2011-05-02 10:04:58
Rano, 1 maja, wywiesiłem flagę państwową. Będzie pozostawać na swoim miejscu przez najbliższe 3 dni. Święto Pracy jest mi równie bliskie, jak ustanowiony niedawno Dzień Flagi – 2 maja i Święto Konstytucji – 3 maja. Mimo likwidacji przez obóz posierpniowy Święta Pracy i próby przekreślenia jego 120 letniej, wywodzącej się z Ameryki tradycji, w pamięci wielu Polaków pozostaje ono ważne, a dla postneoliberanej przyszłości być może będzie najważniejsze.
Święto Pracy obchodzone jest poważnie i licznie w wielu krajach, szczególnie Europy Zachodniej. Wpisuje się ono w kulturę polityczną zachodnich demokracji jako czynnik podkreślający zdobycze świata pracy w okresie ponad 100 letniej walki a także wyraz społeczeństwa obywatelskiego opartego o wartości demokratyczne.
Polska przeżywa niestety w dalszym ciągu społeczne i moralne rozdarcie. Idee egalitarne, choć żywe w naszym społeczeństwie, nie odzwierciedlają się w jego praktycznym życiu. Pracownicy i całe społeczeństwo, są jak widać w dalszym ciągu w szoku po neoliberalnej transformacji, nie wykształciły się praktyczne mechanizmy zaznaczania publicznie swoich interesów i wartości, które mają znaczenie. Może jedynie ekspiacje religijne nie są społecznie wadliwe i naganne, choć młode pokolenie zaczyna mieć i tutaj odmienne zdanie.
O ile demonstracje 1 majowe na ulicach Berlina czy Paryża zbierają setki tysięcy ludzi żądających sprawiedliwości społecznej, o tyle w Polsce trudno jest zebrać nawet tysiąc osób w walce o chleb i miejsca pracy. Polacy nauczeni doświadczeniem być może obawiają się opresyjności państwa, restrykcji pracodawców, negatywnej reakcji własnych środowisk. Być może obawiają się też samych siebie, dali sobie bowiem wmówić, w ramach agresywnej propagandy części środowisk posierpniowych związanych ideowo z prawicą, nieprawdziwą historię, szczególnie okresu II RP i PRL, nie odzwierciedlającą rzeczywistości retorykę debaty publicznej i definicje dalekie od prawdy.
Obawiam się, że mimo upływu czasu, Polacy dalej po 20 latach przemian, oceniają rzeczywistość po symbolach i kolorze, które wyznaczają często fałszywe autorytety. Obawiam się, że retoryka „rewolucyjnego bolszewizmu” święci tryumfy a kolor czarny zdobywa zdecydowanie większe uznanie, niż kolor czerwony.
Negatywne symbole dotyczące poprzedniego okresu tak zdominowały nasze reakcje, że ludzie na zastanawiając się podejmują często niekorzystne dla siebie i innych decyzje, formułują krzywdzące oceny, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. W dalszym ciągu retoryka IV RP ma powodzenie i cieszy się uznanym szacunkiem. Mało kto zastanawia się na rzeczywistym stanem państwa, które istnieje i rozwija się samodzielnie i suwerennie od ponad 20 lat. A stan ten ma bezpośrednie odniesienia do naszego poziomu życia, przyszłości i szans naszych dzieci.
Tegoroczne manifestacje 1 Majowe do licznych nie należą. Dała o sobie znać zapewne negatywnie pogoda czy uroczystości religijne, ale także widoczny brak zaufania i niewiara w skuteczność tej formy protestu. Ludzie mający problemy woleli zostać w domu, niż publicznie wyrażać swój protest i niezgodę na trudy życia, fatalne warunki pracy, czy jej brak.
Ludzie wykazali tym samym brak zaufania do swych reprezentantów, którzy stoją na czele partii, ugrupowań czy związków zawodowych.
Tegoroczny 1 Maja pokazał słabość naszego systemu społecznego i politycznego, pozory demokracji, w które wierzymy i fasadowość naszych instytucji publicznych.
Bez wielkiego błędu można powiedzieć, że Polska nadal jest parafialna a nie obywatelska. Że Polska jest coraz bardziej zdominowana przez media a nie przez zdrowy rozsądek. Że Polska dalej wierzy w cuda a nie we własne siły.
Wydaje mi się, że tegoroczny 1 Maja powinien nauczyć pokory tych wszystkich reprezentantów lewicy, którzy wierzą, że mają wpływ na rzeczywistość, a za ich plecami stoją tysiące zwolenników.
To, co się stało, a więc śladowa frekwencja i widoczny brak więzi społecznych, pokazuje miałkość głoszonych treści i nieprzystawalność form organizowanej debaty publicznej do warunków zastanych i oczekiwań społecznych.
Chciałbym wierzyć, że zbliżające się wybory parlamentarne spowodują przebudzenie.
Nie tak dawno dotarło do nas, że nie jesteśmy już „zieloną wyspą” Europy. Za chwilę dotrze światowy kryzys, mimo urzędowego optymizmu rządzących. Co wówczas zrobimy jako lewica?
Andrzej Ziemski
Święto Pracy obchodzone jest poważnie i licznie w wielu krajach, szczególnie Europy Zachodniej. Wpisuje się ono w kulturę polityczną zachodnich demokracji jako czynnik podkreślający zdobycze świata pracy w okresie ponad 100 letniej walki a także wyraz społeczeństwa obywatelskiego opartego o wartości demokratyczne.
Polska przeżywa niestety w dalszym ciągu społeczne i moralne rozdarcie. Idee egalitarne, choć żywe w naszym społeczeństwie, nie odzwierciedlają się w jego praktycznym życiu. Pracownicy i całe społeczeństwo, są jak widać w dalszym ciągu w szoku po neoliberalnej transformacji, nie wykształciły się praktyczne mechanizmy zaznaczania publicznie swoich interesów i wartości, które mają znaczenie. Może jedynie ekspiacje religijne nie są społecznie wadliwe i naganne, choć młode pokolenie zaczyna mieć i tutaj odmienne zdanie.
O ile demonstracje 1 majowe na ulicach Berlina czy Paryża zbierają setki tysięcy ludzi żądających sprawiedliwości społecznej, o tyle w Polsce trudno jest zebrać nawet tysiąc osób w walce o chleb i miejsca pracy. Polacy nauczeni doświadczeniem być może obawiają się opresyjności państwa, restrykcji pracodawców, negatywnej reakcji własnych środowisk. Być może obawiają się też samych siebie, dali sobie bowiem wmówić, w ramach agresywnej propagandy części środowisk posierpniowych związanych ideowo z prawicą, nieprawdziwą historię, szczególnie okresu II RP i PRL, nie odzwierciedlającą rzeczywistości retorykę debaty publicznej i definicje dalekie od prawdy.
Obawiam się, że mimo upływu czasu, Polacy dalej po 20 latach przemian, oceniają rzeczywistość po symbolach i kolorze, które wyznaczają często fałszywe autorytety. Obawiam się, że retoryka „rewolucyjnego bolszewizmu” święci tryumfy a kolor czarny zdobywa zdecydowanie większe uznanie, niż kolor czerwony.
Negatywne symbole dotyczące poprzedniego okresu tak zdominowały nasze reakcje, że ludzie na zastanawiając się podejmują często niekorzystne dla siebie i innych decyzje, formułują krzywdzące oceny, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. W dalszym ciągu retoryka IV RP ma powodzenie i cieszy się uznanym szacunkiem. Mało kto zastanawia się na rzeczywistym stanem państwa, które istnieje i rozwija się samodzielnie i suwerennie od ponad 20 lat. A stan ten ma bezpośrednie odniesienia do naszego poziomu życia, przyszłości i szans naszych dzieci.
Tegoroczne manifestacje 1 Majowe do licznych nie należą. Dała o sobie znać zapewne negatywnie pogoda czy uroczystości religijne, ale także widoczny brak zaufania i niewiara w skuteczność tej formy protestu. Ludzie mający problemy woleli zostać w domu, niż publicznie wyrażać swój protest i niezgodę na trudy życia, fatalne warunki pracy, czy jej brak.
Ludzie wykazali tym samym brak zaufania do swych reprezentantów, którzy stoją na czele partii, ugrupowań czy związków zawodowych.
Tegoroczny 1 Maja pokazał słabość naszego systemu społecznego i politycznego, pozory demokracji, w które wierzymy i fasadowość naszych instytucji publicznych.
Bez wielkiego błędu można powiedzieć, że Polska nadal jest parafialna a nie obywatelska. Że Polska jest coraz bardziej zdominowana przez media a nie przez zdrowy rozsądek. Że Polska dalej wierzy w cuda a nie we własne siły.
Wydaje mi się, że tegoroczny 1 Maja powinien nauczyć pokory tych wszystkich reprezentantów lewicy, którzy wierzą, że mają wpływ na rzeczywistość, a za ich plecami stoją tysiące zwolenników.
To, co się stało, a więc śladowa frekwencja i widoczny brak więzi społecznych, pokazuje miałkość głoszonych treści i nieprzystawalność form organizowanej debaty publicznej do warunków zastanych i oczekiwań społecznych.
Chciałbym wierzyć, że zbliżające się wybory parlamentarne spowodują przebudzenie.
Nie tak dawno dotarło do nas, że nie jesteśmy już „zieloną wyspą” Europy. Za chwilę dotrze światowy kryzys, mimo urzędowego optymizmu rządzących. Co wówczas zrobimy jako lewica?
Andrzej Ziemski