2009-04-14 23:02:41
Czuję się zażenowany jako Polak. Prezydent z premierem w ramach rozpoczętego już wyścigu do „Dużego Pałacu” wykorzystują ludzką tragedię – śmierć w płomieniach 22 mieszkańców domu socjalnego w Kamieniu Pomorskim, do poprawienia swojego wizerunku.
Prezydent ogłosił żałobę narodową, czym zapewne, poza pochyleniem się nad ludzką tragedią, chciał rzucić na kolana premiera, ten bowiem instrumentu tej rangi nie ma w swych możliwościach konstytucyjnych. Rzecznik rządu nie zachował wstrzemięźliwości i też powiedział swoje, czym zaostrzył sytuację. Trwające od kilkudziesięciu godzin przeciąganie liny i lawina niezręczności urzędników, którzy chcą jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki i wykazać lojalność wobec swych szefów sięgają zenitu.
Porównałem dane dotyczące innych zdarzeń z okresu świąt. Na drogach zginęło 35 osób a 542 zostały ranne. Przed rokiem zginęło o 10 więcej. Ani wtedy, ani dziś, nikt nie chciał ogłaszać z tego powodu żałoby narodowej, a podobne liczby dotyczące śmierci na drogach docierają do nas każdego tygodnia.
Widoczne medialne i polityczne skutki tragedii w Kamieniu Pomorskim skłaniają mnie do refleksji, że mamy do czynienia z wieloaspektowym patrzeniem na ludzką tragedię i śmierć, nie jest ważny jej wymiar realny, a ważne są następstwa, okoliczności, konsekwencje. Medialny wymiar relacji społecznych, szczególnie w optyce najwyższej politycznej półki, staje się nie do zniesienia.
Tak, jak zysk i pieniądz stały się w ostatnich latach ważniejsze od człowieka, tak dziś widzimy, że i śmierć ma swoją wartość, przeliczaną zapewne przez cynicznych speców od marketingu politycznego na głosy wyborcze.
Przykład tragedii w Kamieniu Pomorskim powoduje, że na usta cisną się wnioski, co do potrzeby upublicznienia i poddania pod społeczną ocenę zasad ogłaszania żałoby narodowej, zasad publicznego funkcjonowania polityków, którzy deklarują w dalszej perspektywie zainteresowanie objęciem poprzez wybory funkcji publicznych itp.
Dla mieszkańców domu socjalnego w Kamieniu Pomorskim nie są ważne wydarzenia medialne, którymi żyje kraj, ani ich skutki. Ludzie, których dosięgła tragedia, oczekują realnej pomocy, dachu nad głową, środków do życia, wsparcia psychicznego. Jak pokazują przykłady z ostatnich lat, pomoc w takich sytuacjach kończyła się na ogół wówczas, gdy następne wydarzenie interesujące media nie wymiotło dziennikarzy w inny region kraju. Za dziennikarzami uciekali ci, którzy ronili łzy nad losem poszkodowanych. Dobrym przykładem jest tragedia, jaka wydarzyła się dwa lata temu w hali targowej w Katowicach. Niektórzy ludzie do dziś oczekują tam obiecanej pomocy.
Czy Polacy powinni się z tym, co się dzieje, godzić. Uważam, że nie. W wielu krajach Europy, weźmy Włochy po tragicznym trzęsieniu ziemi, żerowanie na ludzkiej tragedii przez media i przez polityków jest społecznie zakazane i potępiane. Obyczaje te kształtowały się latami, ale nabrały rangi obowiązującego kanonu. Polska ma do tego, jak widać, daleką drogę.
Jako obywatel mam w ręku broń – kartkę wyborczą. Po tym, co się dzieje wokół tragedii w Kamieniu Pomorskim, nikt mnie nie namówi do oddania głosu ani na dzisiejszego prezydenta, ani na premiera. Uważam, że zawiedli, nie tylko moje, zaufanie.
Andrzej Ziemski
Prezydent ogłosił żałobę narodową, czym zapewne, poza pochyleniem się nad ludzką tragedią, chciał rzucić na kolana premiera, ten bowiem instrumentu tej rangi nie ma w swych możliwościach konstytucyjnych. Rzecznik rządu nie zachował wstrzemięźliwości i też powiedział swoje, czym zaostrzył sytuację. Trwające od kilkudziesięciu godzin przeciąganie liny i lawina niezręczności urzędników, którzy chcą jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki i wykazać lojalność wobec swych szefów sięgają zenitu.
Porównałem dane dotyczące innych zdarzeń z okresu świąt. Na drogach zginęło 35 osób a 542 zostały ranne. Przed rokiem zginęło o 10 więcej. Ani wtedy, ani dziś, nikt nie chciał ogłaszać z tego powodu żałoby narodowej, a podobne liczby dotyczące śmierci na drogach docierają do nas każdego tygodnia.
Widoczne medialne i polityczne skutki tragedii w Kamieniu Pomorskim skłaniają mnie do refleksji, że mamy do czynienia z wieloaspektowym patrzeniem na ludzką tragedię i śmierć, nie jest ważny jej wymiar realny, a ważne są następstwa, okoliczności, konsekwencje. Medialny wymiar relacji społecznych, szczególnie w optyce najwyższej politycznej półki, staje się nie do zniesienia.
Tak, jak zysk i pieniądz stały się w ostatnich latach ważniejsze od człowieka, tak dziś widzimy, że i śmierć ma swoją wartość, przeliczaną zapewne przez cynicznych speców od marketingu politycznego na głosy wyborcze.
Przykład tragedii w Kamieniu Pomorskim powoduje, że na usta cisną się wnioski, co do potrzeby upublicznienia i poddania pod społeczną ocenę zasad ogłaszania żałoby narodowej, zasad publicznego funkcjonowania polityków, którzy deklarują w dalszej perspektywie zainteresowanie objęciem poprzez wybory funkcji publicznych itp.
Dla mieszkańców domu socjalnego w Kamieniu Pomorskim nie są ważne wydarzenia medialne, którymi żyje kraj, ani ich skutki. Ludzie, których dosięgła tragedia, oczekują realnej pomocy, dachu nad głową, środków do życia, wsparcia psychicznego. Jak pokazują przykłady z ostatnich lat, pomoc w takich sytuacjach kończyła się na ogół wówczas, gdy następne wydarzenie interesujące media nie wymiotło dziennikarzy w inny region kraju. Za dziennikarzami uciekali ci, którzy ronili łzy nad losem poszkodowanych. Dobrym przykładem jest tragedia, jaka wydarzyła się dwa lata temu w hali targowej w Katowicach. Niektórzy ludzie do dziś oczekują tam obiecanej pomocy.
Czy Polacy powinni się z tym, co się dzieje, godzić. Uważam, że nie. W wielu krajach Europy, weźmy Włochy po tragicznym trzęsieniu ziemi, żerowanie na ludzkiej tragedii przez media i przez polityków jest społecznie zakazane i potępiane. Obyczaje te kształtowały się latami, ale nabrały rangi obowiązującego kanonu. Polska ma do tego, jak widać, daleką drogę.
Jako obywatel mam w ręku broń – kartkę wyborczą. Po tym, co się dzieje wokół tragedii w Kamieniu Pomorskim, nikt mnie nie namówi do oddania głosu ani na dzisiejszego prezydenta, ani na premiera. Uważam, że zawiedli, nie tylko moje, zaufanie.
Andrzej Ziemski