Polska jest tego rodzaju krajem, w którym etyka i moralność kojarzone są niemal wyłącznie z życiem religijnym, a za specjalistów od godziwego życia uchodzą duchowni. Jednocześnie nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, na jakiej właściwie podstawie czy z jakiego powodu ksiądz lub pastor mieliby wiedzieć o właściwym postępowaniu więcej niż sprzątaczka lub sprzedawca warzyw. Bo więcej niż tamci naczytał się jakichś starych książek? Albo więcej czasu od przedstawicieli innych zawodów spędzał ze swoimi kolegami po fachu?
Ten klerykalny rys moralności w Polsce charakteryzuje i to, że zamiast krytycznego namysłu oferuje się w tych sprawach ludziom jakieś „przykazania”. Biblijne lub wypracowane w Kościele. Etyka miałaby być czymś w rodzaju wypełnienia rozkazów, a nie przedmiotem krytycznych badań, tak jak są nimi, dajmy na to, psychologia, fizyka lub inżynieria budowlana. Religia oderwała moralność od nauki i krytycznego, obiektywnego myślenia. I zrobiła jej tym potworną krzywdę, sprowadzając właściwe postępowanie do wierności bóstwom i organizacjom. To mogło doprowadzić tylko do zdziecinnienia i wynaturzenia, czego świadectwem są spowiedzi katolików i bezduszność wielu wierzących wobec ludzi i zwierząt. Dotyczy to także niewierzących urobionych przez religijne środowisko.
Na szczęście nie wszyscy pozostawiają moralność duchownym. Obok etyków świeckich powtarzających przemyślenia innych, są także filozofowie, którzy samodzielnie konstruują etyczne systemy, przecierają szlaki dla innych i budują myślowe rusztowania pod bardziej szczegółowe badania i analizy. Takich oryginalnych myślicieli mamy we współczesnej Polsce niewielu, a może nawet tylko jednego. Jest nim z pewnością profesor Jerzy Drewnowski, historyk nauki i filozof prowadzący niezależną pracę nad budowaniem świeckiej etyki, którą on sam nazwał humanitaryzmem krytycznym lub kondycjonalistycznym. Ten ostatni wyraz oznacza poszukiwanie warunków dla skutecznego działania do godziwego życia. Bo nie wystarczy ludzi kształcić etycznie, trzeba im także stwarzać warunki do tego, aby życie godziwe było możliwe w jak największym zakresie i dla największej liczby ludzi.
Ostatnio na portalu www.racjonalista.pl ukazała się kolejna praca profesora pt. „O humanizmach i dwudzielnym pniu humanitaryzmu”. Wszystkich poważnie zainteresowanych kwestią etyki świeckiej, którą tu nazywamy zwykle „świeckim humanizmem”, a którą profesor woli nazywać „humanitaryzmem”, serdecznie zachęcam do lektury tego i innych tekstów profesora. Jerzy Drewnowski lubi prowokować do myślenia, a także bulwersować ludzi nawykłych do chodzenia utartymi szlakami. Wszystko po to, aby wyrwać ich z konwencji i pułapek myślowych, zastawionych przez religie lub mało przemyślane systemy filozoficzne.
Może warto wyjaśnić, dlaczego profesor Drewnowski uważa, że niezbędne jest stwarzanie warunków do dobrego postępowania: „Nie wystarczy kogoś wychować na przyzwoitego człowieka, by nie był on zdolny do wielkich podłości, gdy zacznie sprawować władzę w hierarchicznie zorganizowanej społeczności. Stosunki zależności o charakterze hierarchicznym niosą ze sobą wielkie szkody w społeczeństwie, w rodzinie, w miejscu pracy, w klasztorze, w każdej niemal społeczności”. Dla niektórych powyższe stwierdzenie jest oczywiste, ale obawiam się, że w polskich warunkach o wiele więcej osób będzie szczerze zgorszonych takim stawianiem sprawy. Bo tu, w Polsce, prawie wszystko jest autorytarne i hierarchiczne – od partii politycznych, przez Kościoły, rodziny, szkoły, aż po firmy.
Deprawujący autorytaryzm jest powietrzem, którym oddychamy. Rodzi się więc pytanie o to, jak żyć w takich warunkach. Za tydzień o innych „gorszących” przemyśleniach Drewnowskiego.
***
Wśród ludzi pełnych dobrej woli, w tym świeckich humanistów, pokutują czasami rozmaite przesądy sprawiające wrażenie nie tylko niebudzących kontrowersji, ale nawet wzniosłych.
Przed tygodniem pisałem o najnowszej pracy profesora Jerzego Drewnowskiego, jednego z najciekawszych, a może także jedynego oryginalnego wśród żyjących polskiego myśliciela należącego do nurtu świeckiego humanizmu, który on sam woli nazywać humanitaryzmem. Profesor jest zwolennikiem nie tylko postawy wspierającej innych ludzi, ale także tworzenia warunków do tego, aby takie wsparcie i rozwój były możliwe. Cóż z tego – pisze – że ktoś chce być przyzwoitym człowiekiem, jeśli bezwzględne okoliczności wrzucą go w zależności, które go zdeprawują i nakłonią do wyzysku lub sadystycznych zachowań. Dlatego jedną z podstawowych rzeczy jest właśnie odpowiednie kształtowanie owych okoliczności, aby umożliwiały dobre życie. Inna rzecz, że mamy na to wpływ w różnych sprawach bardzo różny.
Takie stawianie sprawy nie jest zbyt częste i budzi sprzeciw. Bo zwykle uczy się nas, że moralność jest czymś, co nie podlega uwarunkowaniom, czyli jest i ma być niezmienna i heroiczna. Ale spokojne rozejrzenie się po świecie sprawi, że odkryjemy, iż ludzkie społeczności różnią się od siebie etycznie – w jednych gardzi się słabymi, a hołubi mocnych, w innych poniewiera kobietami, gdzie indziej ceni przyjaźń lub na przykład wbija się w ziemię homoseksualistów. Cóż innego ukształtowało te różnice etyczne między ludźmi, jeśli nie społeczne okoliczności – stopień rzeczywistej demokratyzacji, poziom samoorganizacji, dominujący system wartości, tradycja kulturowa itp. Koncepcja Drewnowskiego pozwala unikać naiwności oraz pięknoduchostwa i jest bardzo praktyczna. A w etyce to rzecz bezcenna.
Autor pracy „ O humanizmach i dwudzielnym pniu humanitaryzmu” przestrzega także przed przecenianiem uszlachetniającej roli kultury, z czym mają często problem ludzie wykształceni, szczególnie absolwenci studiów humanistycznych. Czy coś złego może być w kulturze? I dlaczego takie rzeczy pisze akurat Drewnowski, sam filolog i humanista? Profesor zwraca uwagę na to, że kultura, także ta tzw. wysoka, jest czymś etycznie bardzo niejednoznacznym. Ocena danego twórcy czy dzieła musi brać pod uwagę nie tylko kwestie estetyczne, ale także etyczne. Czy naprawdę sądzimy, że rzeczą bez znaczenia jest to, że napawamy się pięknymi powieściami, ale lansującymi na przykład autorytaryzm, ślepe posłuszeństwo autorytetom (chociażby religijnym) lub nacjonalizm? Jerzy Drewnowski nie postuluje przy tym wprowadzenie nowej cenzury czy autocenzury, ale rozbija mit tzw. człowieka kulturalnego jako pewnego ideału samego w sobie. Taki człowiek, świetnie oczytany i obyty, bynajmniej nie musi być etycznie bardziej zaawansowany od kogoś, kto mniej czyta, ale więcej samodzielnie myśli i zwyczajnie troszczy się o innych.
W tym momencie podam dosyć charakterystyczny przykład z życia polskich elit. Od 20 lat w Polsce robi furorę książka niejakiego Gustawa Le Bona pt. „Psychologia tłumu”. Ta ponadstuletnia ramota, nieudolne dzieło niezbyt kompetentnego psychologa i socjologa, zrobiło nad Wisłą zdumiewającą karierę i było przekazywane z rąk do rąk (także wśród lewicowców!) jako hit nauk społecznych. Tymczasem jest to - mimo dość znanego nazwiska autora - żenujący knot, pełen pogardliwych obsesji wobec warstw społecznych uważanych za niższe, który nie ma nic wspólnego z myśleniem naprawdę humanistycznym. Fakt, że tego typu książka zrobiła taką karierę wśród ludzi mających się za kulturalnych, sam w sobie jest świadectwem poziomu naszych tak zwanych elit.
Profesor Drewnowski krytykuje też etykę opartą na myśleniu savoir-vivre’owym, nadmierne skoncentrowanie się na własnym publicznym wizerunku oraz przesadne dbanie… o swoją etyczną nieskalaność. Etyka według niego to przede wszystkim troska o drugiego, mądra i długofalowa, pozwalająca się naprawdę rozwinąć. I nie ma wiele wspólnego z tzw. dobroczynnością, która często polega na rzucaniu ochłapów biednym dla zaspokojenia wyrzutów sumienia.
Marek Krak
Tekst ukazał się w dwóch odcinkach w rubryce „Życie po religii” w tygodniku „Fakty i Mity”.