Ani jej biografia, ani sposób ubierania się, ani kontakty z wyborcami nie wskazują, by była zawodowym politykiem. Zwłaszcza na tle nowojorskiej Partii Demokratycznej, tradycyjnie zdominowanej przez białych mężczyzn po pięćdziesiątce, z wykształceniem z Ligi Bluszczowej i miejscem w Kongresie jako naturalnym zwieńczeniem kariery. Ona, niespełna 29-letnia córka imigrantów z Puerto Rico, wychowana na robotniczych osiedlach południowego Bronksu, nie ma z tymi panami nic wspólnego. Szeroki uśmiech, spontaniczne uściski dłoni na ulicy, praca dyplomowa poświęcona roli kobiet w społeczeństwach krajów Afryki Zachodniej. I przede wszystkim brak jakiegokolwiek poparcia korporacyjnego, skromne fundusze na kampanię, rzadka obecność w mediach, nawet najbardziej przychylnych demokratom.
Te różnice skazywały Alexandrię Ocasio-Cortez na porażkę w prawyborach Partii Demokratycznej, które wyłaniały kandydata do listopadowych wyborów do Kongresu. Jej rywalem był bowiem Joseph Crowley, polityk jak najbardziej stereotypowy w szeregach demokratów: dyplom z nauk politycznych, prywatna edukacja w katolickich szkołach i dekady spędzone na różnych szczeblach administracji, od władz stanowych aż po kilka kadencji w Izbie Reprezentantów. Crowley jest kongresowym weteranem, w Izbie zasiada nieprzerwanie od 1999 r. i przymierzał się do kolejnej kadencji. Wiadomo już, że nic z tego. Czy jednak Alexandria Ocasio-Cortez jest w stanie utrzymać mandat dla partii?
Wydawczyni z Bronksu
Na pewno jej walka będzie się odbywać na zupełnie innych płaszczyznach ideologicznych, niż miałoby to miejsce w przypadku Crowleya. Program Alexandrii Ocasio-Cortez w polityce europejskiej zostałby zdefiniowany jako nowa lewica. Dla Amerykanów oznacza to prawie bezpośrednie sąsiedztwo z komunizmem. Nie ma jednak co się dziwić, że nowa nadzieja demokratów chce przeciągnąć swoją partię na lewo. Jak wielokrotnie mówiła w czasie kampanii, dzieciństwo spędzone w warunkach niedostatków finansowych, częstych przeprowadzek i niepewności jutra nauczyło ją, że mało czynników wpływa na przyszłość dziecka tak bardzo jak kod pocztowy ulicy, przy której się urodziło. Dlatego ona problem nierówności społecznych rozumie dużo lepiej niż dotychczasowi liderzy demokratów w Nowym Jorku. Sama przez wiele lat cierpiała z jego powodu. Teraz, gdy pod rządami Trumpa słabsi i mniej zamożni są nieustannie atakowani, ta wiarygodność może się okazać atutem nie do przecenienia.
Choć nie ma doświadczenia w zawodowej polityce, Ocasio-Cortez wydaje się doskonale wiedzieć, co chce osiągnąć w Kongresie. Przede wszystkim jednak wie, dlaczego chce zmieniać swój kraj. Jak wspomina jej matka w wywiadzie dla „New York Timesa”, Alexandria była najbardziej wygadanym dzieckiem na osiedlu. A to szybko przeszło u niej w chęć działania publicznego. W czasach studiów na Boston University współpracowała z jedną z legend Partii Demokratycznej, senatorem Tedem Kennedym, opracowując dla niego założenia reformy prawa imigracyjnego. Po ukończeniu studiów nie została jednak w Bostonie, nie zasiliła też armii stażystów pracujących dla partii w Waszyngtonie. Zdecydowała się wrócić na Bronx, do macierzystej wspólnoty. Założyła tam małe wydawnictwo, publikujące głównie książki dla dzieci i młodzieży. Jej głównym celem było przedstawienie dzielnicy w dobrym świetle, w kontrze do stereotypu wszechobecnej biedy, przemocy i narkomanii.
Liderka protestów w rezerwacie
Przełom w jej myśleniu o aktywności politycznej przyszedł dopiero w 2015 r., kiedy zaangażowała się w kampanię prezydencką Berniego Sandersa. Po raz pierwszy bowiem znalazła kandydata, z którym mogła się identyfikować. Choć Sanders przegrał walkę o demokratyczną nominację z Hillary Clinton, odcisnął ogromne piętno na krajobrazie amerykańskiej polityki, zwłaszcza po lewej stronie. Ocasio-Cortez publicznie przyznaje, że chce kontynuować jego pracę z kampanii. I widać to w jej własnym programie.
Decyzję o kandydowaniu w prawyborach do Kongresu podjęła zaledwie półtora roku temu, częściowo pod wpływem przegranej Sandersa. W Ameryce Donalda Trumpa na początku nie potrafiła się odnaleźć. Nie miała na siebie pomysłu, a wydawnictwo nie przynosiło zadowalających wyników finansowych, więc zatrudniła się jako barmanka, by dorobić do niskiego wynagrodzenia. Nie przestała jednak udzielać się publicznie. Brała czynny udział w protestach w rezerwacie Standing Rock w Dakocie Północnej, gdzie rząd federalny chciał przekopać cmentarz rdzennych mieszkańców tych ziem, by ułożyć rurociąg. Ocasio-Cortez wyrosła na jedną z liderek ruchu opozycyjnego w Dakocie, stając się dzięki temu bardziej rozpoznawalna w mediach ogólnokrajowych. Wreszcie przyszedł moment, w którym zdecydowała się rzucić rękawicę Crowleyowi.
Z braku dużych funduszy i dotacji komunikowała się z wyborcami głównie na wiecach i za pomocą mediów społecznościowych. Te ostatnie zresztą były najpewniej kluczem do sukcesu wyborczego. Kilka miesięcy temu bowiem Ocasio-Cortez wypuściła do internetu nieco ponad dwuminutowy film kampanijny zatytułowany „Odwaga do zmian”. Do tej pory obejrzało go przeszło pół miliona osób na platformie YouTube i setki tysięcy w innych serwisach społecznościowych. W tym krótkim przekazie udało się jej zmieścić wszystko, co potencjalni wyborcy powinni wiedzieć o niej samej i o jej programie. Używając naprzemiennie hiszpańskiego i amerykańskiego akcentu, opowiada o swoich korzeniach w robotniczym Bronksie, o problemach związanych z pochodzeniem z imigranckiej, latynoskiej rodziny i o swoim życiu, w którym polityka nigdy nie miała odgrywać ważnej roli. Potem płynnie przechodzi do programu wyborczego, który krąży wokół tytułowej odwagi do zmian.
Kandydatka milenialsów
Amerykańscy komentatorzy są zgodni – plan Alexandrii Ocasio-Cortez jest niesamowicie przejrzysty, ambitny, ale też ryzykowny. Aktywistka z Bronksu mówi, że „nadszedł czas, by wszyscy w Nowym Jorku zastanowili się, w czyim interesie zmieniało się nasze miasto przez ostatnie 20 lat”, mocno uderzając w Crowleya i elitę nowojorskiej Partii Demokratycznej. Nie ogranicza się jednak do krytyki. Proponuje zmiany, zarówno na szczeblu stanowym, jak i federalnym. Chce reformy podatkowej, tak aby – jak mówi w wyborczej reklamówce – „przestali nas reprezentować milionerzy, którzy nie płacą tutaj podatków, nie piją naszej wody, nie oddychają naszym powietrzem”. Na agendę bierze też zaniedbany od dawna sektor mieszkań komunalnych, podkreślając, że rodziny pracowników fizycznych nie są w stanie płacić coraz wyższych czynszów.
Postuluje również inwestowanie w transport publiczny, co w Nowym Jorku jest palącą potrzebą. Tamtejsze metro jest bowiem tak niedofinansowane i technologicznie niedostosowane do potrzeb metropolii, że stało się już obiektem żartów, a sfrustrowani nowojorczycy woleliby zamienić je w muzeum, niż częściej z niego korzystać. Niektóre pomysły, takie jak uniwersytety bez czesnego i poszerzenie pakietu darmowych ubezpieczeń zdrowotnych, aby obejmowały każdego Amerykanina, zapożyczyła z kampanii Sandersa. I oczywiście tego nie ukrywa, przypominając, że Kongres ma prawo i mandat realizować dokładnie te plany, które Bernie Sanders chciał wprowadzać w życie jako prezydent.
Czy zatem niespodziewana wygrana Alexandrii Ocasio-Cortez w nowojorskich prawyborach to znak, że Partia Demokratyczna skręca w lewo? Na tak zdecydowane osądy jeszcze za wcześnie. Jonathan Favreau, były główny autor przemówień Baracka Obamy, dziś lider kolektywu mediowego Crooked Media i jeden z czołowych opozycyjnych liderów opinii, przestrzega przed rozciąganiem wniosków z Nowego Jorku na cały kraj. Przypomina, że pod rządami Trumpa spora część kraju uległa radykalizacji i popiera postulaty skrajnej, nacjonalistycznej prawicy. Przejście na pozycje bardzo jak na Amerykę lewicowe może więc okazać się ryzykowne dla Partii Demokratycznej, zwłaszcza że niejako osierocone pozostaje polityczne centrum. Z drugiej strony Alexandria Ocasio-Cortez to twarz, której demokraci bardzo teraz potrzebują. Córka imigrantów wydaje się idealną odpowiedzią na wywołany przez Trumpa kryzys na granicy z Meksykiem. Przynajmniej częściowe uwzględnienie postulatów rosnącego elektoratu lewicowego może też okazać się niezbędne, bo młodzi wyborcy – według badań Pew Research – coraz mniej identyfikują się z liberalizmem ekonomicznym starszego pokolenia demokratów.
W listopadowych wyborach do wzięcia będzie rekordowa liczba mandatów, demokraci mogą nawet odzyskać kontrolę nad Izbą Reprezentantów. To z pewnością nie będzie możliwe bez głosów milenialsów – a ci najchętniej zagłosują na kogoś spoza dotychczasowej elity. Alexandria Ocasio-Cortez może więc być przewodnikiem demokratów na szlaku, na którego końcu czekać będzie Biały Dom.
Tekst pochodzi z tygodnika "Przegląd"
fot. Wikimedia Commons