Jej autor, Zenon Kruczyński, był przez długie lata myśliwym. Polował na zające, dziki, sarny i jelenie. Nagle, pewnego dnia, zdał sobie sprawę, że nie może dłużej tego robić.
Wgląd to nagłe, całościowe, spontaniczne uświadomienie sobie za jednym razem istoty tego, co spostrzegamy. Jest to szczególny rodzaj percepcji – wielopoziomowej i równoczesnej. CO, GDZIE, JAK, DLACZEGO i W JAKIM CELU mieszczą się w jednym; to rozpoznanie zarazem intelektualne, emocjonalne i intuicyjne. To uderzenie sensu.
Wgląd jest jednorazowy i nieodwracalny – nie można już wrócić do stanu sprzed. Nowa świadomość, która po nim następuje, często bywa bolesna i straszna.
Autor tej wstrząsającej książki zdaje się należeć do ludzi, którzy zobaczyli, uświadomili sobie, czy może lepiej byłoby powiedzieć – ujrzeli jakąś podstawową, przerażającą naturę świata, jego piekielność. To, że jej nie dostrzegamy na co dzień, że nam umyka, że nie zastygamy w grozie, jest zdumiewające. Czy tak silnie działają mechanizmy obronne? Czy to może zwykła ludzka obawa przed wstrząsem, nawyk percepcyjnego lenistwa, brak refleksji, komfort ignorancji? Wystarcza nam po prostu to, że świat jest dany, że jest, jaki jest. Lecz nasza percepcyjna bierność ma znaczenie moralne, ponieważ utrwala zło. Nie chcąc ujrzeć, stajemy się współuczestnikami zła i współwinnymi. Wysiłek moralny jest więc w istocie wysiłkiem poznawczym – musimy ujrzeć w nowy, bolesny sposób.
Tak właśnie patrzy na to Autor. Jego opowieść porusza, ponieważ dotyczy ogromnego, zbiorowego, skrzętnie wypieranego poczucia winy, dezawuuje jego istnienie i odsłania przyczyny jego powstania. Autor nie oszczędza w niej siebie, a jego szczerość jest bolesna; w swojej spowiedzi potrafi być szczegółowy i okrutny w tej szczegółowości. Jak pątnik udaje się do innych, szuka mistrzyń i mistrzów, przyjaciół i podobnych sobie, żeby wytłumaczyli mu powód zła, które wyrządzał, i sens przemiany, jaka się w nim dokonała. Na jego determinację odpowiadają taką samą szczerością. Starannie zapisuje ich słowa.
Od tego momentu książka przestaje być opowieścią jednego człowieka. Nagle okazuje się, że myśliwy i polowanie to tylko pretekst do dużo szerszych i głębszych rozważań, których punktem centralnym jest stosunek ludzi do zwierząt.
Rozmawia z psychoterapeutą, z mistrzynią zen, z psycholożką uzależnień, z innym myśliwym, z żonami myśliwych, z ekolożką i lekarką weterynarii. Każde z nich patrzy na fakty z innego punktu widzenia. Te perspektywy łączą się, uzupełniają, odkrywając kolejne wymiary problemu. Polowanie uzbrojonego człowieka na zająca staje się wierzchołkiem góry lodowej, drobną sceną z ogromnego, powszechnego koszmaru, który otacza nas zewsząd, ponieważ zabijanie zwierząt dotyczy każdego z nas. I tego, kto poluje, ale i tego, kto to akceptuje i stanowi prawo. Tego, kto nosi futra, skórzane buty, kto je mięso i kto używa testowanych na zwierzętach leków i kosmetyków. Wszystkie te rozmowy orbitują bezradnie wokół prostego, wydawałoby się, pytania: jak to możliwe, że zabijamy zwierzęta?
Nasza świadomość różni się przecież od świadomości myśliwego na sawannie, różni się nawet od świadomości biedaka, który kłusuje w lesie, by przeżyć. Żywności roślinnej starcza dla wszystkich. Gdybyśmy nie jedli mięsa, byłoby jej jeszcze więcej. Nie ma powodu, żeby zabijać dzikie zwierzęta. Nie zagrażają nam. Poza tym istnieje antykoncepcja dla zwierząt, jest nowoczesna etologia. Dziś nie możemy powiedzieć, że zabijanie to przymus czy smutna konieczność. Nie musimy zabijać. Tam, gdzie byłby przymus biologiczny, tam nie byłoby moralnego wyboru. My jednak nie jesteśmy w żaden sposób zmuszeni ani do polowania, ani do jedzenia mięsa. A jeżeli polujemy i jemy, to za każdym razem dokonujemy moralnego wyboru.
Jaki jest błąd w tym rozumowaniu?
Peter Singer, najbardziej radykalny współczesny etyk, od wielu lat wykazuje, że w gruncie rzeczy nasz stosunek do zwierząt jest irracjonalny i nielogiczny. Jego metodą jest metoda filozofa – ustanowić porządek rozumu tam, gdzie rządzą nami uprzedzenia i niekonsekwencje.
Singer wychodzi z założenia, że fundamentalną zasadą, na której opiera się równość wszystkich istot ludzkich, jest zasada równego rozważenia interesów. Zgodzi się z nią każdy, kto uważa dyskryminację rasową czy dyskryminację kobiet za jedną z najważniejszych kwestii moralnych i politycznych. Dziś nikt nie będzie miał już żadnych wątpliwości, że taka dyskryminacja byłaby zła moralnie. Jednak Singer idzie dalej i domaga się rozszerzenia tej zasady na relacje ze zwierzętami. Dlaczego? Dlatego że troska o innych nie powinna zależeć od tego, jacy oni są, czy i jakie zdolności posiadają (chociaż, oczywiście, to, co możemy zrobić dla innych, będzie się różnić w zależności od tego, jakie cechy posiadają ci inni). Przecież fakt, że niektórzy ludzie nie należą do naszej rasy, nie upoważnia nas do ich wykorzystywania. To samo dotyczy zwierząt – to, że nie należą one do naszego gatunku, nie upoważnia nas do tego, by sprawiać im cierpienie.
Singer jest utylitarystą, co znaczy, że uważa za etyczne takie sposoby postępowania, które będą miały najlepsze konsekwencje dla tych, których dotyczą. Przez "najlepsze konsekwencje" rozumie to, co ogólnie sprzyja realizacji interesów, a nie – jak utrzymuje klasyczny utylitaryzm Benthama – co jedynie zwiększa przyjemność, a zmniejsza ból.
Za Benthamem Singer wskazuje na zdolność cierpienia jako istotną cechę, która upoważnia daną istotę, by mogła być traktowana na równi z innymi.
To właśnie Singer ukuł termin "gatunkowizm", który jest jakby trzecim ogniwem trójcy uprzedzeń – po rasizmie i seksizmie. Gatunkowizm to dyskryminowanie drugiej istoty ze względu na przynależność do innego gatunku.
Singer jest filozofem, który wierzy w rozwiązanie sprzeczności i nieporozumień w myśleniu na temat praw zwierząt za pomocą rozumu. Dowodzi, że nasz pełen okrucieństwa stosunek do zwierząt jest w swej istocie bezrefleksyjny, jest uprzedzeniem i nie ma nic wspólnego z logiką, że to błąd w logicznym myśleniu, podtrzymujący samolubne i prymitywne pragnienie zachowania przywilejów wyzyskiwaczy.
Ratuje w ten sposób nasz ludzki honor, bo zdumiewające wydaje się, jak rozum, często przypisywany tylko człowiekowi, bywa wykorzystywany w perwersyjny, makabryczny sposób. W książce Zenona Kruczyńskiego znajdziemy rozprawę z logiką myśliwych i myśliwskim etosem. Zobaczymy, że myślistwo może być nie tylko prymitywnym atawizmem, ale i chorobą uzależnieniową, neurotycznym zaburzeniem wyalienowanego z całej przyrody ludzkiego "ja", dysfunkcją ludzkich samców owładniętych potrzebą dominacji, albo psychopatycznym brakiem wrażliwości. Takie spatologizowanie myślistwa (tak jak niedawno spatologizowano pedofilię) przyniesie nam ulgę, ponieważ w głębi duszy czujemy, że zabijanie zwierząt nie jest czymś normalnym i że zabijając, wykraczamy poza fundamentalne zasady etyczne.
W dawnej Grecji obowiązywał trilog. Był to potrójny prosty nakaz, sformułowany przez Pitagorasa: "Czcij rodziców, bogów czcij owocami, szczędź zwierzęta". W najbardziej lakoniczny sposób trilog wskazywał trzy najważniejsze sfery życia człowieka: po pierwsze – najprostsze więzi społeczne, po drugie – szeroko rozumiany wymiar religijny, duchowy, i po trzecie – godziwe postępowanie ze światem przyrody, ze zwierzętami. Chciałabym, żebyśmy wrócili do takich najprostszych etycznych intuicji.
Sądzę też, że ludzka wrażliwość powoli, ale w zauważalny sposób się zmienia i za jakiś czas polowanie zostanie zdelegalizowane.
Jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, cieszę się, że taka książka została napisana. Nie wstydzę się ani mojego wzburzenia, ani wzruszenia podczas jej czytania.
Często śni mi się, że ktoś mnie tropi, a ja uciekam przez pole i las. Przypadam do ziemi, próbuję się na niej rozpłaszczyć, stać się niewidzialna; albo chowam się w zbożu, w trawie i boję się, żeby nie odsłonił moich bezbronnych pleców powiew wiatru. Skulona słyszę kroki i głosy moich prześladowców, gdy się zbliżają. To chwila pełna grozy, bo wiem, że im nie umknę, że ich przewaga nade mną jest miażdżąca. Czekam, aż to się stanie.
Myślę, że w tym powtarzającym się śnie jestem zającem, sarną, dzikiem i każdą istotą, na którą urządza się polowania. Także człowiekiem. Że w jakiś sposób ten moment grozy staje się doświadczeniem podzielnym, wspólnym. Być może pamięta go moja atawistyczna część mózgu. Możliwe jest także, że ta dziwna pamięć dowodzi czego innego: iż owa jedność człowieka ze światem, którą mamy za utraconą na zawsze, w rzeczywistości trwa nadal. Tylko przestaliśmy ją widzieć.
Olga Tokarczuk
Jest to wstęp do książki Zenona Kruczyńskiego "Farba znaczy krew", słowo/obraz terytoria 2008, s. 268.