większość krajów regionu- również ma swoje problemy z wolnością prasy.
Wydaje się, że w całym tym sporze najważniejsze są krótkotrwałe polityczne sojusze i prywatne sprawy. Wikileaks ujawniło mnóstwo materiałów dotyczących amerykańskiej polityki zagranicznej - i dobrze. Ale czy słuszne jest podejście "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem"? Czy idea Wikileaks nie powinna zakładać nieufnego podejścia do każdej władzy? I wreszcie - czy możemy zapominać o zarzutach jakie stawia się Assange'owi w Szwecji? Szwecji, w której standardy demokratyczne są dużo wyższe niż w Ekwadorze i Stanach Zjednoczonych? Strach przed trafieniem przed amerykański wymiar "sprawiedliwości" jest uzasadniony, co pokazuje sytuacja Bradleya Manninga. Jednak czy po odrzuceniu przez Szwecję możliwości wydania Assange'a Amerykanom nie lepiej byłoby odpowiedzieć na zarzuty niż ukrywać się w ekwadorskiej ambasadzie?
Warto zapytać: czy całe to zamieszanie nie służy bardziej prywatnym interesom Assange'a niż idei, której stał się symbolem? Można się obawiać, że idea transparentności i wolności informacji zaginęła gdzieś tam, gdzie Assange stał się ważniejszy od samego Wikileaks.