Tematy społeczne i polityczne oczywiście pojawiały w polskim rapie wcześniej, na klasycznych dziś płytach, żeby wspomnieć tylko WWO (Obejrzyj sobie wiadomości), Włodiego soli (Protest) i z Molestą (Martwię się), Hemp Gru (Obudź się) i nagraniach Łony, Fokusa, czy Hadesa. Natomiast raperom, do których pasuje etykietka „zaangażowanych”, takim jak Carper i AJKS, o ostrym antyfaszystowskim przekazie rzadko udawało się wychodzić poza grono odbiorców bezpośrednio zainteresowanych taką tematyką (bywalców skłotów, aktywistów) i... ich antagonistów zalewających YouTube negatywnymi komentarzami. Nie mieliśmydo tej pory na polskiej scenie kogoś, kto mógłby stanowić odpowiedź na wykonawców/-czynie takich jak Keny Arkana, czy dead prez. Chyba, że za tematykę społeczną uznać nacjonalistyczne wybryki Zjednoczonego Ursynowa, wyżywanie się na feministkach przez Karmela albo poparcie Marszu Niepodległości przez Pjusa, Ciecha i Młodego M.
Nie wiem na ile świadomie, a na ile intuicyjnie, Miraho określa sam siebie jako rapera apolitycznego. Jeśli przez polityczność rozumieć partyjniactwo albo władzę nadawania ludziom tożsamości (w utworze Samoorganizacja raper wymienia zresztą stojące opozycyjne wobec siebie grupy, które mogłyby działać na rzecz wspólnego dobra). Jeśli polityczność odbieramy, jako troskę o otaczający świat, zdecydowanie nie. Rapera boli nieludzkie traktowanie zwierząt, bieda dotykająca najbliższe otoczenie, ogłupiające działania mediów, przedmiotowe podejście do drugiego człowieka i bezmyślne niszczenie środowiska, czyli, de facto, zagadnienia bardzo mocno zależne od życia politycznego. Nie mówi nam rzeczy nowych, ani obcych, ale takie, o których często większość z nas wolałaby zapomnieć. Klimat płyty bardzo dobrze oddaje ponura ilustracja okładkowa, budząca skojarzenia z post-apokaliptycznym światem rodem z Fallouta.
„Wystarczy cierpień bezbronnych stworzeń / bezlitosny człowiek uzbrojony w noże / Ostrze gładko tnie sine tętnice / Zwierzętami krzyczę, a ty nie chcesz słyszeć/ Wyrzec mam się moich uczuć tu dziś?/ Czasem wstydzę się, że jestem jednym z ludzi”, mówi w Propagandzie. Nie przypominam sobie tak przeszywających tekstów poruszających temat zabijania zwierząt, nie tylko w rapie, ale i w całej rodzimej muzyce. Z podobnym zaangażowaniem raper mówi o innych, wymienianych wyżej tematach. Nawet w momentach, kiedy słuchamy, o zdawać by się mogło, oklepanych, bardzo hip-hopowych tematach, jak w Narkotychach, znam to miasto i brudnym południu, opowiadających o życiu w rodzimych Tychach, Miraho robi to w przeszywający sposób. Można poczuć się jak na jednej z najbrudniejszych ulic południa Polski („brudnych tak, że mógłbyś brud przytulić”, jeśli miałbym posłużyć się tekstem Bonsona). Jednak bieda, której doświadczył raper („Nie chcę powracać do czasów, gdy byłem dzieckiem / Para adidasów po starszym rodzeństwie / Wszystkie ciuchy kupowane w lumpeksie / Czasy ciężkie, zarażone miejsce”, mówi w Porzucam przeszłość), nie przyczyniła się do fascynacji zarabianiem pieniędzy, a raczej do nieczęsto spotykanej w takiej skali empatii. Mimo ciężkich tematów, trudno uznać Rebelię świadomości za materiał depresyjny. Kilka utworów, jak Nie ma kompromisu, Samoorganizacja i Świat się zmienia, jest jakby stworzonych do wywoływania ludu na barykady.
Zajmując się warstwą czysto-muzyczną, Miraho przykuwa już samą barwą głosu, trochę zbliżoną do Pelsona, chociaż, moim zdaniem, przebija go pod względem flow. Cieszy też, że podwójne rymy, których zdarza mu się używać, nie są tylko efekciarską sztuczką, a ciekawym urozmaiceniem tekstów. Na pochwałę zasługuje też, odpowiedzialny za większość beatów, Dies. Wystarczy przejrzeć artystów, z którymi współpracował (między innymi Molesta Ewenement i Pono), żeby zorientować się w jakim klimacie będziemy się obracać. Cieszą scrache i cuty DJ Feel-X'a (Uliczny Opryszek, którego słuchacze mieli okazję posłuchać w „rap one shot” to pod tym względem prawdziwy majstersztyk). Wspomniany wyżej falloutowski klimat potęgują sample z różnej maści newsów. Produkcja w każdym razie jest na bardzo przyzwoitym poziomie. Słychać, że to studio, a nie mikrofon owinięty skarpetką w pokoju (nie jestem przeciwnikiem domowych nagrań, ale pewne ograniczenia sprzętowe bardzo trudno jest przeskoczyć). Warto też zwrócić uwagę na Azitiz (raperka z Nowego Orleanu), która ze swoim flow spod znaku Keny Arkany genialnie odnajduje się w Pod tym samym niebem, Smalca radzącego sobie w Świat się zmienia równie dobrze jak w swoich macierzystych, punkowych „Zielonych Żabkach” i RBSN w Propagandzie (do której dodatkowo zmajstrował całkiem klawy beat). Reszta gości, niezależnie od tego, czy obcujemy z raggowcami, śpiewającymi dziewczynami, czy z hardymi ulicznikami, nie zawsze przekonuje. Można odnieść wrażenie, że to co pewnie w zamierzeniu miało urozmaicać album, raczej nuży.
Słuchając Rebelii Świadomości warto jednak wziąć poprawkę na to, że utwory powstawały na przestrzeni trzech lat. Fajnie, że nie odbiło się to na spójności materiału. Nie zmienia to jednak faktu, że większość słuchaczy zwyczajnie może nie przyswoić takiej dawki muzyki. Album Miraha wymaga uwagi, ale zdecydowanie warto się nad nim pochylić. Jeśli którąś z następnych płyt uda się raperowi przebić do świadomości większej grupy osób, spokojnie będziemy mogli uznać Rebelię świadomości, mimo kilku potknięć (np. drażniące „plastikowym” beatem Nie wychodź na ulice), za pozycję istotną. Na razie jest to dowód na narodziny świadomości i wrażliwości, niespotykanej wcześniej w takiej skali jeśli chodzi o polski rap.
Miraho, Rebelia Świadomości, Siła-Z-Pokoju Version Records 2013.
Mateusz Romanowski