Pamiętam jak na inauguracji roku akademickiego rektor powiedział: "Studiowanie to samodzielne zdobywanie wiedzy" a tu nagle się okazuje, że jeśli ćwok nie zrobił tego co do niego należało - nie zdobył wiedzy to jest to "porażka dydaktyczna uczelni".
Cóż za arcyliberalny język. Jeśli to ma być jakaś "porażka", to raczej części studentów-nieuków, których obowiązkiem jest po prostu opanowanie przewidzianej programem partii materiału. Drodzy studenci bądźcie konsekwentni w wyznawaniu jedynie słusznej obecnie doktryny.
Ci "studenci-nieucy" to często ci którzy mają mniej czasu nauke ponieważ muszą sie sami utrzymywać ( na stypendia socjalne nie ma za bardzo co liczyć).
jeśli więc jest (albo zdarza się) jak mówisz, to należy właśnie ten argument podnosić, a nie pleść jakieś liberalne farmazony o "porażce dydaktycznej".
Podnościć ten agrument? Wśród studentów? Wolne żarty. To jest najbardziej liberalna grupa społeczna. Z moich obserwacji wynika zreszta że im bardziej komuś cieżko pogodzić prace z nauką tykm bardziej wierzy w wolny rynek. Ot problem fałszywej swiadomości.