Chcę, aby krajowa i międzynarodowa opinia publiczna miała jasność co do tego, że przed prywatyzacją firma należała do Boliwijczyków i teraz nacjonalizujemy to, co jest nasze, oświadczył prezydent Morales. Zaznaczył też, że Boliwia potrzebuje zagranicą partnerów a nie właścicieli. Decyzja prezydenta spotkała się z jednobrzmiąca krytyką zarówno ze strony Hiszpanii, jak i Unii Europejskiej. Rzecznik Komisarza UE ds. handlu John Clancy oświadczył, że nacjonalizacja oznacza negatywny sygnał dla zagranicznych inwestorów i dla klimatu inwestycyjnego w Boliwii.
Od momentu objęcia władzy w 2006 roku Morales prowadzi politykę mająca na celu zwrot sprywatyzowanych przez zagraniczne firmy zasobów naturalnych kraju. Znacjonalizowano sektor naftowy, telekomunikacyjny a w górnictwie zagraniczne podmioty pozbawiono koncesji wydobywczych. Dzięki nacjonalizacji przemysłu naftowego udział kapitału zagranicznego w tym sektorze zmalał z 82 do 18 proc.
Nacjonalizacyjna decyzja Boliwii miała miejsce w kilka dni po podjęciu podobnych działań w Argentynie. Parlament zatwierdził zaproponowaną przez prezydentkę Cristinę Fernández ustawę o przejęciu przez państwo większościowego pakietu akcji hiszpańskiej firmy eksploatacji i przetwórstwa ropy naftowej i gazu Repsol, działającej w 29 krajach świata. Bezpośrednim argumentem na rzecz nacjonalizacji było stopniowe ograniczanie przez Repsol produkcji ropy i gazu, zmuszając Argentynę do wydatkowania w ubiegłym roku 9 miliardów dolarów na import tych surowców energetycznych. Przejęte przez Repsol w latach 90-ych argentyńskie przedsiębiorstwo naftowe YPF przez 70 lat działało pod pełną kontrolą państwa.
Bolesław K. Jaszczuk