2012-09-21 23:47:51
Demonstracja zwolenników niepodległości Katalonii, która miała miejsce 10 dni temu, była, zgodnie z przewidywaniami, dużym sukcesem - zgromadziła między 600 tys. a 1,5 miliona osób. Ze strony polityków padały różne deklaracje, ale tak naprawdę wszyscy czekali na rezultaty spotkania szefa rządu wspólnoty autonomicznej Katalonii, Artura Masa, z premierem Hiszpanii Mariano Rajoyem.
Wczoraj politycy rozmawiali na temat paktu fiskalnego dla Katalonii, która miałaby, podobnie jak Kraj Basków, cieszyć się większą niezależnością w dziedzinie finansów, m.in. utworzyć własny urząd skarbowy zamiast odprowadzać podatki do budżetu centralnego. Rozmowa chyba nie była zbyt ciekawa, skoro jedynym komunikatem wydanym przez kancelarię premiera było: "to niezgodne z konstytucją".
Nieważne, że logicznym wnioskiem z takiego postawienia sprawy jest to, że Kraj Basków od dawna funkcjonuje poza ramami hiszpańskiej konstytucji. Ważniejsze, że choć niechęć do jakiegokolwiek poszerzenia katalońskiej autonomii ze strony Partii Ludowej nie jest niespodzianką, to wydaje się być bardzo krótkowzroczna. Presja ze strony katalońskiego społeczeństwa, co widzieliśmy 11 września, jest duża. Rządząca w Katalonii CiU, choć jeszcze kilka dni temu nie popierała niepodległości regionu, przy sprzeciwie Madrytu wobec paktu fiskalnego zapowiada poszukiwanie innych rozwiązań - podobno partia pytała Komisję Europejską o możliwość pozostania przy walucie euro w razie odłączenia się od Hiszpanii. Rozważa się przyspieszone wybory, w których kwestia relacji z Hiszpanią byłaby zapewne kluczowa. Odrzucenie paktu fiskalnego to prosta droga do radykalizacji żądań społeczeństwa Katalonii, które widząc, że ustępstwa ze strony rządu w obecnej sytuacji są niemożliwe, będzie tym mocniej żądać niepodległości. Apele króla Juana Carlosa o jedność w sytuacji kryzysu raczej nie spotkają się ze zrozumieniem.
Emocje związane z katalońsko-hiszpańskim konfliktem zachęciły do zabrania głosu także mało sympatyczne postaci. Minister spraw zagranicznych Jose Manuel Garcia Margallo grozi, że korzystając z prawa weta Hiszpania nigdy nie dopuści niepodległej Katalonii do Unii Europejskiej. Odezwały się również upiory z przeszłości w postaci najwyraźniej tęskniących za czasami gdy odgrywali znaczniejszą rolę wojskowych. "Telegraph" cytuje pułkownika Francisco Alamana, który porównuje obecny kryzys do sytuacji z 1936, kiedy to wybuchła wojna domowa. "Niepodległość dla Katalonii? Po moim trupie. Hiszpania to nie Jugosławia czy Belgia. Nawet gdy lew śpi, nie drażnij lwa, bo pokaże srogość udowodnioną w minionych wiekach" - mówi. Jeden z emerytowanych generałów twierdzi, że słowa te dobrze oddają panujące w armii nastroje.
Nie przejmując się zapowiedziami wojskowych, Katalońskie Zgromadzenie Narodowe - organizator manifestacji z 11 września - chce dalej realizować swój plan działania prowadzący do niepodległości. Plan przedstawiony w marcu tego roku zakładał przeprowadzanie konsultacji w sprawie niepodległości w tak wielu miejscowościach, jak to możliwe. Przyspieszenie związane z ostatnimi wydarzeniami przyniosło inną propozycję - referendum, które miałoby odbyć się 11 września 2014 - dokładnie 300 lat po utraceniu przez Katalonię resztek niezależnej państwowości. Gdyby rząd hiszpański nie zgodził się na takie rozwiązanie, jedynym wyjściem jakie widzi Zgromadzenie jest jednostronne ogłoszenie niepodległości.
Tak poszerzenie autonomii jak i pełna niepodległość to rozwiązania, których wprowadzenie wymaga czasu. Problemy finansowe Katalonii, najbardziej zadłużonej z hiszpańskich wspólnot autonomicznych, to kwestia do rozwiązania teraz - inaczej władze będą posuwać się do kolejnych cięć wydatków na cele społeczne. Wydaje się, że sytuacja - już napięta - nie będzie się uspokajać. Możemy spodziewać się dalszych protestów oraz przyspieszonych wyborów - nie wiadomo tylko, czy przyniesie to jakąś rzeczywistą zmianę.
Więcej informacji na temat odrzucenia paktu fiskalnego przez Rajoya:
http://www.guardian.co.uk/world/2012/sep/20/spanish-pm-rejects-catalan-tax-powers
http://www.telegraph.co.uk/finance/financialcrisis/9556803/Spain-risks-break-up-as-Mariano-Rajoy-stirs-Catalan-fury.html
Wczoraj politycy rozmawiali na temat paktu fiskalnego dla Katalonii, która miałaby, podobnie jak Kraj Basków, cieszyć się większą niezależnością w dziedzinie finansów, m.in. utworzyć własny urząd skarbowy zamiast odprowadzać podatki do budżetu centralnego. Rozmowa chyba nie była zbyt ciekawa, skoro jedynym komunikatem wydanym przez kancelarię premiera było: "to niezgodne z konstytucją".
Nieważne, że logicznym wnioskiem z takiego postawienia sprawy jest to, że Kraj Basków od dawna funkcjonuje poza ramami hiszpańskiej konstytucji. Ważniejsze, że choć niechęć do jakiegokolwiek poszerzenia katalońskiej autonomii ze strony Partii Ludowej nie jest niespodzianką, to wydaje się być bardzo krótkowzroczna. Presja ze strony katalońskiego społeczeństwa, co widzieliśmy 11 września, jest duża. Rządząca w Katalonii CiU, choć jeszcze kilka dni temu nie popierała niepodległości regionu, przy sprzeciwie Madrytu wobec paktu fiskalnego zapowiada poszukiwanie innych rozwiązań - podobno partia pytała Komisję Europejską o możliwość pozostania przy walucie euro w razie odłączenia się od Hiszpanii. Rozważa się przyspieszone wybory, w których kwestia relacji z Hiszpanią byłaby zapewne kluczowa. Odrzucenie paktu fiskalnego to prosta droga do radykalizacji żądań społeczeństwa Katalonii, które widząc, że ustępstwa ze strony rządu w obecnej sytuacji są niemożliwe, będzie tym mocniej żądać niepodległości. Apele króla Juana Carlosa o jedność w sytuacji kryzysu raczej nie spotkają się ze zrozumieniem.
Emocje związane z katalońsko-hiszpańskim konfliktem zachęciły do zabrania głosu także mało sympatyczne postaci. Minister spraw zagranicznych Jose Manuel Garcia Margallo grozi, że korzystając z prawa weta Hiszpania nigdy nie dopuści niepodległej Katalonii do Unii Europejskiej. Odezwały się również upiory z przeszłości w postaci najwyraźniej tęskniących za czasami gdy odgrywali znaczniejszą rolę wojskowych. "Telegraph" cytuje pułkownika Francisco Alamana, który porównuje obecny kryzys do sytuacji z 1936, kiedy to wybuchła wojna domowa. "Niepodległość dla Katalonii? Po moim trupie. Hiszpania to nie Jugosławia czy Belgia. Nawet gdy lew śpi, nie drażnij lwa, bo pokaże srogość udowodnioną w minionych wiekach" - mówi. Jeden z emerytowanych generałów twierdzi, że słowa te dobrze oddają panujące w armii nastroje.
Nie przejmując się zapowiedziami wojskowych, Katalońskie Zgromadzenie Narodowe - organizator manifestacji z 11 września - chce dalej realizować swój plan działania prowadzący do niepodległości. Plan przedstawiony w marcu tego roku zakładał przeprowadzanie konsultacji w sprawie niepodległości w tak wielu miejscowościach, jak to możliwe. Przyspieszenie związane z ostatnimi wydarzeniami przyniosło inną propozycję - referendum, które miałoby odbyć się 11 września 2014 - dokładnie 300 lat po utraceniu przez Katalonię resztek niezależnej państwowości. Gdyby rząd hiszpański nie zgodził się na takie rozwiązanie, jedynym wyjściem jakie widzi Zgromadzenie jest jednostronne ogłoszenie niepodległości.
Tak poszerzenie autonomii jak i pełna niepodległość to rozwiązania, których wprowadzenie wymaga czasu. Problemy finansowe Katalonii, najbardziej zadłużonej z hiszpańskich wspólnot autonomicznych, to kwestia do rozwiązania teraz - inaczej władze będą posuwać się do kolejnych cięć wydatków na cele społeczne. Wydaje się, że sytuacja - już napięta - nie będzie się uspokajać. Możemy spodziewać się dalszych protestów oraz przyspieszonych wyborów - nie wiadomo tylko, czy przyniesie to jakąś rzeczywistą zmianę.
Więcej informacji na temat odrzucenia paktu fiskalnego przez Rajoya:
http://www.guardian.co.uk/world/2012/sep/20/spanish-pm-rejects-catalan-tax-powers
http://www.telegraph.co.uk/finance/financialcrisis/9556803/Spain-risks-break-up-as-Mariano-Rajoy-stirs-Catalan-fury.html