2013-07-01 11:47:29
„Polityczny bandytyzm, „eskalowanie nienawiści”, „gangi” - kiedy znajdujemy taką wiązankę w artykule w polskich mediach, na 98% będzie mowa o związkach zawodowych. Tym razem pretekstem do rytualnej krytyki roszczeniowych, upolitycznionych związkowców była wizyta Piotra Dudy na kongresie PiS.
Szef „Solidarności” pojawił się na kongresie, skrytykował rząd Tuska (Premier kłamie, że w Polsce jest dialog, nie ma, związki wyszły z posiedzenia Komisji Trójstronnej. Im szybciej ten rząd skończy na śmietniku historii tym lepiej dla pracowników!) i zapowiedział wspieranie PiS o ile ten będzie prowadził politykę zgodną z oczekiwaniami związku. Właściwie to samo powtórzył na kongresie Solidarnej Polski, a i na eseldowskim Kongresie „Lewicy” pewnie nie wypowiadałby się inaczej, gdyby tylko SLD postawiło na obecność związkowców, a nie Jaruzelskiego.
Nic nie powstrzymało jednak Tomasza Mincera, analityka (duże słowo jak na określenie mało wyrafinowanego propagandzisty) Instytutu Obywatelskiego, przed sugerowaniem, że jedynym powodem zerwania obrad w Komisji Trójstronnej była chęć zawiązania sojuszu „Solidarności” z PiS. „Najzwyczajniej w świecie Piotr Duda szukał dogodnego pretekstu, by zawiązać sojusz z PiS-em w blasku fleszy i rzucić pod adresem rządu kilka ostrych słów.”, pisze „analityk”, nie zauważając że decyzja o zawieszeniu udziału związków w posiedzeniach Komisji była podjęta wspólnie przez trzy największe centrale związkowe i solidnie uargumentowana.
Jeszcze głębszą analizę przedstawił senator Jan Filip Libicki, jeden z najbardziej neoliberalnie zdegenerowanych polskich polityków, autor słów przytoczonych na początku tekstu. Wykazał się oryginalną opinią, że „związki zawodowe w Polsce są upolitycznione, blokują restrukturyzację, eskalują nienawiść.” Zapomniał wspomnieć, że pod pojęciem restrukturyzacji kryje się cofanie do stanu z XIX wieku jeśli chodzi o prawa pracownicze – a eskalowanie nienawiści wobec takich „restrukturyzatorów” jest bardziej niż uzasadnione.
Sojusz „Solidarności” z nie-tak-neoliberalną-jak-PO-prawicą nie jest spełnieniem marzeń lewicowca. Trzeba jednak pamiętać, że zadaniem związków zawodowych nie jest dbanie o ideową czystość, ale działanie na rzecz obrony praw pracowniczych, a to w chwili obecnej jest możliwe tylko za pośrednictwem największych partii. I tak jak OPZZ współpracuje z SLD mimo jego wielokrotnych kompromitacji, tak „Solidarność” ma prawo wywierać wpływ na PiS – im większy, tym lepiej dla pracowników i pracownic. Warto dyskutować o słuszności działań związków, choćby o mocnym sprzeciwie „Solidarności” (a także PO, PiS i SP) wobec paktu klimatycznego, co robią Zieloni. Ale w obliczu ataków przybudówek partii rządzącej i sprzyjających jej mediów na „Solidarność” można stanąć tylko po jednej stronie - po stronie "politycznych bandytów".
Szef „Solidarności” pojawił się na kongresie, skrytykował rząd Tuska (Premier kłamie, że w Polsce jest dialog, nie ma, związki wyszły z posiedzenia Komisji Trójstronnej. Im szybciej ten rząd skończy na śmietniku historii tym lepiej dla pracowników!) i zapowiedział wspieranie PiS o ile ten będzie prowadził politykę zgodną z oczekiwaniami związku. Właściwie to samo powtórzył na kongresie Solidarnej Polski, a i na eseldowskim Kongresie „Lewicy” pewnie nie wypowiadałby się inaczej, gdyby tylko SLD postawiło na obecność związkowców, a nie Jaruzelskiego.
Nic nie powstrzymało jednak Tomasza Mincera, analityka (duże słowo jak na określenie mało wyrafinowanego propagandzisty) Instytutu Obywatelskiego, przed sugerowaniem, że jedynym powodem zerwania obrad w Komisji Trójstronnej była chęć zawiązania sojuszu „Solidarności” z PiS. „Najzwyczajniej w świecie Piotr Duda szukał dogodnego pretekstu, by zawiązać sojusz z PiS-em w blasku fleszy i rzucić pod adresem rządu kilka ostrych słów.”, pisze „analityk”, nie zauważając że decyzja o zawieszeniu udziału związków w posiedzeniach Komisji była podjęta wspólnie przez trzy największe centrale związkowe i solidnie uargumentowana.
Jeszcze głębszą analizę przedstawił senator Jan Filip Libicki, jeden z najbardziej neoliberalnie zdegenerowanych polskich polityków, autor słów przytoczonych na początku tekstu. Wykazał się oryginalną opinią, że „związki zawodowe w Polsce są upolitycznione, blokują restrukturyzację, eskalują nienawiść.” Zapomniał wspomnieć, że pod pojęciem restrukturyzacji kryje się cofanie do stanu z XIX wieku jeśli chodzi o prawa pracownicze – a eskalowanie nienawiści wobec takich „restrukturyzatorów” jest bardziej niż uzasadnione.
Sojusz „Solidarności” z nie-tak-neoliberalną-jak-PO-prawicą nie jest spełnieniem marzeń lewicowca. Trzeba jednak pamiętać, że zadaniem związków zawodowych nie jest dbanie o ideową czystość, ale działanie na rzecz obrony praw pracowniczych, a to w chwili obecnej jest możliwe tylko za pośrednictwem największych partii. I tak jak OPZZ współpracuje z SLD mimo jego wielokrotnych kompromitacji, tak „Solidarność” ma prawo wywierać wpływ na PiS – im większy, tym lepiej dla pracowników i pracownic. Warto dyskutować o słuszności działań związków, choćby o mocnym sprzeciwie „Solidarności” (a także PO, PiS i SP) wobec paktu klimatycznego, co robią Zieloni. Ale w obliczu ataków przybudówek partii rządzącej i sprzyjających jej mediów na „Solidarność” można stanąć tylko po jednej stronie - po stronie "politycznych bandytów".