Wśród jej wielbicieli są Freud, Henry James, Virginia Woolf i J.K. Rowling. Kim była George Eliot?
Kiedy umarła w 1880 roku, jej przyjaciele napisali do władz kościelnych list z pytaniem o możliwość pochówku w Westmister Abbey, w Zakątku Poetów. Usłyszeli, że kobieta, która przez ponad dwadzieścia lat żyła w konkubinacie i otwarcie przyznawała się do ateizmu, nie może spocząć w poświęconej ziemi. George Eliot pochowano więc na komunalnym cmentarzu Highgate w skromnym grobie obok jej partnera życiowego, filozofa i publicysty George’a Henry’ego Lewesa.
A jednak choć Eliot nie dostąpiła zaszczytu pogrzebu w Westmister Abbey (dopiero w stulecie jej śmierci w Zakątku Poetów umieszczono poświęconą jej tablicę), większość współczesnych uznawała, że należy jej się miejsce w pierwszym szeregu pisarzy epoki wiktoriańskiej, obok Dickensa, sióstr Brontë i Thackeraya. Wydaje się zdumiewające, że osoby, która prowadziła tak sprzeczne z konwenansami życie, nie spotykał większy ostracyzm. Czasy George Eliot to przecież także epoka największego rozkwitu wiktoriańskiej pruderii i hipokryzji.
Tymczasem nawet pobieżny rzut oka na listę miłośników jej twórczości wzbudza respekt. Debiutancka powieść Eliot, Adam Bede, była podobno ulubioną książką królowej Wiktorii. Do grona fanów dołączyła też młoda Virginia Woolf, ogłaszając w 1919 roku, że Miasteczko Middlemarch to jedna z niewielu angielskich powieści napisanych dla dorosłych.
Zygmunt Freud twierdził, że Middlemarch było jak iluminacja, która pozwoliła mu lepiej zrozumieć funkcjonowanie własnego małżeństwa.
Henry James analizował całą twórczość George Eliot z obsesyjną uwagą i nie ukrywał tego, że jego własne arcydzieło, Portret damy, jest inspirowane głównym wątkiem Daniela Derondy, ostatniej powieści Eliot.
Mimo upływu ponad stu lat, także współcześni pisarze brytyjscy nie umieją przejść obojętnie obok dziedzictwa pisarki, na zmianę chwaląc je i kontestując. W wydanym niedawno w Polsce zbiorze esejów Jak zmieniałam zdanie Zadie Smith pisze o niej z podziwem i z pasją z reguły zarezerwowaną dla najświeższych bestsellerów, a wpływowa zdobywczyni Nagrody Bookera A.S. Byatt sekunduje jej, dodając, że Middlemarch jest „być może po prostu najlepszą powieścią świata”. Można powiedzieć, że po ponad 130 latach od śmierci, widmo Eliot nadal krąży nad brytyjską literaturą.
Ale nie tylko intelektualiści wstępowali przez lata do fanklubu Eliot – kiedy w latach 90. BBC wyprodukowało serial na podstawie Miasteczka Middlemarch, w porze jego emisji ulice praktycznie się wyludniały. Ten sam sukces powtórzyła kilka lat później adaptacja Daniela Derondy, chociaż trzeba tu sprawiedliwie dodać, że oba seriale są wierne literze pisarstwa Eliot, ale nie jego duchowi. Owszem, prezentują fabuły powieści, ale kładą zdecydowany nacisk na wątki romantyczne, czyniąc z Middlemarch i Daniela Derondy jeśli nie kostiumowe harlequiny, to w każdym razie klasyczne romanse. Eliot jest na siłę wtłaczana w ramy, dzięki którym może się spodobać wielbicielkom telewizyjnych adaptacji powieści Jane Austen i intelektualnym siostrom Bridget Jones, które wzdychają do mokrej koszuli pana Darcy’ego.
Ostatnie dwa lata okazały się bardzo ważne dla renesansu zainteresowania Eliot w Wielkiej Brytanii i Ameryce. W 2012 roku ukazał się Trafny wybór, długo oczekiwana po zakończeniu cyklu o Harrym Potterze kolejna powieść J.K. Rowling. Wielu angielskich krytyków dostrzegło w nim niezaprzeczalne inspiracje Middlemarch i żartobliwie zaczęli nazywać powieść Rowling Mugglemarch, łącząc tytuł powieści Eliot z kluczowym dla uniwersum Harry’ego Pottera wymyślonym przez Rowling terminem „mugol”, oznaczającym osobę pozbawioną umiejętności magicznych. Najbardziej widocznymi mugolami w cyklu o Harrym Potterze są Dursleyowie – krewni Harry’ego, którzy się nim opiekują. Rowling jest w opisie rodziny Dursleyów – angielskiego odpowiednika Dulskich – zabawna i bezlitosna. W Trafnym wyborze kontynuuje krucjatę przeciwko hipokryzji angielskiej klasy średniej, a jej społecznie zaangażowany (i przyznajmy to, nieco moralizatorski) ton wydaje się inspirowany twórczością Eliot. Sama Rowling zostawia zresztą uważnym czytelnikom wyraźny ślad – osią fabuły Trafnego wyboru są zmiany, jakie w życiu lokalnej wspólnoty wywołuje śmierć członka rady gminnej, Barry’ego Fairbrothera. Nazwisko „Fairbrother” jest zapożyczone od jednego z głównych bohaterów Middlemarch.
Z kolei jesienią 2013 roku George Eliot niespodziewanie podbiła Twitter. Zaczęło się od tweetu popularnej i kontrowersyjnej twórczyni serialu Dziewczyny Leny Dunham. Prawie półtora miliona osób obserwujących Dunham na Twitterze mogło dowiedzieć się, że „hasło »George Eliot« na Wikipedii to najbardziej skandaliczna lektura tego miesiąca: Eliot była brzydka, a mimo to miała ochotę na seks”. W ustach twórczyni serialu, którego znakiem rozpoznawczym są naturalistyczne sceny erotyczne oraz kwestionowanie hollywoodzkich standardów przedstawiania kobiecego ciała, ten tweet należy odczytać jako prowokację i przekorny wyraz aprobaty. Czy George Eliot jest na najlepszej drodze do tego, żeby stać się ikoną pokolenia amerykańskich dwudziestokilkulatek, które odnajdują się w Dziewczynach?
Jednak cokolwiek by myśleć o powierzchowności funkcjonowania Eliot we współczesnej kulturze anglosaskiej, jej obecność w powszechnej świadomości jest niezaprzeczalna. Czy możemy sobie wyobrazić podobnie gorący stosunek do Elizy Orzeszkowej czy Bolesława Prusa? Kim była George Eliot, poza tym, że niezaprzeczalnie była kobietą? Męski pseudonim skrywa fascynujące, pełne sprzeczności i zagadek życie.
* * *
George Eliot – a naprawdę Marian Evans – urodziła się w 1819 roku i otrzymała skromne wykształcenie uznawane za odpowiednie dla dziewcząt z niższej klasy średniej. Pierwszych dwadzieścia lat przeżyła bardzo konwencjonalnie, ucząc się w szkołach z internatem, studiując języki obce i oczywiście czytając. Nauczycielki i przyjaciółki uważały ją za wybitnie inteligentną, ale nic nie zapowiadało, że będzie kimkolwiek innym niż posłuszną córką, a później uległą żoną. Jedyne, co mogło pokrzyżować ten uświęcony przez tradycję scenariusz, to brak powodzenia: rodzina Marian martwiła się, że brak urody i opinia intelektualistki mogą pogrzebać jej szanse na zamążpójście.
Kwestia wyglądu będzie miała dla Eliot przez całe życie wielkie znaczenie – w swoich powieściach wiele miejsca poświęci dokładnym opisom różnych typów kobiecego piękna. Po osiągnięciu sukcesu Eliot znana też będzie z bezwzględnej kontroli nad swoim wizerunkiem – zgodzi się pozować do portretów zaledwie kilka razy, z reguły zaprzyjaźnionym malarzom, oraz wyda weto na dagerotypy i fotografie. O jej wyglądzie wiemy więc mniej Eliot niż o wyglądzie innych znanych wiktorian i ten właśnie brak wiedzy do dziś prowadzi do kontrowersji. Nawiasem mówiąc, podobne spory, napędzane skąpym materiałem dowodowym oraz rozbieżnościami we wspomnieniach współczesnych, toczą się także o urodę Jane Austen i sióstr Brontë.
Ciekawe, dlaczego nikt nie spiera się o to, czy Dickens lub Joseph Conrad byli przystojni?
Wydana w Oksfordzie Biblia eliotologów, The George Eliot Companion, zawiera nawet hasło zatytułowane „wygląd George Eliot”, które przedstawia przegląd wzmianek na temat jej urody (albo brzydoty), przedstawionych w pamiętnikach i listach z epoki. Za wyraziciela powszechnej opinii możemy tu uznać Henry’ego Jamesa, który po spotkaniu z pięćdziesięcioletnią pisarką w liście do ojca napisał: „Jest wspaniale brzydka, cudownie okropna”. Krótka wzmianka na temat urody Eliot znajduje się też rzeczywiście w poświęconym jej haśle na angielskiej Wikipedii, które zainspirowało tweet Leny Dunham. I znowu: jak wielu jest pisarzy, których wygląd omawiany jest na Wikipedii?
Pierwszy poważny punkt zwrotny w uregulowanym życiu młodej Marian Evans nastąpił w 1849 roku, po śmierci ojca, który zapisał jej niewielki spadek. Marian objawiła wtedy rodzinie swoją wolę: zamiast przeprowadzić się do domu starszego brata i zostać jego gospodynią, jak powinna zrobić przyzwoita panna, zamierzała wyjechać do Londynu i tam zarabiać na utrzymanie jako tłumaczka i redaktorka. W środowisku, do którego należała, była to bezprecedensowa decyzja. Marian miała co prawda za sobą pierwsze doświadczenia literackie i tłumaczeniowe. Jeszcze za życia ojca zaprzyjaźniła się z mieszkającą po sąsiedzku rodziną Brayów, literatów i wolnomyślicieli, i korzystając z ich rekomendacji, uzyskała z londyńskiego wydawnictwa zlecenie na tłumaczenie dwóch niemieckich traktatów filozoficznych, przetłumaczyła też z łaciny Etykę Spinozy.
W końcu udało jej się przeforsować londyński pomysł mimo gorącego sprzeciwu brata Izaaka, który był teraz głową rodziny. Przekonała go, że jako stateczna trzydziestoletnia stara panna nie narobi w obcym mieście głupstw. Względna finansowa niezależność, którą zapewnił Marian zapis w testamencie ojca, spowodowała, że Izaak nie mógł zmusić jej do posłuszeństwa.
Jesienią 1850 roku panna Evans wyjechała do Londynu i zatrzymała się w domu Johna Chapmana, którego poznała przez Brayów. Chapman był właścicielem małego wydawnictwa, które opublikowało jej tłumaczenia z niemieckiego, i miał wielu przyjaciół w kręgach dziennikarzy i literatów. Wkrótce miał kupić jedno z najbardziej wpływowych londyńskich pism społeczno-kulturalnych, „The Westminster Review”. Kwartalnik został założony w 1824 roku przez zwolenników radykalnych reform społecznych i mógł poszczycić się gronem współpracowników, do którego należeli najbardziej liczący się intelektualiści angielscy, od Jeremy’ego Benthama, przez Johna Stuarta Milla, po Herberta Spencera. Po trzydziestu latach spędzonych na prowincji Marian Evans znalazła się teraz wreszcie w miejscu, gdzie bił intelektualny puls Anglii.
Przyjazd do Londynu miał dla niej znaczenie nie tylko intelektualne. Ponieważ rodzina Chapmanów była w nieustannych tarapatach finansowych, pani Chapman starała się pomóc finansowo mężowi, wynajmując pokoje gościnne przyjezdnym literatom. Marian zamieszkała w takim właśnie pokoju, ale pojawienie się w domu Chapmanów młodej kobiety skomplikowało i tak już trudną sytuację. W tym czasie John Chapman za wiedzą żony romansował z guwernantką ich dzieci. Jednak po przyjeździe panny Evans zainteresował się także nią. Wieczorne wizyty Chapmana w pokoju Marian i plan, żeby pobierać od niej lekcje niemieckiego, wzbudziły furię i żony, i kochanki. Atmosfera już kilka tygodni po przyjeździe Marian stała się nie do zniesienia. Chapman prowadził w tamtych czasach dziennik, w którym szczerze opisywał wszystkie sceny zazdrości i kłótnie, a także swoje nieporadne próby wytłumaczenia, że nowa współlokatorka pociąga go tylko intelektualnie.
To, co Chapmanowi wydawało się niewinnym flirtem, dla Marian było prawdopodobnie pierwszą miłością. Po kilku miesiącach Chapman, wyczerpany walką na tylu frontach jednocześnie, ochłódł w swoich uczuciach wobec niej. Romans się skończył, a żona i kochanka zerwały strategiczny sojusz. Pamiętnik Chapmana zawiera zapis rozmowy z Marian, którą można uznać za okrutne, chociaż przeprowadzone w białych rękawiczkach zerwanie: „Mówiłem jej o niezrozumiałej tajemnicy kobiecego piękna. Widziałem, że moje słowa przynoszą jej ból, zapłakała gorzko. Czyżby to dlatego, że miała świadomość swojego braku urody?”.
Nie wiemy, jak szybko Marian doszła do siebie po tym rozczarowaniu, w każdym razie jednak pragnienie pozostania w Londynie przeważyło nad poczuciem upokorzenia. Chapman zresztą wkrótce wynagrodził jej zawiedzione uczucia. Nadal był pod głębokim wrażeniem jej wiedzy i błyskotliwości. Dlatego, kiedy sfinalizował zakup „The Westminster Review”, złożył jej bezprecedensową ofertę: chciał, żeby Marian została „tajnym” wydawcą pisma, podczas gdy on sam pełniłby obowiązki reprezentacyjne.
Z pozoru może się wydawać, że taka propozycja była dla Marian Evans policzkiem. Chapman chciał obarczyć ją żmudną robotą redakcyjną, a sam miał brylować w towarzystwie i odbierać pochwały, które należałyby się jej. Ale kiedy weźmie się pod uwagę sytuację kobiet na wiktoriańskim rynku pracy, nawet w bardzo oświeconych i wolnomyślicielskich kręgach, do jakich należał Chapman, trzeba docenić wagę tej propozycji. To prawda, że literatura i dziennikarstwo były właściwie jedynymi sferami aktywności otwartymi dla kobiet z towarzystwa (może poza uważaną za degradację społeczną karierą guwernantki), ale nawet tutaj pozycja kobiet była niższa niż mężczyzn: płacono im mniej i najczęściej były po prostu wyrobniczkami pióra. Praktycznie nie zdarzało się, aby aspirowały do stanowisk redaktorskich, które były domeną mężczyzn.
Kilka lat spędzonych na stanowisku redaktorki „The Westminster Review” pozwoliło Marian spotykać się i korespondować jak równa z równymi z największymi intelektualistami epoki. Tutaj też poznała dwóch mężczyzn, którzy mieli zaważyć na jej życiu: byli to pozytywista Herbert Spencer i zapomniany dziś filozof i dziennikarz George Henry Lewes.
Najpierw rozwinęła się znajomość Marian ze Spencerem: zaczęło się od wypraw do opery i teatru, oraz wspólnych odwiedzin u znajomych. Ze strony Marian pojawiła się nadzieja na coś więcej – w liście do przyjaciółki z trudem maskowała triumf, pisząc „wszyscy uważają, że jesteśmy już zaręczeni”. Znowu jednak okazało się, że wybranek Marian nie odwzajemnia jej uczuć. Spencer w autobiografii utrzymywał, że „wszystkiemu na przeszkodzie stawał brak fizycznego pociągu. Mimo że rozsądek przemawiał za tym związkiem, instynkt zdecydowanie mu się przeciwstawiał”. Podobnie jak wcześniej Chapmana, Spencera odstręczał wygląd Marian – w opublikowanym w tamtym czasie eseju utrzymywał, że istnieje bezpośredni związek między fizycznym pięknem – a zwłaszcza harmonią rysów twarzy – oraz intelektem. Można tu dodać, że Spencer umarł pięćdziesiąt lat później, w 1903 roku, jako zdeklarowany stary kawaler.
To właśnie sam Spencer, być może zmęczony awansami Marian, przedstawił jej G.H. Lewesa, który na ponad 20 lat stał się jej partnerem życiowym, najlepszym przyjacielem i agentem literackim. Można zaryzykować tezę, że bez jego wsparcia chorobliwie niepewna siebie Marian nigdy nie spróbowałaby sił jako pisarka. Początki znajomości Marian Evans i Lewesa powtarzały wzór znany z jej przyjaźni z Chapmanem i Spencerem. Zaczęło się od fascynacji intelektualnej, wspólnych gustów muzycznych i wizyt w teatrze. Ale tym razem uczucia Marian zostały odwzajemnione, choć niestety o ślubie nie mogło być mowy: Lewes był żonaty i nie mógł nawet marzyć o uzyskaniu rozwodu.
Powody tej trudnej sytuacji były prawdziwie melodramatyczne: jako zdeklarowany radykał i zwolennik wolnej miłości Lewes przez lata przymykał oko na romans żony ze swoim najlepszym przyjacielem, Thorntontem Leigh Huntem, oraz formalnie uznał dwoje jej dzieci z tego związku. Dlatego zgodnie z ówczesnym prawem cywilnym nie mógł już wnieść o rozwód z powodu niewierności żony.
Gdy Lewes opowiedział o swojej sytuacji rodzinnej Marian, kochankowie zdecydowali się na śmiały krok, należący prawie do repertuaru melodramatu: wyjechali razem do Niemiec, pozostawiając za sobą smugę skandalu. Po kilku miesiącach wrócili do Londynu i Marian oznajmiła wszystkim znajomym, że od tej pory mają się do niej zwracać „pani Lewes”. Trudno nam dziś zrozumieć, jak wiele odwagi cywilnej i determinacji wymagał taki krok w wiktoriańskiej Anglii. Brat Marian, którego oględnie zawiadomiła, że „zmieniła nazwisko i wreszcie znalazła kogoś, kto będzie się o nią troszczył”, przezornie kazał swojemu prawnikowi ustalić czy małżeństwo zostało formalnie zawarte, a kiedy przekonał się, że nie, zerwał z siostrą wszelkie kontakty.
Na szczęście jednak większość wolnomyślicielskiego środowiska, w którym obracali się Eliot i Lewes, zaakceptowała ich nietypowy związek. Jednak nigdy nie była to sytuacja łatwa, a w wiktoriańskich realiach przypadki ostracyzmu dotyczyły w znacznie większym stopniu Marian niż Lewesa. To ona nie była zapraszana na kolacje, a przed spotkaniem z każdą nieznajomą kobietą musiała dyskretnie dowiadywać się, czy wie ona o „jej położeniu”.
Dwadzieścia lat związku z Lewesem to także cały okres twórczości Eliot. Jej pierwsza nowela ukazuje się trzy lata po pamiętnej ucieczce do Niemiec. Z początku Eliot zdecydowała się na zwrot od dziennikarstwa do literatury pięknej głównie z przyczyn finansowych. Razem z Lewesem praktycznie utrzymywali jego żonę oraz siedmioro dzieci (Lewes był ojcem tylko trojga najstarszych).
Wybór pseudonimu był więc w tej sytuacji naturalny – Marian nie chciała, aby czytelnicy i wydawcy wiedzieli, że autorką nowel i powieści jest „kobieta, która żyje z Lewesem”. Zdecydowała się na imię „George” bo było to imię Lewesa. Nazwisko Eliot wybrała po prostu dlatego, że było łatwe do wymówienia. Tak powołany został do życia George Eliot, który zaczął stawiać pierwsze kroki na angielskim rynku wydawniczym.
* * *
Już pierwsze trzy nowele Eliot, tworzące cykl Sceny z życia duchownych, spotkały się ze znakomitym przyjęciem czytelników i krytyków. Wielu dało się zwieść męskiemu pseudonimowi i przypuszczało, że nowele musiał napisać jakiś „duchowny wykształcony w Oksfordzie lub Cambridge”. Tylko Dickens był przekonany, że Sceny są dziełem kobiety, i napisał do debiutantki ciepły list z gratulacjami.
Sukces Scen z życia duchownych otworzył Eliot drogę do dalszych triumfów. W ciągu następnych dwudziestu lat ukazało się sześć powieści, w tym najczęściej dziś czytane Młyn nad Flossą i Miasteczko Middlemarch.
Eliot zarobiła piórem niebagatelne sumy, zapewniając sobie i Lewesowi dostatnie życie, a także łożąc przez lata na utrzymanie żony Lewesa i spłacając jej długi. Od wydania pierwszej powieści w 1859 roku Marian zarabiała wielokrotnie więcej niż jej partner.
Druga powieść Eliot, Młyn nad Flossą, jest niewątpliwie najbardziej autobiograficzna – oraz najbardziej konwencjonalna. Przedstawia dzieciństwo i młodość Maggie Tulliver, inteligentnej i uzdolnionej dziewczyny, która urodziła się na prowincji, w rodzinie należącej do niższej klasy średniej. Wyjściowa sytuacja życiowa Maggie i samej Eliot są identyczne. Początek powieści realistycznie opisuje dzieciństwo Maggie i jej ukochanego brata Toma, wzorowanego na bracie pisarki, oraz ich niesymetryczną relację. Maggie kocha Toma bezwarunkowo, on jednak często jest wobec niej dominujący i mściwy. Ale najważniejszym tematem powieści jest brak perspektyw i tragedia inteligentnej dziewczyny wyrastającej w środowisku, które nie popiera edukacyjnych i zawodowych aspiracji kobiet. Maggie nie ma sprecyzowanego planu, co chciałaby robić, ale czuje mgliście, że życie, jakie wiedzie, nie jest wystarczające. Jednak w latach 20. XIX wieku dla dziewczyny takiej jak Maggie nie ma żadnych alternatywnych dróg życiowych poza małżeństwem lub staropanieństwem i prowadzeniem domu bratu. O ile sama Eliot dzięki swojej determinacji zdobyła wykształcenie i znalazła pracę odpowiadającą jej talentom i aspiracjom, powieściowa Maggie ma od niej dużo mniej szczęścia.
Część powieści opisująca dorosłość Maggie nosi wyraźne podobieństwo do kanonicznych XIX-wiecznych „intryg małżeńskich” – powieści, których oś fabularną stanowi wybór przez bohaterkę właściwego kandydata na męża. Tak jak w klasycznych powieściach Jane Austen Maggie musi wybrać między dwoma kandydatami: przyjacielem z dzieciństwa Philipem i zakochanym w niej do szaleństwa bogaczem Stephenem, prawdziwym wiktoriańskim Mr. Bigiem. U Jane Austen okazałoby się pewnie, że bogacz posiada mroczny sekret, a bohaterka znalazłaby spokojną przystań u boku z pozoru mniej błyskotliwego, ale za to wrażliwego i lojalnego Philipa. Ale na przekór oczekiwaniom czytelniczym Eliot pozbawia powieść uświęconego tradycją happy endu. Maggie zaręcza się co prawda z Phillipem, a Stephen, kiedy go poznajemy, jest konkurentem do ręki zamożnej kuzynki Maggie, ale ich obopólna erotyczna fascynacja jest tak silna, że postanawiają razem uciec i pobrać się w sekrecie. Maggie łamie wpojone jej zasady moralne, ale ucieczka ze Stephenem nie przynosi jej nic poza goryczą. Następnego dnia Maggie stwierdza, że nie jest w stanie zawieść zaufania wszystkich, których kocha i opuszcza Stephena. Wraca do rodzinnego miasteczka, gdzie zostaje napiętnowana jako kobieta upadła, a ukochany brat wyrzeka się jej. Zakończenie powieści godne jest hollywoodzkiego melodramatu: nagle nadchodzi potężna powódź, która staje się próbą charakteru dla bohaterów. Maggie nadludzkim wysiłkiem ratuje brata, który został w odciętym przez wodę młynie, ale chwilę później umierają razem porwani przez falę powodziową.
Młyn nad Flossą to niewątpliwie ta powieść w dorobku Eliot, która wykazuje najściślejszy związek z konwencjami literatury popularnej. Osiągnęła też szybko status bestsellera, a Marian i Lewesowi przyniosła stabilność finansową. Eliot w korespondencji z przyjaciółmi nazywała meble kupione z pieniędzy zarobionych na powieści „prezentami od Maggie”.
Przypadek Młyna nad Flossą jest jednak nietypowy. Pozostałe powieści Eliot były bez wątpienia pisane dla węższej i bardziej elitarnej grupy odbiorców niż na przykład powieści Dickensa, czytanego przez wszystkie warstwy społeczne. Nie ulega wątpliwości, że Dickens posiadał nieporównaną wyobraźnię i dar tworzenia zapadających w serce bohaterów. Talent Eliot polegał jednak na czymś innym. Jej powieści oparte są najczęściej na dylematach moralnych, poruszają poważne problemy filozoficzne i głoszą program inspirowany myślą pozytywistów.
Za największe osiągnięcia Eliot uznaje się zwykle dwie jej ostatnie powieści: Miasteczko Middlemarch oraz Daniela Derondę. Jak już wspomniałam, zwłaszcza Miasteczko Middlemarch posiada imponującą listę wielbicieli: są na niej Freud, Henry James, Virginia Woolf i J.K. Rowling. Książka przedstawia misternie powiązane i wpływające na siebie losy mieszkańców tytułowego miasteczka. Zamysł powieści jest bardziej ambitny niż w przypadku Młyna nad Flossą. Eliot opisuje w Middlemarch dużo szerszą społeczną panoramę, ale pozostaje wierna tym samym problemom. Najważniejszym tematem książki jest porażka. Powieść ma dwójkę równorzędnych głównych bohaterów, kobietę i mężczyznę właśnie wchodzących w dorosłość. Eliot pokazuje Dorotheę i Lydgate’a, pełnych nadziei idealistów, którzy podejmują fatalne w skutkach decyzje matrymonialne. Lydgate, utalentowany młody doktor, przybywa do Middlemarch pełen energii oraz naukowych ambicji i zdobywa miłość panny uznawanej za najlepszą partię w okolicy. Małżeństwo jednak okazuje się katastrofą: piękna Rozamunda jest osobą oziębłą i pustą, a jej wygórowane wymagania finansowe doprowadzają Lydgate’a do ruiny. (Podobieństwo tego wątku powieści do Pani Bovary może nie być przypadkowe, wydaje się że Eliot czytała angielskie tłumaczenie powieści Flauberta).
Dorothea na początku powieści także popełnia poważny życiowy błąd. Ta panna z zamożnej rodziny ziemiańskiej uważana jest przez swoje otoczenie za intelektualistkę, ale sama ma świadomość własnych edukacyjnych niedostatków. Dorothea nie jest w stanie przezwyciężyć ograniczeń nakładanych przez jej otoczenie i widzi przed sobą tylko jedną drogę: jeśli chce zmieniać świat na lepsze i nadać znaczenie swojemu życiu powinna…wyjść za mąż za wielkiego człowieka i stać się jego pomocnicą i podporą. Eliot odmalowuje ten naiwny plan, opisując decyzje swojej bohaterki z ironią, ale też ze współczuciem. Fundamentalna pomyłka Dorothei polega na tym, że „wielki człowiek”, któremu decyduje się poświęcić życie, jest w istocie pozbawiony talentu i małostkowy. Pan Casaubon to uczony religioznawca, który od wielu lat pracuje nad swoim opus magnum, traktatem mającym wytłumaczyć wzajemne powiązania między różnymi religiami i mitologiami. Ogrom tematu go paraliżuje, a jego praca nad książką jest dużo mniej zaawansowana, niż daje do zrozumienia otoczeniu. To postać jednocześnie tragiczna i godna współczucia.
Eliot wielokrotnie twierdziła, że ze wszystkich stworzonych przez nią bohaterów to właśnie Casaubon, pozornie trudny do polubienia, pompatyczny i zimny, był jej najbliższy. Jeden z najsłynniejszych fragmentów powieści to akapit, w którym narrator opisuje narastającą frustrację Dorothei, a później pyta: „Ale czemu zawsze Dorothea? Czy w sprawach tego małżeństwa jej punkt widzenia jest jedyny z możliwych? Oponuję przeciwko skupianiu całego naszego zainteresowania, wszelkiego wysiłku rozumienia na młodych twarzach, które mimo kłopotów wyglądają kwitnąco, one bowiem też kiedyś zwiędną…” (rozdział XXIX). Casaubon jest postacią daleko bardziej skomplikowaną i wieloznaczną niż typowy „zły mąż” pojawiający się tak często w powieściach dziewiętnastowiecznych.
To charakterystyczne dla Eliot, że nasyca tę typową dla romansu sytuację, motyw Pięknej i Bestii, psychologiczną i moralną głębią. I że każe swoim czytelnikom nie tylko identyfikować się z Piękną, ale też zrozumieć punkt widzenia i tragizm położenia Bestii.
Opisy relacji małżeńskich Casaubonów, Lydgate’ów oraz innych par bohaterów stanowią dla siebie wzajemnie kontrast. To właśnie ich psychologiczna wnikliwość była tym elementem powieści, który najbardziej podziwiał Zygmunt Freud. Ale w Middlemarch poza porażką oraz utratą młodzieńczych złudzeń jest też miejsce na nadzieję i optymizm. Słodko-gorzki epilog powieści od ponad 130 lat fascynuje krytyków i badaczy.
Ostatnia powieść Eliot, Daniel Deronda, w bardzo wyraźny sposób wyrasta z Middlemarch i stanowi kolejny krok na tej samej drodze artystycznej. Eliot chciała napisać powieść, w której „wszystko byłoby powiązane z wszystkim innym”. Fabuła Daniel Derondy podobnie jak fabuła Middlemarch, przypomina gęstą sieć powiązań, analogii oraz aluzji. Losy bohaterów pomyślane są jako „historie równoległe”, a rolą czytelnika jest dostrzeżenie oraz rozszyfrowanie podobieństw i kontrastów między nimi.
Tytułowy Daniel Deronda należy do typu bohaterów często wykorzystywanego przez Eliot. To błyskotliwy mężczyzna wchodzący w dorosłość i szukający dla siebie miejsca w życiu. W toku powieści Daniel odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu – okazuje się, że nie jest Anglikiem, tylko Żydem. Odkrycie prawdziwej tożsamości staje się dla Daniela pierwszym krokiem na drodze do znalezienia swojego przeznaczenia: postanawia poświęcić swój majątek oraz talenty sprawie syjonizmu. Plany Daniela, który chce dzięki działalności dyplomatycznej promować żydowskie osadnictwo na Bliskim Wschodzie,przedstawione są przez Eliot z podziwem i aprobatą. Ten wątek powieści wydaje się dziś nieco papierowy i moralizatorski, ale trudno jest przecenić wagę, jaką miało poruszenie tematyki żydowskiej przez Eliot w latach 70. XIX wieku, kiedy antysemityzm był w wielu środowiskach postawą naturalną i oczywistą.
Równorzędną główną bohaterką powieści jest piękna i pełna życia i rozpieszczona Gwendolen Harleth. Pochwały i podziw otoczenia sprawiły, że Gwendolen wyrobiła sobie nierealistyczne pojęcie o własnych talentach i wartości. W obliczu bankructwa rodziny Gwendolen postanawia bogato wyjść za mąż, żeby zapewnić sobie życie na stopie, do której jest przyzwyczajona, oraz móc utrzymywać pozbawioną środków do życia matkę i siostry. Motywacja Gwendolen nie jest więc do końca egoistyczna czy godna potępienia. Jednak jej wybór partnera prowadzi do tragedii. Gwendolen decyduje się poślubić najbogatszego ze swoich konkurentów, który przed ślubem sprawia wrażenie nudnego i pozbawionego emocji, ale po ślubie okazuje się być psychopatą ze skłonnością do przemocy i dominacji. Opisy zachowania Gradcourta, który na wszelkie sposoby dręczy i upokarza swoją młodą żonę, stanowią jeden z pierwszych realistycznych opisów małżeńskiej przemocy psychologicznej i finansowej.
Podobnie jak w przypadku Dorothei i Lydgate’a dwójka głównych bohaterów Daniela Derondy wydaje się stworzona dla siebie. Kiedy czytamy o ich losach, wydaje się oczywiste co powinno się wydarzyć zgodnie z regułami romansu. Okrutny pan Gradcourt po prostu musi umrzeć krótko po ślubie, a Gwendolen, już jako bogata wdowa, która odebrała gorzką życiową lekcję, powinna wpaść w kochające ramiona Daniela Derondy. Ale podobnie jak w Middlemarch, tutaj także Eliot najpierw rozbudza, a następnie zawodzi oczekiwania czytelników. Wszystkie powieści Eliot opierają się w istocie na podobnym założeniu: pisarka nawiązuje swego rodzaju dialog z czytelnikami i każe im najpierw uświadamiać sobie, a następnie kwestionować oczekiwania dotyczące rozwoju fabuły oparte na popularnych stereotypach literackich. Jest to bardzo nowoczesna (a wypadałoby wręcz powiedzieć: postmodernistyczna) cecha jej pisarstwa.
* * *
Opublikowany w 1876 roku Daniel Deronda to ostatnia powieść Eliot i ukoronowanie długiego okresu literackich triumfów i spokojnego, dostatniego życia. Dwa lata później niespodziewanie zmarł G.H. Lewes. Jego śmierć była dla Marian niewyobrażalną katastrofą. Przez wiele miesięcy prawie nie kontaktowała się ze światem zewnętrznym, przygotowując do druku jego ostatnią nieukończoną książkę, nowatorski traktat psychologiczny. Wkrótce jednak zdecydowała się na krok, nad którego wytłumaczeniem trudzą się do dziś jej biografowie.
Pierwszą osobą, której wizytę przyjęła Eliot po zakończeniu żałoby, był prawnik i doradca finansowy jej i Lewesa. John Walter Cross żywił ambicje literackie i jeszcze przed śmiercią Lewesa często odwiedzał oboje, a nawet – co trudno sobie wyobrazić – uczył nobliwą George Eliot grać w badmintona i tenisa. Cross był o dwadzieścia dwa lata młodszy od Eliot. Ich spotkania stały się coraz częstsze, a pretekstem do nich było, jak potwierdzają zachowane listy, wspólne głośne czytanie Dantego. Nie wiemy, jak szybko przyjaźń przerodziła się w miłość i jak wyglądały wzajemne wyznania. Wpis w dzienniku Eliot jest niezwykle lakoniczny i brzmi po prostu: „Małżeństwo zdecydowane”.
Ślub odbył się 6 maja 1880 roku w kościele Świętego Jerzego przy Hanover Square. Wybór miejsca uznać można za znaczący – była to wręcz pewnego rodzaju demonstracja: kościół znajduje się w eleganckiej dzielnicy Mayfair i jest ulubionym miejscem na śluby londyńskiej socjety. Tym razem jednak świątynia była prawie pusta, Marian i Cross nie zaprosili żadnych gości poza najbliższą rodziną. Narzeczona miała sześćdziesiąt dwa lata, a pan młody czterdzieści.
Nagła decyzja o ślubie zantagonizowała przyjaciół Eliot dużo bardziej niż dwadzieścia lat konkubinatu z Lewesem. Wiele osób, które szanowały ją za wierność własnym poglądom, teraz z trudem ukrywało szok. Wydawało się niewyobrażalne, żeby niecałe dwa lata po śmierci Lewesa Marian oddała serce komuś innemu. Ważnym aspektem wyjaśniającym skalę powszechnego oburzenia decyzją Eliot jest też wiktoriański kult żałoby, którego mitem założycielskim była trwająca 50 lat żałoba królowej Wiktorii po śmierci księcia Alberta. Ci, którzy wybaczyli Eliot długie lata nieformalnego związku, chcieli teraz, aby na wzór królowej zamieniła się po śmierci Lewesa w żywy pomnik cierpiącej wdowy.
Tak jak 20 lat wcześniej po podjęciu decyzji o związku z Lewesem teraz też Eliot uznała wyjazd za granicę za najlepszy sposób na przeczekanie skandalu. Wyjechała z Crossem w podróż poślubną do Włoch, a ciężar powiadamiania znajomych o ślubie spadł na Charlesa, najstarszego syna Lewesa i ukochanego wychowanka Marian. Nie wiemy niestety, co solidny i mocno stąpający po ziemi Charles myślał o postępowaniu macochy, ale podobno z tego niełatwego zadania wywiązał się z imponującym taktem.
Crossowie wrócili do Londynu w lipcu, a 3 grudnia wprowadzili się do nowej, eleganckiej rezydencji. 22 grudnia George Eliot zmarła z powodu niewydolności nerek, pozostawiając Crossa pogrążonego w głębokiej żałobie. To on zorganizował pogrzeb swojej słynnej żony na cmentarzu Highgate, w grobie sąsiadującym z grobem Lewesa. Następne lata spędził na pisaniu biografii Eliot. Jej publikację w 1885 roku przyjęto z konsternacją. Nawet biorąc pod uwagę standardy epoki, biografia Crossa okazała się zbyt wyidealizowana i hagiograficzna. Osoby znające osobiście George Eliot były też zszokowane faktem, że Cross zatarł w swojej książce większość śladów po ponad dwudziestoletnim związku pisarki z Lewesem. John Cross nigdy się powtórnie nie ożenił. W klubie, do którego należał, nazywano go za plecami „wdową po George’u Eliocie”.
Anna Gutowska – anglistka, literaturoznawczyni i tłumaczka.
Tekst pochodzi ze strony Krytyki Politycznej
fot. George Eliot na obrazie Fredericka Williama Burtona (1865), Wikimedia Commons