2009-10-01 12:17:15
Polecam 2 krótkie artykuły sprzed kilku dni opisujące sytuację powyborczą w SPD:
http://wyborcza.pl/1,75477,7092828,SPD_sie_gotuje_i_skreca_na_lewo.html
oraz przedwyborczą w brytyjskiej Partii Pracy:
http://www.rp.pl/artykul/370507_Laburzysci__nasz_premier_nie_ma_depresji.html
Jeszcze kilka lat temu, u progu nowej dekady, laburzyści oraz niemieccy socjaldemokraci wyznaczali kierunki dla całej lewicy na kontynencie. Dominująca wtedy koncepcja Trzeciej Drogi, wydaje się dziś martwa. Brytyjska Partia Pracy konsekwentnie dołuje w sondażach od czasu oddania sterów władzy w ręce kostycznego Gordona Browna. Inkorporowanie w połowie lat 90 znacznej części postulatów prawicy do swojego programu pozwoliło na osiągnięcie krótkotrwałych sukcesów, które laburzyści chyba bardziej zawdzięczali charyzmatycznemu Blairowi niż cudownemu lekowi w postaci skrętu do centrum. Dziś premier Brown obiecuje Brytyjczykom stanowczą walkę z przestępczością i degrengoladą moralną. Tyle zostało z koncepcji New Labour, która wydaje się absolutnie niewiarygodną opcją dla wyborcy lewicującego. Wszystkie sondaże wskazują na to, że laburzyści są już trzecią siłą, zaraz za Liberalnymi-Demokratami. Liberal-Democrats to centrowi jeszcze do niedawna demokraci, składający się z tradycyjnych socjal-liberałów, i socjaldemokratów którzy w latach 80 odłączyli się od ostro wówczas lewicującej Partii Pracy. Ich dalekimi protoplastami są liberałowie, będący na początku XX wieku drugą siłą w brytyjskiej polityce. Wygryzieni przez laburzystów w latach 20 i 30, wracają do łask. Historia zatoczy koło, o ile w Partii Pracy nie wydarzy się cud. A na cud się nie zapowiada, bo partię trawi choroba braku silnych postaci będących w stanie wyciągnąć partię z pułapki jej poległych centrowych koncepcji, cynizmu i służalczej postawy wobec sojusznika zza oceanu. Nie pomaga również znakomita kondycja Partii Konserwatywnej pod wodzą bardzo medialnego Dawida Camerona, którego skręt w stronę centrum okazał się niebywałym sukcesem.
O wiele lepiej wygląda sytuacja w Niemczech. SPD uzyskała w niedzielnych wyborach najgorszy wynik w swojej historii (23 proc.), ale sytuacja całej lewicy wygląda nie najgorzej. Die Linke (13 proc.) wyrasta na poważną siłę niemieckiej polityki, a lewicujący zieloni wydają się jej stabilną częścią. Nowa koalicja CDU/CSU z liberałami, stoi w obliczu poważnego kryzysu gospodarki i jeżeli tylko siły lewicowe w Bundestagu będą skłonne podjąć skuteczną współpracę, punktowanie rządzących nie powinno być ciężkie. Warunkiem jest oczywiście wypracowanie przez lewą stronę własnej koncepcji rządzenia, a nie da się ukryć, że może to być jej największy problem. Die Linke zawiera w sobie bardzo szerokie spektrum poglądów i opinii, w tym poglądy mocno radykalne. Z kolei SPD przeżywa potężny kryzys przywództwa i idei. Podobnie jak brytyjska partia siostrzana, SPD wyzbyła się w ostatnich latach swego programu, stawiając na ekonomiczny neoliberalizm i programowe rozmycie. Ten kierunek wyhodował nową klasę polityków technokratów. Tacy działacze jak Franz Müntefering czy Frank-Walter Steinmeier, nie mają za grosz charyzmy, a nawet najbardziej skrupulatny obserwator tamtejszej sceny politycznej nie ulepiłby z ich wypowiedzi spójnej i konsekwentnej wizji świata. Ten pierwszy zresztą już oddał stanowisko przewodniczącego partii, drugi natomiast walczy o swój dalszy polityczny żywot jako szef frakcji parlamentarnej. Wydaje się, że skręt w lewo jest nieunikniony, a poligonem doświadczalnym dla przyszłego układu na lewicy są rządy czerwono-czerwone w Berlinie pod wodzą burmistrza Klausa Wowereita, który od lat zajmuje lewe skrzydło partii. Czas pokaże co wyniknie z powyborczych rozliczeń w SPD i jak daleko w lewo podryfuje ta partia. Dobrze, że koncepcja Trzeciej Drogi i kapitulacji przed neoliberalizmem idzie powoli w odstawkę. Niech partie socjaldemokratyczne na kontynencie wyciągną w końcu wnioski z kolejnych klęsk wyborczych. Alternatywą dla Trzeciej drogi nie musi być przecież nowy radykalizm, a po prostu zwyczajny powrót do tradycyjnych wartości socjaldemokratycznych.
http://wyborcza.pl/1,75477,7092828,SPD_sie_gotuje_i_skreca_na_lewo.html
oraz przedwyborczą w brytyjskiej Partii Pracy:
http://www.rp.pl/artykul/370507_Laburzysci__nasz_premier_nie_ma_depresji.html
Jeszcze kilka lat temu, u progu nowej dekady, laburzyści oraz niemieccy socjaldemokraci wyznaczali kierunki dla całej lewicy na kontynencie. Dominująca wtedy koncepcja Trzeciej Drogi, wydaje się dziś martwa. Brytyjska Partia Pracy konsekwentnie dołuje w sondażach od czasu oddania sterów władzy w ręce kostycznego Gordona Browna. Inkorporowanie w połowie lat 90 znacznej części postulatów prawicy do swojego programu pozwoliło na osiągnięcie krótkotrwałych sukcesów, które laburzyści chyba bardziej zawdzięczali charyzmatycznemu Blairowi niż cudownemu lekowi w postaci skrętu do centrum. Dziś premier Brown obiecuje Brytyjczykom stanowczą walkę z przestępczością i degrengoladą moralną. Tyle zostało z koncepcji New Labour, która wydaje się absolutnie niewiarygodną opcją dla wyborcy lewicującego. Wszystkie sondaże wskazują na to, że laburzyści są już trzecią siłą, zaraz za Liberalnymi-Demokratami. Liberal-Democrats to centrowi jeszcze do niedawna demokraci, składający się z tradycyjnych socjal-liberałów, i socjaldemokratów którzy w latach 80 odłączyli się od ostro wówczas lewicującej Partii Pracy. Ich dalekimi protoplastami są liberałowie, będący na początku XX wieku drugą siłą w brytyjskiej polityce. Wygryzieni przez laburzystów w latach 20 i 30, wracają do łask. Historia zatoczy koło, o ile w Partii Pracy nie wydarzy się cud. A na cud się nie zapowiada, bo partię trawi choroba braku silnych postaci będących w stanie wyciągnąć partię z pułapki jej poległych centrowych koncepcji, cynizmu i służalczej postawy wobec sojusznika zza oceanu. Nie pomaga również znakomita kondycja Partii Konserwatywnej pod wodzą bardzo medialnego Dawida Camerona, którego skręt w stronę centrum okazał się niebywałym sukcesem.
O wiele lepiej wygląda sytuacja w Niemczech. SPD uzyskała w niedzielnych wyborach najgorszy wynik w swojej historii (23 proc.), ale sytuacja całej lewicy wygląda nie najgorzej. Die Linke (13 proc.) wyrasta na poważną siłę niemieckiej polityki, a lewicujący zieloni wydają się jej stabilną częścią. Nowa koalicja CDU/CSU z liberałami, stoi w obliczu poważnego kryzysu gospodarki i jeżeli tylko siły lewicowe w Bundestagu będą skłonne podjąć skuteczną współpracę, punktowanie rządzących nie powinno być ciężkie. Warunkiem jest oczywiście wypracowanie przez lewą stronę własnej koncepcji rządzenia, a nie da się ukryć, że może to być jej największy problem. Die Linke zawiera w sobie bardzo szerokie spektrum poglądów i opinii, w tym poglądy mocno radykalne. Z kolei SPD przeżywa potężny kryzys przywództwa i idei. Podobnie jak brytyjska partia siostrzana, SPD wyzbyła się w ostatnich latach swego programu, stawiając na ekonomiczny neoliberalizm i programowe rozmycie. Ten kierunek wyhodował nową klasę polityków technokratów. Tacy działacze jak Franz Müntefering czy Frank-Walter Steinmeier, nie mają za grosz charyzmy, a nawet najbardziej skrupulatny obserwator tamtejszej sceny politycznej nie ulepiłby z ich wypowiedzi spójnej i konsekwentnej wizji świata. Ten pierwszy zresztą już oddał stanowisko przewodniczącego partii, drugi natomiast walczy o swój dalszy polityczny żywot jako szef frakcji parlamentarnej. Wydaje się, że skręt w lewo jest nieunikniony, a poligonem doświadczalnym dla przyszłego układu na lewicy są rządy czerwono-czerwone w Berlinie pod wodzą burmistrza Klausa Wowereita, który od lat zajmuje lewe skrzydło partii. Czas pokaże co wyniknie z powyborczych rozliczeń w SPD i jak daleko w lewo podryfuje ta partia. Dobrze, że koncepcja Trzeciej Drogi i kapitulacji przed neoliberalizmem idzie powoli w odstawkę. Niech partie socjaldemokratyczne na kontynencie wyciągną w końcu wnioski z kolejnych klęsk wyborczych. Alternatywą dla Trzeciej drogi nie musi być przecież nowy radykalizm, a po prostu zwyczajny powrót do tradycyjnych wartości socjaldemokratycznych.