2012-09-11 00:01:33
W sklepach nie można dostać katalońskich flag, za to jedna - ale ogromna - zawisła w Parku Guell, w miejscu, gdzie każdy turysta odwiedzający Barcelonę robi sobie pamiątkowe zdjęcie. Zapowiedziano przyjazd tysiąca autokarów i czterech pociągów. Deklaracje udziału w demonstracji składają przedstawiciele kolejnych partii politycznych. Tak wygląda sytuacja w Katalonii na dzień przed 11 września - świętem narodowym, w tym roku odbywającym się przy bardzo napiętej sytuacji politycznej.
W ubiegłych latach manifestacje z okazji Diady były organizowane głównie przez organizacje niepodległościowe, przeważnie lewicowe. Były liczne, ale nie przekraczały liczby kilkunastu tysięcy uczestników. W tym roku marsz, pod hasłem "Katalonia - nowe państwo Europy" organizuje Assemblea Nacional Catalana (Katalońskie Zgromadzenie Narodowe) - organizacja założona w 2011 roku, mająca zrzeszać przedstawicieli różnych środowisk dążących do niepodległości Katalonii. Zapowiadana demonstracja ma być nie tylko największa w historii obchodów 11 września, ale również najważniejsza, jak twierdzi przewodnicząca ANC, Carme Forcadell.
Polityczne tło dla debaty na temat niepodległości stanowi oczywiście kryzys gospodarczy. Katalońskie władze wprowadzają drastyczne cięcia w wydatkach na cele społeczne oraz apelują do rządu centralnego o pomoc finansową. Większość partii jest zgodna, że walka z deficytem budżetowym byłaby dużo łatwiejsza, gdyby nie to, że Katalonia przekazuje znaczne sumy do budżetu centralnego, a otrzymuje z niego mniej, niż pozostałe regiony. Według rządzących polityków prawicowej partii CiU receptą na kryzys jest pakt fiskalny - zakładający między innymi utworzenie niezależnego urzędu podatkowego i ograniczający sumy przekazywane do budżetu centralnego. Propozycja paktu została przyjęta przez kataloński parlament głosami CiU, Esquerry oraz ICV-EUiA (Zieloni i Zjednoczona Lewica) - wymaga jednak akceptacji Kortezów, co przy rządach Partii Ludowej sprzeciwiającej się niezależności regionów, jest właściwie niemożliwe.
Radykalna lewica niepodległościowa odrzuca wszelkie propozycje układów z rządem hiszpańskim jako oddalające od głównego celu - niepodległości. Jej przedstawiciele zamierzają uczestniczyć w masowej demonstracji, ale godzinę wcześniej zamanifestują - jak co roku - pod hasłem "niepodległość i socjalizm".
Dość ciekawie wyglądają zabiegi partii prawicowych - katalońskiej CiU i hiszpańskiej Partii Ludowej. Przedstawiciele CiU, rządzącej obecnie wspólnotą Katalonii, deklarują udział w demonstracji na rzecz niepodległości podkreślając, że nie popierają odłączenia Katalonii od Hiszpanii, a jedynie chcą stanąć w obronie paktu fiskalnego. Biorąc pod uwagę, że wśród uczestników większość stanowić będzie lewica, a CiU odpowiada za drastyczne cięcia wydatków na edukację czy zdrowie - atmosfera może być napięta. Organizatorzy demonstracji apelują o jedność, ale jednocześnie pytają lidera CiU, Josepa Antoniego Durana Lleidę, czy jego obecność rzeczywiście jest wskazana skoro nie popiera głównego postulatu marszu.
Politycy Partii Ludowej (na szczęście) nie zamierzają brać udziału w niepodległościowej demonstracji, ale planują uczestniczyć w oficjalnych obchodach święta. Uroczystości, organizowane przez władze regionu mają skupiać się na obronie różnorodności językowej - to temat niewygodny dla Partii Ludowej, która proponuje między innymi wycofanie katalońskiego jako głównego języka w szkołach.
Katalońscy politycy prezentują obecnie pełen wachlarz poglądów na temat relacji z Hiszpanią - od pełnej niepodległości, przez poszerzanie autonomii, do wykluczenia jakichkolwiek ustępstw w dziedzinie jedności państwa hiszpańskiego. Polityka gospodarcza rządu w Madrycie - doprowadziła do zbliżenia dwóch pierwszych grup. Brak ustępstw ze strony rządu Rajoya może doprowadzić albo do dalszego przesuwania się katalońskiej prawicy w stronę poparcia dla niepodległości, albo do przeniesienia głosów wyborców na te partie, które domagają się uniezależnienia Katalonii od Hiszpanii.
Uczestnicy i uczestniczki wtorkowego marszu szykują zielone kartki które mają symbolizować odpowiedź na pięć pytań zadanych przez organizatorów: Czy chcemy wykorzystać prawo do samostanowienia? Czy chcemy niepodległości naszego kraju? Czy chcemy katalońskiej flagi w ONZ? Czy chcemy żeby nasi polityczni reprezentanci zobowiązali się do rozpoczęcia procesu odłączenia od Hiszpanii? Czy zobowiązujemy się do pracy na rzecz zbudowania państwa wolnego, niepodległego i rozwijającego się?
Ci, którzy jutro wyjdą na ulice, na pewno odpowiedzą: pięć razy tak! W całym katalońskim społeczeństwie głosy są raczej podzielone: sondaże wskazują, że w ewentualnym referendum głosy za i przeciw niepodległości rozłożyłyby się niemal po równo. Nie zmienia to jednak faktu, że kwestia niepodległości z politycznego marginesu przeszła do centrum debaty publicznej. Tego już nie da się cofnąć - a możliwe, że jutro wykonany zostanie kolejny krok naprzód.
W ubiegłych latach manifestacje z okazji Diady były organizowane głównie przez organizacje niepodległościowe, przeważnie lewicowe. Były liczne, ale nie przekraczały liczby kilkunastu tysięcy uczestników. W tym roku marsz, pod hasłem "Katalonia - nowe państwo Europy" organizuje Assemblea Nacional Catalana (Katalońskie Zgromadzenie Narodowe) - organizacja założona w 2011 roku, mająca zrzeszać przedstawicieli różnych środowisk dążących do niepodległości Katalonii. Zapowiadana demonstracja ma być nie tylko największa w historii obchodów 11 września, ale również najważniejsza, jak twierdzi przewodnicząca ANC, Carme Forcadell.
Polityczne tło dla debaty na temat niepodległości stanowi oczywiście kryzys gospodarczy. Katalońskie władze wprowadzają drastyczne cięcia w wydatkach na cele społeczne oraz apelują do rządu centralnego o pomoc finansową. Większość partii jest zgodna, że walka z deficytem budżetowym byłaby dużo łatwiejsza, gdyby nie to, że Katalonia przekazuje znaczne sumy do budżetu centralnego, a otrzymuje z niego mniej, niż pozostałe regiony. Według rządzących polityków prawicowej partii CiU receptą na kryzys jest pakt fiskalny - zakładający między innymi utworzenie niezależnego urzędu podatkowego i ograniczający sumy przekazywane do budżetu centralnego. Propozycja paktu została przyjęta przez kataloński parlament głosami CiU, Esquerry oraz ICV-EUiA (Zieloni i Zjednoczona Lewica) - wymaga jednak akceptacji Kortezów, co przy rządach Partii Ludowej sprzeciwiającej się niezależności regionów, jest właściwie niemożliwe.
Radykalna lewica niepodległościowa odrzuca wszelkie propozycje układów z rządem hiszpańskim jako oddalające od głównego celu - niepodległości. Jej przedstawiciele zamierzają uczestniczyć w masowej demonstracji, ale godzinę wcześniej zamanifestują - jak co roku - pod hasłem "niepodległość i socjalizm".
Dość ciekawie wyglądają zabiegi partii prawicowych - katalońskiej CiU i hiszpańskiej Partii Ludowej. Przedstawiciele CiU, rządzącej obecnie wspólnotą Katalonii, deklarują udział w demonstracji na rzecz niepodległości podkreślając, że nie popierają odłączenia Katalonii od Hiszpanii, a jedynie chcą stanąć w obronie paktu fiskalnego. Biorąc pod uwagę, że wśród uczestników większość stanowić będzie lewica, a CiU odpowiada za drastyczne cięcia wydatków na edukację czy zdrowie - atmosfera może być napięta. Organizatorzy demonstracji apelują o jedność, ale jednocześnie pytają lidera CiU, Josepa Antoniego Durana Lleidę, czy jego obecność rzeczywiście jest wskazana skoro nie popiera głównego postulatu marszu.
Politycy Partii Ludowej (na szczęście) nie zamierzają brać udziału w niepodległościowej demonstracji, ale planują uczestniczyć w oficjalnych obchodach święta. Uroczystości, organizowane przez władze regionu mają skupiać się na obronie różnorodności językowej - to temat niewygodny dla Partii Ludowej, która proponuje między innymi wycofanie katalońskiego jako głównego języka w szkołach.
Katalońscy politycy prezentują obecnie pełen wachlarz poglądów na temat relacji z Hiszpanią - od pełnej niepodległości, przez poszerzanie autonomii, do wykluczenia jakichkolwiek ustępstw w dziedzinie jedności państwa hiszpańskiego. Polityka gospodarcza rządu w Madrycie - doprowadziła do zbliżenia dwóch pierwszych grup. Brak ustępstw ze strony rządu Rajoya może doprowadzić albo do dalszego przesuwania się katalońskiej prawicy w stronę poparcia dla niepodległości, albo do przeniesienia głosów wyborców na te partie, które domagają się uniezależnienia Katalonii od Hiszpanii.
Uczestnicy i uczestniczki wtorkowego marszu szykują zielone kartki które mają symbolizować odpowiedź na pięć pytań zadanych przez organizatorów: Czy chcemy wykorzystać prawo do samostanowienia? Czy chcemy niepodległości naszego kraju? Czy chcemy katalońskiej flagi w ONZ? Czy chcemy żeby nasi polityczni reprezentanci zobowiązali się do rozpoczęcia procesu odłączenia od Hiszpanii? Czy zobowiązujemy się do pracy na rzecz zbudowania państwa wolnego, niepodległego i rozwijającego się?
Ci, którzy jutro wyjdą na ulice, na pewno odpowiedzą: pięć razy tak! W całym katalońskim społeczeństwie głosy są raczej podzielone: sondaże wskazują, że w ewentualnym referendum głosy za i przeciw niepodległości rozłożyłyby się niemal po równo. Nie zmienia to jednak faktu, że kwestia niepodległości z politycznego marginesu przeszła do centrum debaty publicznej. Tego już nie da się cofnąć - a możliwe, że jutro wykonany zostanie kolejny krok naprzód.